Stres, poczucie osamotnienia, zagubienie - to konsekwencje szybkiego wejścia w dorosłość i uczestnictwa w „wyścigu szczurów".
Podobne problemy mają młodzi ludzie w wielu miejscach świata. Na przykład w Japonii.
Hikikomori narodziło się w Japonii i oznacza tyle, co „oddzielenie", „odosobnienie". Ludzi, których określa się tym mianem, charakteryzuje kompletny brak zaangażowania w życie społeczne i jawna niechęć do uczestniczenia w nim. Wielu z nich spędza w odizolowaniu nawet kilkanaście lat, nie chodząc do szkoły ani pracy, z innymi ludźmi kontaktując się wyłącznie przez internet, czas zabijając grą na konsoli, surfowaniem w sieci czy czytaniem komiksów.
APATIA zrodziła się z niemocy i rozpaczy
Kiedy w połowie lat 80. XX wieku do gabinetu psychiatry Tamakiego Saito zaczęli przychodzić odrętwiali, introwertyczni młodzi ludzie, mężczyzna myślał, że są to przejawy zwykłej depresji. Przepisywane leki nie pomagały jednak, wywołując jedynie u pacjentów jeszcze większy strach przed wychodzeniem z pokoju. Liczba takich osób wzrosła w końcu do tego stopnia, że psychiatra zrozumiał, że nie ma do czynienia z chorobą, lecz ze zjawiskiem społecznym - i to na skalę całego kraju - liczbę hikikomori szacuje się bowiem na około milion osób.
Ich tryb życia jest odwrócony do góry nogami - najczęściej śpią w ciągu dnia, a ożywiają się w nocy. W ich pokojach znaleźć można telewizory, konsole do gier, komputery, czasami też mikrofalówki, lodówki, a nawet przenośne toalety. Większość hikikomori widuje się raz na jakiś czas z rodziną, gdy wychodzi po coś do jedzenia czy do toalety; niektórzy robią także zakupy w sklepach całodobowych, tzw. kombini, najczęściej jednak pod osłoną nocy, by ograniczyć kontakty interpersonalne do minimum. Przeważnie ich jedynym oknem na świat jest internet. Przypadki krytyczne potrafią przez cały dzień siedzieć w jednym miejscu i gapić się w ścianę.
WINOWAJCÓW jest wielu
„Wycofani" nie są tacy od początku. Niszczy ich - krok po kroku - japoński system, to, że od wczesnego dzieciństwa zmuszeni są rywalizować z innymi, brać udział w wyścigu szczurów, który nigdy się nie kończy. Rodzice - zamiast wspierać - najczęściej obciążają dzieci wymaganiami, których te nie są w stanie spełnić. Stres towarzyszy im od samego początku, gdy rozpoczynają naukę; nie pomaga brak zaangażowania opiekunów ani tym bardziej prześladowania rówieśników. Wielu hikikomori zamyka się właśnie dlatego, że byli w szkole wyszydzani, poniżani i bici. Jak mówi japońskie przysłowie: „Gwóźdź, który wystaje, należy wbić". A owym gwoździem jest wszystko, co inne, czy będzie to tusza, wada wymowy, a nawet (zbyt) dobre oceny. Tak - tutaj oberwać mogą także ci „lepsi". Trudno ustalić, czy więcej jest tych, którzy mieli dość presji na wyniki w nauce, czy tych, którzy nie znieśli prześladowań rówieśników. Wiadomo, że 80 procent to chłopcy. Kobiety lepiej odnajdują się w społeczeństwie i nie muszą się ścigać - ich jedynym zadaniem w przyszłości jest bycie dobrą żoną. To nie na nich spoczywa obowiązek utrzymania rodziny.
TABU - wyklęte dzieci wyrodnych rodziców
Szanse „wycofanych" na powrót do normalnego życia byłyby pewnie większe, gdyby nie bierność ich rodziców. Japonia to sfera kulturowa, w której nie ma zwyczaju zwracania się o pomoc do obcych, bo byłoby to równoznaczne z przyznaniem się do klęski. Rodzice, których stać na utrzymanie hikikomori (a tych jest wielu, bo najwięcej przypadków zdarza się w zamożnych rodzinach), nie robią nic, by mu pomóc, ograniczając się do stawiania mu posiłków pod drzwiami. Początkowo o „oddzielonych" się nie mówiło - stanowili oni margines społeczeństwa, coś, o czym wstyd było rozmawiać. Być może sytuacja ta trwałaby nadal, gdyby nie kilka skrajnych przypadków, po których w mediach zawrzało. W 2000 roku zamknięty w domu psychiatrycznym hikikomori uciekł, porwał autobus i zabił pasażera. Inny porwał małą dziewczynkę i więził ją w pokoju prawie 10 lat. Kolejny z zimną krwią zamordował kolegę. W prasie zaczęły pojawiać się artykuły o „społecznych pasożytach"; zjawiskiem zaczęto się interesować na dużą skalę, państwo zaczęło dotować instytucje, które próbują przywrócić „pustelników" społeczeństwu. Jedna z nich - „Nowy Początek" - zatrudnia także wolontariuszy, zwanych „zastępczymi siostrami" i „zastępczymi braćmi", których zadaniem jest otworzyć hikikomori na świat i wyciągnąć ich z pokojów. Z ich relacji wynika jednak, że zanim „odosobniony" wyjdzie, mija czasem wiele miesięcy żmudnej, jednostronnej rozmowy. Jeśli tak się stanie, trafi do ośrodka, w którym pracuje, uczy się żyć z innymi ludźmi; jeśli uda mu się przystosować, wróci do szkoły lub pracy. Bywa jednak też mniej optymistycznie - 30 procent nie opuści swych pokojów, a kolejne 10 powróci do swej „celi".
POPKULTURĘ tworzy się dla pieniędzy
Zjawisko hikikomori pojawia się w wielu tytułach japońskiego rynku wydawniczego, w filmach oraz anime („Sayonara Zetsubō Sensei" , „NHK ni yōkoso!", „Tokyo!"). Fakt, że popkultura skupia się głównie na robieniu pieniędzy, nie przeszkadza Japończykom omijać mainstream szerokim łukiem i zabierać się za kino indywidualne, artystyczne i mocno wyrafinowane. Nietuzinkowe rozwiązania sprawiły, że część „pustelników" wróciła do życia w społeczeństwie, natchniona przez fikcyjnych bohaterów, z którymi mogła się utożsamić.
Plaga ludzi odosobnionych ogarnia coraz większe obszary. Na całym świecie występują przypadki hikikomori, także w Polsce niektóre osoby przyznają się anonimowo na stronach internetowych do bycia „wycofanym". Problem został poruszony w kontrowersyjnej „Sali samobójców" Jana Komasy, którą przez długi czas błędnie utożsamiano z subkulturą emo (choć przewija się tam ideologia tego nurtu), a która ukazuje klasyczny przykład hikikomori.
Jakkolwiek by nie ujmować zjawiska, jest ono głębokim i poważnym problemem społecznym. W dobie facebooków i innych twitterów coraz większy nacisk kładzie się na bycie „fajnym"; jeżeli coś odstaje od normy, bezlitośnie się to linczuje. Być może dlatego tak wielu młodych ludzi rezygnuje z indywidualizmu na rzecz ogólnie przyjętych wzorców „piękna" i daje się uniformizować. Przestaje dziwić, że ludzie niemogący się dopasować wolą zamknąć się w bezpiecznej twierdzy własnego pokoju, niż wychodzić naprzeciw szalonemu, niedającemu się zatrzymać światu.