Europejczyk na czarnym lądzie
   

Rozmowa ze Zbigniewem Gałęzą Krakowskim studentem, który przejechał Sudan na rowerze.

Agnieszka Paszkot: Jaką reakcję wywołał wśród Sudańczyków widok białych ludzi w ich Kraju?

Zbigniew Gałęza : Pierwszmi osobami jakie się przy nas pojawiły były dzieci. Na początku bardzo przestraszone, gdyż białymi ludźmi straszy się maluchów, gdy  te są niegrzeczne. Na nasz widok często płakały. Mimo wszystko szybko się do nas przekonywały, zwłaszcza, gdy zaczęliśmy pokazywać im zdjęcia. Później podchodzili do nas zaciekawieni dorośli. Gdy pokazywaliśmy im naszą mapę i usiłowaliśmy im objaśnić, co chcemy zrobić, twierdzili, że jesteśmy dziwni i że niemożliwym jest przejechanie tak długiej drogi rowerem. Śmiali się z nas. Nie potrafili zrozumieć, czemu nie  podróżujemy samochodem, jak większość turystów. Kiedy cała wioska już dowiadywała się o naszym istnieniu zwykle byliśmy zapraszani na herbatę, poczęstunek lub nocleg.

AP:Jak wygląda życie zwykłego Sudańczyka?

ZG : Dla Sudańczyków w ogóle nie liczy się czas ani jego upływ. Liczą się wydarzenia, a nie godziny. Sudańczycy nie są tak niecierpliwi, jak Polacy . W Polsce  ludzie denerwują się, gdy autobus spóźni  się piętnaście minut, a w Sudanie nawet, gdy autokar nie przyjeżdża przez kilka dni ludzie z uśmiechem na twarzy na niego czekają. Kobiety w Sudanie gotują sprzątają, wychowują dzieci. Często zdarza się, że mężczyźni przepijają pieniądze zarobione przez ich małżonki. Alkohol sprzedawany jest w plastikowych torebkach. Uważam, że Plastik  to najgorsza rzecz, jaką biali ludzie sprowadzili do Afryki. Bardzo zanieczyszcza wody, gdyż Sudańczycy wszystkie odpadki wyrzucają do Nilu. Większość Sudańczyków żyje bez prądu. Zdają sobie sprawę, że wielu ludziom na świecie żyje się o dużo lepiej niż im, ale są szczęśliwi, bo dla nich najważniejsza jest rodzina.

AP:Jakie były Pana wyobrażenia dotyczące mieszkańców Sudanu przed wyjazdem do Afryki?

ZG:
Wyobrażałem sobie, że ludzie zamieszkujący ten kraj są prawie odcięci od cywilizacji. Okazało się, że w niektórych wioskach znajdują się kafejki z dostępem do Internetu, radia i telewizory.  Niektórzy Sudańczycy posiadają nawet telefony komórkowe.Inaczej wyobrażałem sobie także kwestię głodu w Sudanie. Wszystkie duże organizacje, które mają na celu udzielenia pomocy Sudańczykom, głównie dystrybuują żywność,. Zamiast dać ludziom wędkę, podsuwają rybę. Sudańczycy, którzy nie mają możliwości samodzielnego  zaspokajania swoich potrzeb, są przyzwyczajani do czekania  na  gotową pomoc. W tym czasie wolą zarobić trochę pieniędzy i przeznaczyć je na alkohol.

AP:Jak wygląda Szkolnictwo w Sudanie ?

ZG:
W Sudanie  nie ma takich szkół jak w Polsce.. Musimy pamiętać o tym, że dopiero pięć lat temu skończyła się tam wojna. W niektórych miasteczkach są już szkoły, ale tylko nieliczni mogą do nich uczęszczać .

AP:W jaki sposób Sudańskie dzieci spędzają czas wolny ?

ZG: Sudańczycy na ogół mają mało wolnego czasu. Najbardziej popularną ich rozrywką są dyskoteki. My także byliśmy na paru takich imprezach.
Ludzie tańczyli wręcz niesamowicie.. Podjęli nawet  próbę nauczenia nas, jak ruszać się w rytm muzyki, ale i tak trudno nam było im dorównać. Tańczą dużo lepiej niż tancerze pokazywani w nie jednych teledyskach.

AP:Z jakimi zagrożeniami spotkał się Pan w Sudanie ?

