Matura żartem CKE?
   

Do tego jednego egzaminu przygotowujemy się przez całe liceum. Właściwie nie jednego. Obecna wersja gwarantuje nam przynajmniej pięć dni stresu. Dla większości maturzystów dochodzą jednak dodatkowe, rozszerzone egzaminy. Ciągle słyszymy jakie to jest ważne dla naszej przyszłości. Ostatecznie kończy się na tym, że wiele osób zdaje nawet po kilkanaście egzaminów. Zajmuje nam to bardzo dużo czasu, pochłania dużo emocji i nerwów.

Na "dobry" początek...

Po trzech latach przygotowań czwartego maja dostałam do ręki pierwszy arkusz egzaminacyjny. Szczerze mówiąc, już na wstępie zaskoczyły mnie niektóre pytania. Początkowo byłam przekonana, że to po prostu luki w mojej wiedzy. W duchu przeklinałam swoje lenistwo. Okazało się jednak, że nie tylko ja miałam problemy z rozwiązaniem zadań. Większość zdających nie była wcale pewna swoich odpowiedzi, a nawet nauczyciele musieli zastanowić się o co chodzi z „językowymi wyznacznikami spójności tekstu". No tak, bo przecież według egzaminatorów takie informacje są nam niezbędne do życia. W przyszłości powinniśmy czytać każdy tekst, zastanawiając się jakie funkcje pełnią poszczególne słowa i akapity. Za to wyciąganie wniosków z tego co się czyta, jest chyba mało znaczące. Przynajmniej tak - wydaje się - uważa komisja tworząca obecne matury.

Niespójne komisje

Szybko okazało się, że z tą spójnością wypowiedzi, której znajomości wymaga się od licealistów, sama CKE ma problem. Zawarte w arkuszu pytania były ze sobą sprzeczne i właściwie trudno było zrozumieć, co powinna zawierać odpowiedź. Komisja szybko przeprosiła i obiecała, że punkty będą przyznawane na korzyść uczniów. No dobrze, każdemu pomyłki się zdarzają. Szkoda tylko, że wcale nie są one rzadkością. Po egzaminie z geografii komisja znowu przepraszała. Tym razem wycofując zadanie z ogólnej punktacji. A przy okazji wywołując kolejne szydercze uśmiechy na twarzach maturzystów. I wzruszenia ramion, bo co można zrobić. Dla mnie to dość niesamowite zjawisko, że w tak ważnym (jest to podkreślane na każdym kroku!), przygotowywanym o wiele wcześniej egzaminie, znajduje się tyle przypadkowych błędów.

Matematyczna zmiana

Jak wiemy, Ministerstwo Edukacji wciąż ma nowe pomysły na zmiany formuły egzaminu. Jedną z bardziej znaczących reform, które przeprowadzono w minionych latach, był powrót matematyki jako obowiązkowego przedmiotu dla wszystkich zdających. No dobrze, zaakceptowaliśmy tę zmianę. Uważam ją nawet za korzystną. Komisja postanowiła jednak zaszaleć. Zeszłoroczny egzamin był wybitnie prosty i zdali go bez większych problemów nawet ludzie, którzy z matematyką stanowczo się nie lubią. Próbna matura była nieco trudniejsza, ale ogólnie nikt nie nastawiał się na wielkie różnice. "To dopiero drugi raz, eksperyment, każdy musi to zaliczyć"- taka była obiegowa opinia. Tymczasem czekały nas kolejne niespodzianki.

Podstawową wersję egzaminu zdawaliśmy wszyscy. I okazało się, że nie była ona tak prosta jak się spodziewaliśmy. Nawet uczniowie z rozszerzonych klas pisali niemal do końca wyznaczonego czasu. Tym trudniej było zdążyć humanistom, którzy nie mają przecież takiej wprawy w rozwiązywaniu zadań. Szokującym zjawiskiem jest też to, że wiele inteligentnych osób ma wątpliwości czy ten egzamin zda. Ponoć część zadań jest bliska poziomu poszerzonemu. Popołudniowej, rozszerzonej części jednak nie pisałam. Znam ją wyłącznie z opowieści. Z opowieści wkurzonych znajomych, którzy na matematykę poświęcili bardzo dużo czasu i rozwiązywali wiele trudnych zadań, a z wyników raczej nie będą się cieszyć.

Podzielony angielski

Jeśli chodzi o ostatni dzień obowiązkowych matur, to najwięcej skarg słyszałam od osób zdających rozszerzenie. To tu pojawił się kolejny absurdalny pomysł komisji. Egzamin podzielono na dwie części. Dzięki temu zmęczeni zdający spędzają więcej czasu w szkołach. W praktyce większość osób skończyła pierwszą część pracy już po godzinie i przez kolejne półtorej marnowała czas. Za to mało komu wystarczyło czasu na rozwiązanie zadań z drugiej części arkusza. Pomysł zastosowania takiej formuły jest raczej idiotyczny i nie wprowadza żadnych pozytywnych rozwiązań.

Najnowsza wersja- matura 2011?

Nic mi nie wiadomo, aby dokonywane były jakichkolwiek reformy dotyczące tegorocznych matur. CKE nie zapowiadała niespodzianek, a po listopadowych próbnych egzaminach wspomaganych przez Operon byliśmy w miarę pewni swojej wiedzy. Tymczasem dostaliśmy niespodziewane „prezenty". Chyba wszyscy zdający nie są zadowoleni z tego z czym musieli się zmierzyć. Podstawowe egzaminy wcale nie były tak proste jak w minionych latach, a nikt nas o tym nie wcześniej nie ostrzegał. Rozszerzone- wiadomo, wymagają od nas większej wiedzy i umiejętności. Włożyliśmy w przygotowania bardzo dużo czasu, a wymagano od nas więcej, niż od zdających w minionych latach.

Pomysłowe reformy?

MEN chce podnosić poziom matur? Może ma rację. Chociaż słysząc o planowanych zmianach cieszę się, że to już za mną. Pewnie trzeba coś zmienić, ale bądźmy poważni. Wszystko musi się odbywać z rozsądkiem i być odpowiednio przygotowane. Ciągle słyszymy wypowiedzi dorosłych, że obecne matury to egzaminy dla idiotów, a za ich czasów było trudniej. Jestem tylko ciekawa, co powiedzą ci sami dorośli, gdy staną się spanikowanymi rodzicami, których przygotowujące się przez tyle czasu pociechy obleją tegoroczne matury albo braknie im punktów na sensowne studia. A wszystko dzięki eksperymentom CKE.

Pozostaje czekać na czerwiec i pamiętać, że progi na studia ustalamy sami, a nie komisje egzaminacyjne ani uczelnie. A w najgorszym wypadku mamy przecież pięć lat na poprawę niesatysfakcjonujących wyników.

Monika Ptasznik
Śmigło
Poleć znajomemu
Imię i nazwisko nadawcy:
E-mail adresata:
Poleć
Link został wysłany
Newsletter
juliada mlodziez smiglo

Powered by mtCMS   •    Wszelkie prawa zastrzeżone   •    Projekt i wykonanie MTWeb