Trzymam w dłoniach malutką figurkę przedstawiającą mutanta. Mój mały mutek ma trzy centymetry wysokości i ma kolor metalu z którego został zrobiony. Kiedy z nim skończęwszystko ma mieć ładnie pomalowane. Maleńki pistolecik, maleńkie buciki, maleńki paseczek u spodni i malutkie oczka. Mam malować figurkę po raz pierwszy i w tym momencie pomalowanie jej jak należy wydaje mi się niemożliwe do wykonania przeze mnie. Nie podjąłem się metody prób i błędów, na szczęście znalazłem miejsce, gdzie otrzymałem pomoc. Przy ulicy Lubicz znajduje się sklep z figurkami, grami planszowymi, bitewnymi, a także akcesoriami do malowania. Ale oprócz możliwości kupienia tego czy owego, można tam przyjść, by pograć w gry, albo... Nauczyć się malować. Ich pomoc może okazać się nieoceniona.
Po wizycie w sklepie i szybkiej lekcji polichromii, siadam w domu przed małym warsztatem z paletą, pojemnikiem z wodą, drobniutkimi pędzelkami, różnymi farbkami i, rzecz oczywista, figurami, w tym wspomnianym na początku mutantem. Co chwilę wstrzymuję oddech by zmniejszyć drżenie rąk i... Tak, udało się, pomalowałem mu tułów. Ze spodniami też poszło całkiem nieźle. Ale teraz pojawia się problem. Ręce i malutkie dłonie. Pędzelek trzęsie się tak, że trudno mi w ogóle trafić w dłoń figurki, nie wspominając o precyzyjnym jej pomalowaniu. Ale ostatecznie wychodzi „jako-tako”. Kiedy udowodniłem sobie, że potrafię idzie szybciej. Twarz, maleńkie oczka, pistolecik, pasek... A efekt można zobaczyć na załączonym poniżej obrazku. Sprawa wymaga cierpliwości i precyzji, ale daje mnóstwo satysfakcji. W dodatku pomalowanie figurek to dopiero początek zabawy. Przecież służą one do gry. Dlatego nie trzeba się obawiać, że po pomalowaniu mogą jedynie ozdobić półkę.
Michał ZającAGH