W Krakowskim Salonie Poezji
   

Według Williama Szekspira “Świat jest teatrem, aktorami ludzie, którzy kolejno wchodzą i znikają…”
Każdy człowiek wedle tej metafory posiada napisaną rolę. Nasze zadanie to zagrać tak, jak nakazuje scenariusz. Tworzymy własny, osobisty spektakl czynów codzienności. Kroczymy niepewnie wzdłuż i wszerz ogromnej sceny. Od wieku młodości, poprzez dorosłość, ku starości. I kiedy kurtyna opada, przedstawienie
się kończy… W dużej mierze od nas zależy to, czy publiczność nagrodzi grę gromkimi brawami, czy poprosi o bis, czy też opuści miejsca siedzące jeszcze przed zakończeniem aktu…

Międzynarodowy Dzień Teatru został ustanowiony w roku 1961 ku pamięci otwarcia Teatru Narodów w Paryżu, co się odbyło cztery lata wcześniej, dokładnie 27 marca 1957. W czasach zimnej wojny, panującego na terenie Europy środkowo-wschodniej systemu komunistycznego owo wydarzenie miało ogromne znaczenie dla funkcjonowania sztuki. Ta duchowa forma wyrażania emocji od zawsze sprawowała wiele funkcji, towarzyszyła ludziom podczas obchodów świąt, a także w trudzie codzienności. Bez wątpienia jest to święto nie tylko dla osób związanych z działalnością artystyczną. Również dla odbiorców to dzień pełen nietypowych zdarzeń, które warto zachować w swej pamięci. Kraków, szczycący się pokaźną liczbą teatrów, nie zapomniał o tak ważnej uroczystości. Dzięki temu uczestniczyłam w Krakowskim Salonie Poezji w teatrze im. Juliusza Słowackiego, inicjatywie Anny Dymnej.

Co niedzielę, w samo południe, już od 2002 roku salon zamienia się w magiczne miejsce nasycone poezją i piękną muzyką, które przenoszą zgromadzonych, zarówno aktorów jak i publiczność, w świat marzeń... A wstęp jest bezpłatny. Więcej o Salonie możecie przeczytać tutaj.

Po raz pierwszy zajrzałam nie tylko do Salonu, ale również do teatru. Jego wnętrze wprawia w niemały zachwyt. Wielokrotnie przechodząc wzdłuż ulicy Szpitalnej spoglądałam na ten dorodny, XIX-wieczny budynek. Zastanawiałam się, kiedy znajdę chwilę (oraz gotówkę), by się tam wybrać. Dzisiaj nareszcie się udało. Co prawda nie był to spektakl grany na scenie, ale spotkanie posiadało niemal identyczną wartość.

Tematem Salonu Poezji było zdanie: "Cały świat to scena". Czterech aktorów - Lidia Bogaczówna, Katarzyna Zawiślak-Dolny, Krzysztof Jędrysek oraz Grzegorz Łukawski czytało poezję dotyczącą teatru, sceny i aktora. Obecnością zaszczycił nas też artysta krakowski, osobowość moim zdaniem wybitna, a jednocześnie bliska w kontaktach międzyludzkich: Marian Cebulski.

Gdy dowiedziałam się o tym, naraz przypomniała mi się ciekawa sytuacja. Przed rozpoczęciem studiów, jeszcze we wrześniu, mój tata podzielił się ze mną wspomnieniem dotyczącym pierwszej wizyty w Krakowie. Kiedy miał szesnaście lat, jego szkoła zorganizowała wycieczkę do dawnej stolicy Polski. Jednym z jej punktów był właśnie spektakl teatralny pod tytułem “Rzecz listopadowa”. Tata, człowiek już od wczesnej młodości obdarzony wrażliwością na sztukę, nawet po latach z drżącym głosem opowiadał, jak wspaniale grał pan Marian Cebulski. Ucieszyłam się zdając sobie sprawę z tego, że w nadchodzącą marcową niedzielę będę miała niebywałą okazję na połączenie moich dwóch pasji: teatru oraz poezji. Dodatkowo dałam sobie misję do wypełnienia: zdobyć autograf pana Mariana.

To co się tam działo w pełni przerosło moje oczekiwania. Czas minął jak w oka mgnieniu. Refleksja nad sensem i głębią zasłyszanych utworów, między innymi Stanisława Wyspiańskiego, Antoniego Słonimskiego, Wisławy Szymborskiej czy Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, towarzyszyła mi jeszcze długo po opuszczeniu Salonu. Podczas trwania odczytów, wielokrotnie wodziłam oczyma po zgromadzonych. Przeważały osoby starsze, choć mojej uwadze nie umknęła obecność nielicznych młodych ludzi. Niemal na każdej twarzy widniało skupienie, ludzie na swój sposób konsumowali zestawienie słów.

O teatrze można mówić na wiele sposobów, co udowodniły te teksty. Spotkanie odbyło się w niemal rodzinnej atmosferze i mimo nieobecności Anny Dymnej (przekazano nam informację, że przebywała w tym czasie w Wiedniu), uważam, że każdy z nas zabrał ze sobą cząstkę poezji.

Najtrudniejszy moment nadszedł po zakończeniu odczytu. Stanąć twarzą w twarz z tak cenionym aktorem-stanowiło to dla mnie niesamowite wyzwanie. Z lekko trzęsącymi się kolanami, ściskając notatnik w dłoni, podeszłam nieśmiało do stołu, przy którym siedział pan Marian. Uśmiechnął się, ale też lekko zdziwił na moje grzeczne “Dzień dobry.” Już po chwili całe napięcie minęło, bowiem okazał się wspaniałym, ciepłym człowiekiem.

Przeprowadziliśmy krótką rozmowę, która nastroiła mnie bardzo pozytywnie. Autograf, który otrzymałam brzmi: “Dla Taty i Magdy-Marian Cebulski”. Z dopiskiem, 27.03.2011. Jestem z niego dumna.

A kolejny Krakowski Salon, już w niedzielę, trzeciego kwietnia.

Magdalena Pulikowska
Poleć znajomemu
Imię i nazwisko nadawcy:
E-mail adresata:
Poleć
Link został wysłany
Newsletter
juliada mlodziez smiglo

Powered by mtCMS   •    Wszelkie prawa zastrzeżone   •    Projekt i wykonanie MTWeb