Malowana wieś
   

Na początku ubiegłego wieku życie z ozdabiania czyichś sprzętów i domu, było na Powiślu Dąbrowskim synonimem biedy. Dlatego wiejskie malarki często nie chciały się przyznać, że w młodości parały się tą pracą. Dziś jest wręcz przeciwnie. Szczególnie od kilku lat zalipiańskie kobiety prześcigają się w ozdabianiu swoich domostw barwnymi kwiatami.

Biedni mieszkańcy wsi, nie mogąc znaleźć pracy, emigrowali do większych miast. Jednego z nich jako służącego zatrudnił Władysław Hickel, urzędnik z Krakowa. Pewnego dnia mieszczanin zauważył u chłopca kolorową makatkę, przywiezioną z rodzinnej wsi. W dobie „chłopomanii" gospodarz zainteresował się nią na tyle, że wybrał się na Powiśle Dąbrowskie, by później swoje spostrzeżenia opisać w piśmie „Lud". Tak świat dowiedział się o Zalipiu. Najstarsza kolekcja malowanek zalipiańskich znajdujących się w krakowskim Muzeum Etnograficznym pochodzi właśnie ze zbiorów tego urzędnika.

Malowane motywy we wsiach powstały niedługo przed odkryciem Hickela, gdy zaniknęły dymne wnętrza chat i zaczęto używać pieców kuchennych na których można było malować. Na wsiach bowiem zwyczajem było tuszowanie za pomocą białych plam zabrudzeń od palenia nad piecami chlebowymi.

Młoda, bo dziesięcioletnia Felicja postanowiła na wzór tego zwyczaju pomalować wapnem sufit w sieni. Później zaczęła stosować również brąz, który otrzymała po zmieszaniu gliny z węglem drzewnym. Kolejnym kolorem jaki używała był błękit, który powstaje po połączeniu ultramaryny z wapnem. Do robienia pędzli służyły jej patyczki z wierzby i końskie włosie. Dopiero późne lata 40. przyniosły feerię barw, którą można teraz podziwiać na zalipiańskich chatach. Zaczęto bowiem stosować wtedy farby proszkowe z dodatkiem mleka i białka.

Felicja Curyłowa stała się promotorką ludowego malarstwa. Z jej inicjatywy w 1948r. odbył się konkurs malowanych makatek. Teraz co roku w weekend po Bożym Ciele do wsi przyjeżdżają etnografowie, żeby oceniać domy przygotowane na konkurs.

- Babcia założyła Zespół Malarek Ludowych.  Zyskała uznanie i to nie tylko w rodzinnej wsi. Jej prace były pokazywane także w Szwajcarii, Czechosłowacji, Francji, Finlandii, Danii, Norwegii, a także na Litwie. Malowała również bawialnię dziecięcą na statku  Batory i wzory na ceramikę dla Włocławka. - mówi oprowadzająca mnie po domostwie babki wnuczka twórczyni ludowej - Wanda Racia.

Dziewczyny z Zalipia i okolicznych wsi malowały również pomieszczenia handlowe i reprezentacyjne w Warszawie i Krakowie,  kaplicę w seminarium duchownym w Tarnowie a także sale Uniwersytetu Ludowego w Wierzchosławicach. Curyłowa ozdabiała również izbę w Muzeum Etnograficznym i reaktywowała charakterystyczne dla regionu czerwono-czarne hafty. W rodzinnej miejscowości zalipianki ozdobiły motywami kwiatowymi przedszkole, szkołę, pocztę, świetlicę, kościół, plebanię, cmentarz remizę i sklep. Curyłowa dzięki swojemu talentowi,  autorytetowi  i energii promowała jednak tylko swoją wieś i osoby, które sama uznała za tego godne. Dlatego mniej się wie o innych miejscowościach (było ich za jej czasóws ponad 20), w których również malowano i w których zanika ta tradycja w wyniku braku promocji. Jednak do dziś  malowane domy spotkać można w sąsiednich miejscowościach: Kuziu, Niwkach, Świebodzinie, Samocicach i Gorzycach Bolesławiu, Ćwikowie, Strojcowie i Kłyżu.

W 1978 r., cztery lata po śmierci Felicji, został oddany do użytku Dom Malarek o którym przez wiele lat marzyła. Pracuje tam na stałe pięć osób, ale w letnim sezonie w ramach programu „Konserwator" zatrudnienie znajdują dodatkowo osoby bezrobotne, które uczą się malowania, pomagają w obsłudze turystycznej i konserwują obiekty znajdujące się pod kuratelą Domu.

- Latem przybywa do nas dość dużo turystów. W ubiegłym roku było ich 10 tysięcy, w tym ponad tysiąc z zagranicy. Mamy tutaj sklepik, w którym mogą kupić pamiątki - mówi dyrektorka Domu Wanda Chlastawa. Rzeczy te nie są eksportowane, więc w zasadzie z wyjątkiem okazjonalnych targów czy festynów, jest to jedyne miejsce gdzie można je kupić.

Ozdabianiem chat i drobnych przedmiotów użytkowych zajmują się głównie kobiety, chociaż w gronie malujących jest także dwóch panów. Również wspomniany, coroczny konkurs „Malowana chata" pomaga odkrywać nowe talenty, w gronie których znajdują się  młodzi adepci tej sztuki, także chłopcy. Na moje pytanie czy potrzeba wiele umiejętności, by wykonywać to zajęcie profesjonalnie dyrektorka odpowiada:

- Trzeba mieć troszeczkę talentu i dużo chęci.

Zalipiański styl nie jest jednorodny. Każda rodzina czy gospodyni ma swój oryginalny sposób malowania. Można spróbować swoich sił w tej dziedzinie i zapisać się na kurs malowania, który jest dostępny w ramach oferty Domu. Trwa on zaledwie kilka godzin, a cieszy się ponoć powodzeniem nawet Japończyków...

 

fot. Katarzyna Jasińska

 

Katarzyna Jasińska
Poleć znajomemu
Imię i nazwisko nadawcy:
E-mail adresata:
Poleć
Link został wysłany
Newsletter
juliada mlodziez smiglo

Powered by mtCMS   •    Wszelkie prawa zastrzeżone   •    Projekt i wykonanie MTWeb