ZG :
Gdy przygotowywałem się do tej podróży, przeczytałem wiele książek na temat Sudanu i wiedziałem, że muszę się spodziewać wielu  zagrożeń. Duże niebezpieczeństwo stanowiły zwierzęta. Kilka razy mieliśmy okazję się o tym przekonać. Na przykład pewnego dnia spotkaliśmy na drodze bawoły, które bacznie się nam przyglądały. Nagle ruszyły i zaczęły biec równolegle do drogi. Nie opłacało się nam uciekać, bo i tak by nas dogoniły . Więc równym, wolnym tempem staraliśmy się przejechać obok nich. Udało się, bo bawoły zmieniły kierunek. Miałem też okazję „poznać” guźca . Wyglądał na równie wystraszonego, co ja. Nie wiedziałem co robić. Zacząłem jechać przed siebie najszybciej jak umiałem, nawet się nie odwracając . Kiedy w końcu odważyłem się spojrzeć wstecz,  zobaczyłem, że przestał mnie gonić . Osobiście bardzo lubię dzikie zwierzęta, ale jednak co innego zobaczyć jedno z nich w zoo, a co innego spotkać się z całą chmarą na wolności. Zagrożeniem w Afryce mogą być również owady . Występują tam muchy tse tse , które są dokuczliwe zarówno dla ludzi, jak i dla zwierząt. Mogą one przenosić śpiączkę afrykańską.

AP: Czy przed wyjazdem szczepił się Pan przeciw jakimś konkretnym chorobom ?

ZG: Osobiście uważam , że nie warto szczepić się na wszystkie choroby . Zaszczepiłem się tylko na te najważniejsze i obowiązkowe . Nie szczepiłem się na malarię i ją przeszedłem. Europejczycy twierdzą, że jest to bardzo poważna dolegliwość i należy stosować profilaktykę. W krajach malarycznych wystarczy zakupić specjalne tabletki i po paru dniach ma się wszystko za sobą. Później dowiedziałem się, że  bardzo dobrze zrobiłem nie stosując szczepienia, gdyż wówczas, gdybym zachorował na malarię objawy byłyby zupełnie inne, nie rozpoznałbym ich i nie wiedziałbym jak się leczyć. . Malarię zwykle przenoszą komary i rozwija się ona przez tydzień. Miałem duże szczęście, gdyż w miejscu, gdzie mnie dopadła, miałem dobry dostęp do lekarzy .

AP:Które miejsce jakie pan odwiedził najbardziej  utkwiło Panu w pamięci ?

ZG: Ciężko powiedzieć. Wydaje mi się , że Uganda . Wszystko było tam zielone. Mnóstwo zwierząt, niesamowici ludzie, z których większość mówiła po angielsku, można było z nimi porozmawiać na wszystkie tematy i było bardzo sympatycznie . Podobał mi się też masyw Ruwenzori , o którym uczyłem się na geografii. A tu nagle można było go zobaczyć...Wielką radość sprawiło mi siedzenie na linii , która oznacza równik ,a także lasy tropikalne, których wcześniej nie dane mi było zobaczyć . Uganda to jest właśnie ten kraj, do którego chciałbym wrócić .

AP:Czego nauczył Pana Sudan ?

ZG: Sudan nauczył mnie dobrej organizacji, podejmowania szybkich i na ogół trafnych decyzji .W wielu sytuacjach potrzebne było sprawne myślenie i umiejętność dogadania się z liczną grupą ludzi .W końcu byliśmy ze sobą przez około dwa i pół miesiąca . Oczywiście były dni lepsze i gorsze ,  ale wróciliśmy i bardzo dobrze wspominamy ten wyjazd. Nauczyłem się też zaradności, polegania na sobie i swoich partnerach. Staraliśmy się podchodzić do wszystkiego z dystansem, i uczynić tę wyprawę przyjemną dla każdego, kto w niej uczestniczył.

AP:Dziękuję za rozmowę!

ZG: Dziękuję.

Warsztaty dziennikarsko-edukacyjne Kierunek: GLOBALNE POŁUDNIE Projekt jest współfinansowany w ramach programu polskiej pomocy zagranicznej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP w 2010roku

Agnieszka Paszkot
Poleć znajomemu
Imię i nazwisko nadawcy:
E-mail adresata:
Poleć
Link został wysłany
Newsletter
juliada mlodziez smiglo

Powered by mtCMS   •    Wszelkie prawa zastrzeżone   •    Projekt i wykonanie MTWeb