Od jak dawna podróżujesz?
Pochodzę z miejscowości Strzebiń na Śląsku. Gdy poszłam do liceum w Częstochowie, mieszkałam w internacie. Poznałam wtedy niesamowitych studentów z koła Hawiarka, którzy zajmowali się wspinaczką. W wakacje organizowali wyjazdy, przeważnie autostopem. Tuż po maturze zdecydowałam się z nimi jechać. Początkowo planowaliśmy wyprawę do Syrii i Jordanii, ale ze względu na ówczesny konflikt na Bliskim Wschodzie musieliśmy zmienić cel podróży. Wybraliśmy Bałkany. Zwiedziliśmy Serbię i Bośnię, przez Kosowo i Chorwację dojechaliśmy do Aten. Stamtąd wyruszyliśmy do Turcji, by zobaczyć Pamukkale, Stambuł i Ankarę. To była moja pierwsza dalsza wyprawa autostopem. Zajęła ponad miesiąc.
Jak zareagowali rodzice? W końcu to dość niebezpieczna pasja...
Myślę, że media tworzą niprawdziwy stereotyp dotyczący niebezpeczeństwa podróżwania. Tak naprawdę wiele osób jeździ autostopem i nigdy nie słyszałam, by komukolwiek się coś stało. Jeśli chodzi o rodziców, bywało różnie. Jestem najstarszą córką, więc podchodzę z dużym dystansem do wszystkiego co robię. Przed pierwszym wyjazdem, w zamian za drobną przysługę, poprosiłam tatę, aby obiecał, że pozwoli mi jechać gdziekolwiek będę chciała. Gdy się zgodził, oznajmiłam, że jadę do Syrii i Jordanii. Aż usiadł z wrażenia. Choć próbował mnie odwieść od tego pomysłu, nie chciał złamać danego mi słowa. Gdy okazało się, że jedziemy jednak do Grecji, wydawał się być uszczęśliwiony.
Zawsze dzwonię do rodziców podczas podróży, opowiadam im co się dzieje. Wiedzą ile niesamowitych przygód mnie już spotkało i w tej chwili są już o mnie całkowicie spokojni. Mój o rok młodszy brat zaczął z nami jeździć. Ostatnio mama spytała mnie, czy moja 18-letnia siostra też mogłaby się z nami wybrać.
Czy sama finansujesz swoje wyprawy?
Tak, mam kredyt studencki, mój chłopak stypendium, do tego zarabiamy. W wakacje, tuż przed wyjazdem podejmujemy się dodatkowych prac, rodzina też trochę pomaga. Gdy planujemy wyprawę, przewidujemy również czas na zdobycie funduszy.
Czy przed wyjazdem rozdzielacie również zadania i planujecie, kto jest odpowiedzialny za poszczególne odcinki trasy?
Nasz wyjazd do Azji to był rozplanowany na kilka miesięcy. Głównym celem były wtedy Indie. Nie mogliśmy sobie pozwolić na całkiem spontaniczną wyprawę. Podzieliliśmy się pracą, jedna osoba przygotowała Mongolię, inna Chiny i Indie. Później i tak trochę improwizowaliśmy. Co do innych wyjazdów... różnie z tym bywa.
Gdzie zazwyczaj nocujecie?
Nasze wyjazdy są z reguły niskobudżetowe, najczęściej śpimy pod namiotem. W greckich Meteorach nocowaliśmy w jaskini. Często mieszkańcy danego miejsca proponują nam nocleg, spędzamy wtedy mnóstwo czasu na rozmowach. To najlepszy sposób na poznanie kultury oraz spotkanie ciekawych osób. Pomimo bariery językowej wymieniamy swoje poglądy i doświadczenia.
Jak w takim razie udaje Wam się porozumiewać? Podejrzewam, że nie każdy zna angielski, szczególnie na wschodzie...
Języki, które słyszymy na wyprawach, mogą się kompletnie różnć od polskiego i rzeczywiście nie zawsze znmy język w stopniu komunikatywnym. Na Bałkanach wiele osób mówi w języku niemieckim, którego się uczyłam kilka lat. Tuż za wschodnią granicą jesteśmy zmuszeni mówić po rosyjsku, ale wtedy na przykład podróżujemy z koleżanką, która studiuje filologię rosyjską. Zawsze uczymy się podstawowych zwrotów typu: "gdzie jest sklep?" czy "ile kosztuje bilet?"
Czy jakaś sytuacja z podróży szczególnie utkwiła Ci w pamięci?
Myślę, że najbardziej przeżywałam mój pierwszy wyjazd i ówczesne przygody wydają mi się wyjątkowo emocjonujące. Gdy wjeżdżaliśmy do Kosowa, natrafiliśmy na samochód z angielskimi rejestracjami. Kierowca przewiózł nas przez granicę i zaprosił na nocleg. Z pochodzenia był Afgańczykiem, jego żona Pakistanką, a z dziećmi rozmawiali w języku hindi. Oboje mieszkali w Wielkiej Brytanii, ale ponieważ jego żona pracowała w Siłach Pokojowych ONZ, przebywali wtedy na misji. Podczas rozmowy okazało się nawet, że kiedyś wykładał historię starożytnej Persji na Uniwersytecie Jagiellońskim.
