Bezdroża Ameryki
   

Pierwszym przystankiem wyprawy był wodospad Niagara. Wizytę w tym malowniczym, chociaż znacznie już skomercjalizowanym miejscu rozpoczęliśmy niemal u źródła. Podążaliśmy wzdłuż rzeki, której prąd coraz bardziej się wzmagał, koryto stawało się szersze, a szum wody głośniejszy. Spacer wzbudzał coraz większe emocje, bo wiedzieliśmy, że zbliżamy się do niezwykłego miejsca, które oglądaliśmy w filmach, o którym słyszeliśmy w telewizji… Wreszcie! Przed nami rozpościerała się Niagara! Był wieczór, wodospad nieustannie zmieniał kolory pod wpływem światła rzucanego z niedalekiej latarni, łoskot spadającej i uderzającej o skały wody zagłuszał inne dźwięki. Żadne słowa nie są w stanie oddać uczuć, jakie pojawiają się w obliczu spotkania z tak niezwykłym zjawiskiem, z tak fascynującym żywiołem.

Bronx, późny wieczór…

Po dwóch dniach pełnych wrażeń wyruszyliśmy w dalszą podróż. Wynajętym golfem, w ramach oferty „Drive Away”, przemierzaliśmy stany: Nowy York, Pensylwania, Ohio, Indiana, Illinois. Dotarliśmy do kolejnego punk tu podróży: Chicago. Granice miasta przekroczyliśmy późnym wieczorem, wjeżdżając do Bronksu. Mieszkańcy tej dzielnicy to głównie czarnoskórzy obywatele, wśród których nasze pojawienie się wzbudziło zainteresowa-ie. Jedynym otwartym o tej porze miejscem, gdzie mogliśmy uzyskać informacje o tym, którędy jechać do centrum Chicago, były stacje benzynowe. Różniły się one jednak od polskich stacji paliw. Sprzedawcy siedzieli w zamkniętych, szklanych, kuloodpornych kabinach, trzymając przy stoliku broń, a kontaktowali się z klientami wyłącznie poprzez mikrofon umieszczony na szybie. Nie ukrywając obaw, odjechaliśmy w poszukiwaniu drogowskazów. Kolejny dzień przyniósł wspaniałe wrażenia – chicagowskim metrem dotarliśmy do serca Wietrznego Miasta, Downtown. Pierwszym, uderzającym widokiem były drapacze chmur. Dopiero w takim miejscu, otoczony budowlami o niedostrzegalnych szczytach, człowiek uzmysławia sobie, jakim jest maleństwem; nasz krzyk to zaledwie szept.

ludzie jak drobiny

Wrażenia uległy zmianie, gdy znaleźliśmy się na szczycie jednego z najwyższych budynków świata – Sears Tower. Widok ozpościerającego się przed nami amerykańskiego miasta zapierał dech w piersiach. Spoglądaliśmy na wieżowce, między którymi jak mrówki przemieszczali się ludzie i samochody. Z tej wysokości życie na dole było tak bardzo odległe, a jednocześnie tak bliskie, jak dotknięcie jednym palcem planszy lego. llinois opuszczaliśmy ze łzą w oku. Być może dlatego, że Chicago było pierwszym tak wielkim miastem, do którego zawitaliśmy, a umysł ludzi kieruje się zasadą pierwszeństwa – żadna inna aglomeracja obfita w drapacze chmur nie zrobiła już na nas tak wielkiego wrażenia, jak to miasto u brzegu jeziora Michigan.

King of the World

Ruszyliśmy dalej. Przemierzaliśmy drogi stanu Iowa, równiny Nebraski, w końcu dotarliśmy do Kolorado. Ten górzystowyżynny teren wzbudza podziw i ogromną ciekawość. Droga ciągnie się wśród kanionów o krwistoczerwonych skałach, tworzących niemalże tunele i witających zadziwiającymi konstrukcjami skalnych „bram”. Z szeroko otwartymi oczami dotarliśmy do niezwykłego skansenu przyrodniczego – Colorado National Monument Park. Widoki, które ukazały się przed nami, trudno opisać. Zdjęcia nie potrafią oddać rodzących się emocji, bo tylko osobiste wspomnienie jest w stanie ponownie wzbudzić tak silny stan wzruszenia przyrodą. Człowiek zaczyna intensywnie zastanawiać się, jak możliwe było stworzenie tak niezwykłych miejsc i jak szczególnym wydarzeniem jest nasza obecność w nich. W takich momentach naprawdę chce się wykrzyczeć słowa bohatera „Titanica”: „I’m King of the World!”.

Małgorzata Fic
Poleć znajomemu
Imię i nazwisko nadawcy:
E-mail adresata:
Poleć
Link został wysłany
Newsletter
juliada mlodziez smiglo

Powered by mtCMS   •    Wszelkie prawa zastrzeżone   •    Projekt i wykonanie MTWeb