Birma w piątkowy wieczór
   

Dlaczego miałaby mnie zainteresować akurat Birma, kraj na końcu świata? Co takiego jest w tym nieznanym regionie Azji, że powinienem poświęcić na jego poznawanie dwie godziny piątkowego wieczoru w YMCA przy ul. Krowoderskiej. Chcąc odpowiedzieć sobie na te pytania na godzinę przed spotkaniem w kinie „Agrafka" buszowałem w internecie chcąc się czegoś ciekawego na temat Birmy dowiedzieć. Byłem zaskoczony, że znalazłem tak mało odpowiedzi. Fraza „Birma" wpisana w wyszukiwarkę google odnosi się właściwie tylko do krótkiego artykułu z Wikipedii. Poza tym media milczą.

Słyszałeś o Birmie?

O Birmie można było ostatnio usłyszeć w związku z dwoma wydarzeniami. Pierwszym z nich była tzw. „szafranowa rewolucja", czyli wydarzenia społeczne z września 2007 roku. Mnisi i inteligencja Birmańska zbuntowali się przeciwko władzy wojskowej Junty trzymającej całe społeczeństwo w żelaznym uścisku wojska praktycznie od 1962r. Wkrótce na ulicach polała się krew. W Rangun i Mandalaj ginęli od strzałów ze strony wojska obywatele walczący o wolność i demokrację. Spekuluje się, że w wyniku „szafranowej rewolucji" zakończonej niepowodzeniem mogło zginąć nawet kilkanaście tysięcy mnichów. Wtedy oczy całego świata zwrócone były ku małemu dużemu państwu w Azji Południowo-Wschodniej. Co wynikło z tej globalnej uwagi? Nic. Władze uwięziły trzy tysiące ludzi, zdławiły rewolucję i zapewne nie wysuną w najbliższym czasie propozycji demokratyzacji ustroju.

Na początku maja 2008 roku Birma padła ofiarą cyklonu. Wiatr wiał z prędkością 240km/h. Zginęło 138 000 ludzi, a 33 tysiące uznano za zaginione. Bez dachu nad głową zostało 1,5 mln osób. Podczas piątkowego pokazu zdjęć łatwo było się zorientować, dlaczego skutki przejścia cyklonu były tak straszliwe. Domy zbudowane na drewnianych palach, stare chaty, czy nieremontowane budynki w miastach nie miały szans w zetknięciu z tak silnym wiatrem. Chociaż na pokazywanych zdjęciach nie było widać bezpośrednio skutków owego cyklonu, gdyż zostały wykonane w sierpniu 2009 roku można sobie wyobrazić patrząc na nie, o ile mniej ludzi ucierpiałoby, gdyby w kraju nie panowała taka bieda.

Biedacy toną w złocie

Na załączonym do artykułu zdjęciu widać pochód z czasów „szafranowej rewolucji". Za stutysięcznym tłumem wyrasta złota świątynia w Rangun. Największymi atrakcjami turystycznymi Birmy są właśnie bogate świątynie. Największy świątynny kompleks kraju znajduje się w Bangu i ma 42km2 powierzchni! Ten dawny przepych kontrastuje ze skromnością, z jaką żyją współcześni Birmańczycy. 

Po ulicach Rangun jeżdżą stare samochody. Liczą sobie spokojnie 40 lat. To efekt zatrzymania się państwa w rozwoju. Niebieskie Mazdy, czyli miejscowe taksówki, dziesiątkami czekają na postojach, aż nastąpi cud i jakiś zamożniejszy obywatel miasta zdecyduje się skorzystać z ich usług. Biedota jeździ rowerami, własnej roboty pojazdami, na konnych bryczkach, albo autobusami z lat 50., z których wyciągnięto siedzenia, oraz dołożono uchwyty nie tylko zwisające z dachu, ale i wystające nad nim, by przewieźć jak najwięcej ludzi. Wszystkie te środki transportu sfotografował Wojciech, autor piątkowej prezentacji.

Jego zdjęcia ukazywały życie codzienne mieszkańców Rangun i Mandalaj. Widziałem piękne kamienice ze złotymi fasadami, które przemieniono w socjalne bloki, budynek dworca w Rangun przypominający o dawnej obecności Brytyjczyków w tym rejonie i mnóstwo innych budynków. Każdy balkon w mieście zyskał własny kolor, a znalezienie dwóch budynków o elewacji w tej samej barwie graniczy chyba z cudem. Ulice tych miast są kolorowe, pełne oryginalnych postaci, zapewne wypełnone najrozmaitszymi zapachami i dźwiękami, ale jednak wydają się być smutne. W ulicznych herbaciarniach, których mnóstwo sfotografował nasz podróżnik większość miejsc była pusta.

Z jego relacji wynika, że raczej trudno jest tam spotkać zagranicznych turystów, a miejscowych nie stać na tego rodzaju luksusy. Ludzie są przyjaźnie nastawieni. Turysta czuje, że się o niego dba, chociaż trzeba mieć na uwadze, że jesteśmy w tej części Azji, gdzie za wszystko żąda się opłaty. W tym miejscu podróżnicy podali nam przykłady Tajlandii, Kambodży i innych egzotycznych krajów. Chyba wszyscy znamy to uczucie, kiedy czujemy się obserwowani ze względu na to, że nie pasujemy do otoczenia. W Birmie, chociaż biały człowiek mocno różni się od miejscowych, nie jest on wrogiem, lecz jakby dawnym znajomym, którego się dawno nie widziało, więc chce się go powitać i spędzić z nim dużo czasu, zanim znowu zniknie.

W ten sposób zachowuje się lokalna ludność - podchodzi do turysty z życzliwością. Dzieci są zachwycone elektronicznymi gadżetami, dorośli znają mnóstwo ciekawych anegdot, które chcieliby opowiedzieć, ale z racji bariery językowej nie zawsze mogą (chociaż warto wspomnieć, że w Birmie ludzie dobrze znają angielski, co wiąże się z przeszłością kraju). Moją uwagę zwrócił fakt, iż nasz podróżnik miał problemy z zakupem tandetnych pamiątek, jak kubki, czy koszulki z logo kraju. Podobno w Birmie tego nie dostaniecie.

Komentarz

Zdjęcia przedstawione na pokazie były fantastyczne. Gorzej było niestety z referującym historyjki z wyjazdów. Słychać było albo zbyt duże rozluźnienie, albo ogromną tremę. Trudno słucha się opowiadania, w którym przed każdym słowem opowiadający stawia pauzę w postaci „yyy", a jeszcze trudniej jest się wciągnąć w historię, jeżeli mówi się do nas tonem „nie chce mi się do was gadać, właściwie, to chodźmy spać". Styl narracji był fatalny, ale zdjęcia i pojedyncze zdania sprawiły, że mam ochotę wybrać się na kolejne takie spotkanie.

Piotr Szostak
Poleć znajomemu
Imię i nazwisko nadawcy:
E-mail adresata:
Poleć
Link został wysłany
Newsletter
juliada mlodziez smiglo

Powered by mtCMS   •    Wszelkie prawa zastrzeżone   •    Projekt i wykonanie MTWeb