Rozmowa z fotografem Tomaszem Wiechem
Niedawno wydałeś swoją pierwszą książkę - album „Polska. W poszukiwaniu diamentów". Jako fotograf zajmujesz się dokumentowaniem polskiej rzeczywistości...
Kilka lat temu zorientowałem się, że tym, co interesuje mnie najbardziej jako fotografa, jest miejsce, gdzie mieszkam, czyli właśnie Polska i skupiłem się na niej. Zrobiłem sobie spis miejsc i wydarzeń, które chciałbym sfotografować. Cały rok 2010 poświęciłem na pracę nad tym tematem. Dopiero później pojawiła się możliwość wydania albumu.
Czyli album jest uwieńczeniem Twojej pracy?
Tak. W pierwszym okresie pracy tym, co interesowało mnie najbardziej, były zdjęcia reportażowe: sytuacyjne, czasem absurdalne, opierające się na kiczu i kontraście, jednak zawsze najważniejszy był na nich człowiek. Interesowało mnie, co robi, w jakiej sytuacji się znajduje... W międzyczasie okazało się, że równie interesujący jest krajobraz. Nie tylko wydarzenia utrwalane na zdjęciach, ale same miejsca. Ostatecznie wybór zdjęć w albumie jest bardzo krajobrazowy.
Miałem rok na zadecydowanie, które zdjęcia znajdą się w albumie. Było to trudniejsze niż ich robienie. Praca nad tym trwała kilka miesięcy. Pracowaliśmy wspólnie z moją dziewczyną Anią, korzystając jednocześnie z opinii wielu naszych znajomych. Chciałem też, żeby publikacji towarzyszyły teksty. Zwróciłem się więc do mojego kolegi Michała Olszewskiego z „Tygodnika Powszechnego", który napisał krótkie teksty korespondujące ze zdjęciami. Gdy wspólnie zastanawialiśmy się, o czym jest album, doszliśmy do wniosku, że o marzeniach. Chcemy, żeby było „lepiej" i przekształcamy polską rzeczywistość tak, aby zrealizować nasze wyobrażenie tego „lepiej", czyli np. stawiamy na środku ulicy dinozaura, bo wydaje nam się, że tak będzie fajne i atrakcyjnie. Albo malujemy dom na pomarańczowo.
Czyli to są te diamenty, które próbujemy wtopić w rzeczywistość?
Diamenty wzięły się stąd, że Michał zatytułował tak swoje teksty. Poza tym, jeden z nich jest o tym, jak jechaliśmy kiedyś razem samochodem i przerzucaliśmy się spostrzeżeniami na temat tego, co mijaliśmy. Ktoś ogrodził sobie dom za pomocą wkopanych opon, ktoś pomalował sobie dom na łososiowy kolor... O, a tu tabliczka „KEBAB" przy wiejskiej chacie... I Michał napisał w jednym z tekstów, że „T. szuka nieoszlifowanych diamentów...".
W swoich pracach pokazujesz Polakom Polskę. Czy rzeczywistość przedstawiona w ten sposób może wzbudzić jakieś emocje?
Chciałbym, żeby wzbudzała. Najbardziej zależy mi na tym, żeby moje zdjęcia wywoływały dyskusję. Nie muszą się podobać. Nie trzeba się z nimi zgadzać. Jeżeli jednak ktoś dzięki nim zada sobie pytanie o to, w jakiej przestrzeni żyjemy, i spróbuje zmierzyć się z tym problemem - dla mnie jest to największa wartość.
Czy uważasz, że życie codzienne Polaków zostało przedstawione na Twoich zdjęciach w sposób atrakcyjny?
Myślę, że jest to materiał o jakimś naszym sposobie myślenia. W Polsce są miejsca, gdzie jest bardzo ładnie - jest nowoczesna architektura, jest piękna natura - a mimo wszystko taki bałaganiarski sposób myślenia o przestrzeni, bez wzięcia odpowiedzialności za to, jak ona wygląda, jest głęboko zakodowany w polskiej mentalności. Przestrzeń przedstawiona na zdjęciach to z jednej strony szarość, z drugiej chaotyczna pstrokatość. Denerwuje mnie to, ale jednocześnie fascynuje. Gdy widzę takie kontrasty, wewnętrznie się napalam - jak można wymyślić takie coś? Wystarczy pojechać chociażby do Czech - tam już jest inaczej. Można mówić o jakiejś jakości krajobrazu, standardy estetyczne mówią o zachowaniu pewnego ładu, jest pod tym względem lepiej niż w Polsce.