Dwa lata temu jechaliśmy w trójkę autostopem do Hiszpanii. Po Europie trudniej poruszać się stopem większą grupą, mało kto się na to decyduje. Gdy dojechaliśmy pod hiszpańsko-francuską granicę, zmieniliśmy plany i postanowiliśmy zwiedzić Andorę. Po drodze spotkaliśmy Francuza. Gdy usłyszał, jak ze sobą rozmawialiśmy, wykrzyknął "Polacy!" i zaprosił do swojego domu. W pobliskim hotelu przedstawił nas polskim robotnikom, którzy pełnili funkcję tłumaczy. Okazało się, że jego żona była Polką, a on uważał się za wielkiego przyjaciela naszego narodu i mocno nalegał, abyśmy zostali u niego kilka dni. Gdy pojechaliśmy do jego mieszkania, uraczył nas niesamowicie wystawną kolacją, która trwała kilka godzin. On znał tylko francuski, który jest nam całkowicie obcy, ale porozumiewaliśmy się za pomocą gestów. Na koniec pobytu zaprosił wszystkich Polaków z okolicy do siebie na obiad, który był prawdziwą uroczystością. Moją uwagę zwróciło to, jak bardzo przestrzegał zasad jedzenia: rano obowiązkowo jedliśmy rogalika i piliśmy kawę. Gdy wyciągnęliśmy podczas śniadania polski pasztet, nie pozwolił nam go zjeść. Dopiero po obiedzie, położył nasz pasztet obok francuskiego Foie Gras (pasztet z gęsiej wątróbki), który swoją drogą okazał się być kilkakrotnie droższy niż nasz podlaski.
Czy zapraszacie do Polski osoby, które Was gościły?
Jak najbardziej. Zapraszamy osoby, które nam pomogły, albo z którymi mieliśmy bardzo dobry kontakt, w szczególności tych, którzy chcieliby zobaczyć Polskę. Jednak do tej pory nikt z zaproszenia nie skorzystał. To zazwyczaj dobrzy, spokojni ludzie, którzy sami boją się podróżować.
Poznałaś do tej pory wiele różnorodnych kultur. Czy jakaś różnica Cię zszokowała?
Będąc po raz pierwszy w Turcji, poznałam typowo muzułmańskie podejście do kobiet. Gdy odezwałam się do nieznajomego mężczyzny, pouczył mnie, że nie wolno mi z nim rozmawiać i to mój kolega powinien mówić w moim imieniu. Byłam tym zbulwersowana. Myślę jednak, że Mongolia była najbardziej egzotyczna i najbardziej różna od Polski. Przede wszystkim jej kuchnia, czyli słona herbata, baranina i niedoprawione mięso z kozy. Wszystkich zwyczajów uczyliśmy się z przewodnikiem, gdyż trzeba zwracać uwagę na najmniejszy szczegół. Całkiem inaczej pije się alkohol: jest jedno nazynie dla wszystkich, każdy upija łyk i podaje do następnej osoby, ale nie można podawać naczynia lewą ręką, gdyż jest ona nieczysta. Gdy się wchodzi do jurty (namiotu, w którym mieszkają mieszkańcy Mongolii), trzeba się skierować w odpowiednią stronę. Nigdy nie wolno odmawiać gdy ktoś czymś częstuje.
Miejsce, które chciałabyś odwiedzić, ale wiesz, że to niemożliwe?
Z mojego doświadczenia wynika, że... nie ma takiego miejsca. Wszystko, co wymyślę jest osiągalne. Pamiętam reakcję moich rodziców i znajomych, gdy powiedziałam im trzy lata temu, że mam zamiar jechać do Chin. Tylko się uśmiechnęli. Wtedy wspólnie ze sporą grupą moich znajomych zaplanowaliśmy wyprawę po Azji, razem staraliśmy się o wizy, dwie osoby pojechały do Lwowa kupić bilety na pociąg transsyberyjski. Udało się. Wiem, że wszystko jest możliwe, ale trzeba mieć dużo czasu albo dużo pieniędzy. Teraz marzy mi się Azja. Może Kirgistan i Tajlandia, ewentualnie Gruzja i Iran. Plany nie są jeszcze sprecyzowane, ale z pewnością kierujemy się na wschód.
Czy mogłabyś udzielić rady młodej osobie, która chciałaby podróżować w ten sposób?
Młodzieży z Krakowa polecałabym na początek turystykę górska. Wystarczy kupić buty trekkingowe, kurtkę, plecak i można jechać na dwa dni pod namiot. Jeśli chodzi o autostop, to nie chciałabym, żeby ktoś się sprzeciwiał rodzicom, ale też można spróbować dotrzeć w góry w ten sposób. Często ze znajomymi z klubu studenckiego Hawiarska Koliba wędrujemy po beskidzkich szlakach i łapiemy stopa na Zakopiance. Niewykluczone, że kiedyś się tam spotkamy.
Dziękuję za rozmowę.
Ewelina Srebro