Chciałabym zapytać jeszcze o jeden z twoich projektów, który szczególnie mnie zainteresował. Chodzi mi o „Paragwaj".
Ten projekt wziął się z pytania, które zadałaś mi wcześniej: czy Polska może być interesująca? Czy może wywierać wrażenie poza Polską? Ktoś mi kiedyś zadał takie pytanie i zacząłem się nad tym zastanawiać. Stwierdziłem, że chyba nie, bo przecież w Chinach albo gdzieś w Ameryce Południowej raczej nie interesują się Polską. Wszystko im jedno, na jakie kolory malujemy domy i czy gdzieś na ulicy stawiamy dinozaury. Próbowałem znaleźć taki kraj, żeby zadać kontrpytanie: a czy ty wiesz, co się dzieje w... i wtedy wpadł mi do głowy Paragwaj. Później zacząłem myśleć o tym, że to taki kraj, o którym nikt nic nie wie. To znaczy uczymy się o nim na lekcjach geografii, zainteresowani sportem wiedzą, że jest związany z piłką nożną, ale jest nieobecny w naszych mediach. Mój pomysł polegał na sprawdzeniu, jaka jest wiedza o Paragwaju. Skupiłem się na grupie moich znajomych - osób stosunkowo młodych, wykształconych, którzy są wychowani w dobie Internetu, podróżują, interesują się światem. Zadałem im pytanie o to, co wiedzą o Paragwaju. Jeśli nie wiedzieli nic, poprosiłem, aby powiedzieli, jak sobie ten kraj wyobrażają. Nagrałem sobie te rozmowy, wyciągnąłem z nich główną myśl, poprosiłem o jej zapisanie i połączyłem z portretami autorów. Poszukałem do tego ilustracji w naszej rzeczywistości. Jeśli ktoś mówił, że w Paragwaju jest ciepło, rosną palmy, sfotografowałem leżącą w krakowskim zoo lwicę, jeżeli wyobrażał sobie Paragwaj jako płaski i wietrzny kraj, to jechałem na Pustynię Błędowską.
Projekt ma swoją kontynuację i teraz chciałbym skupić się na pokazaniu współczesnych problemów związanych z globalizacją, Internetem, kryzysem... Co z tego wyjdzie? Zobaczymy...
To wszystko projekty autorskie. Długo jednak pracowałeś dla „Gazety Wyborczej". Czy praca fotoreportera, który jedynie dokumentuje zdarzenia, które mają być ilustracją do tekstu, może dawać satysfakcję? Czy można pokazać sztukę i artyzm w codziennej fotografii?
Myślę, że może dawać satysfakcję. Jeżeli pracujesz w gazecie, niewątpliwie masz dostęp do wielu wydarzeń, a w związku z tym - okazji do zrobienia ciekawych zdjęć. Teraz czasami robię zdjęcia dla „Tygodnika Powszechnego" i zawsze taki wyjazd jest dla mnie możliwością zobaczenia świata, jakiego na co dzień nie oglądam. Gdybym nie pracował dla gazety, nie zobaczyłbym wielu rzeczy. Gazeta daje możliwości, a to, jakie zdjęcia zrobisz i czy zostaną opublikowane, to już jest drugorzędna kwestia. Jeśli chodzi o pracę w gazecie i satysfakcję fotografa - nie zawsze samo zdjęcie jest najważniejsze. Dzięki fotografii coś może się zmienić, dzięki tekstowi ktoś pomoże komuś. Nie łączyłbym pracy fotoreportera z artyzmem.
A na koniec może jakieś rady dla czytelników „Śmigła", którzy planują karierę fotografa?
Robić zdjęcia tego, co interesuje, po prostu.
Rozmawiała Marta Zabłocka zdjęcia: Tomasz WiechŚmigło