Turecki błękit
   

Z panią Katarzyną Jamką, pilotem wycieczek, rozmawia Natalia Furgał

- Jak to się stało, że zostałaś pilotem?

- O pilotowaniu wycieczek myślałam już na studiach, ale dopiero po ich ukończeniu zrobiłam kurs i zdałam odpowiednie egzaminy. Około pół roku po otrzymaniu licencji zaczęłam pracować jako pilot. Najpierw jeździłam na tzw. wahadła, czyli zabierałam z Krakowa jedna grupę, zawoziłam ją na miejsce, np. do Grecji, Bułgarii czy Chorwacji, i wracałam zabierając stamtąd inną grupę. Taki wyjazd trwa do 3 dni i jest bardzo dobrą szkołą dla początkujących pilotów.

- Później przyszły poważniejsze wyjazdy...

- Wycieczki objazdowe i - co jest ich konsekwencją - fascynacja Turcją, zaczęły się dużo później. Czekałam na nie dwa lata. Na początku wyjazdy były dla mnie dość trudne. Wiedza, jaką należy opanować, gdy jedzie się do kraju o tak bogatej historii i kulturze jest ogromna. Nie obyło się bez spędzania długich godzin w bibliotekach i czytelniach, zarwanych nocy poświęconych nauce. Nawet na studiach nie uczyłam się tyle, co przed pierwszymi samodzielnymi objazdówkami. Spotykałam się z doświadczonymi pilotami. To wszystko zaowocowało ośmioma zeszytami notatek o Turcji, zapisanymi drobnym maczkiem i satysfakcją, jaką dawało i nadal daje zaskoczenie turystów wiadomościami i ciekawostkami, jakich nie znajdą w przewodnikach.

- Co daje ta praca?

- Oczywiście możliwość podróżowania, zdobywania nowych doświadczeń, poznawania nowych miejsc. Daje też okazję do kontaktu z ludźmi, choć akurat w przypadku turystów bywa on bardzo męczący. Mam możliwość sprawdzenia się w różnych sytuacjach, czasem bardzo stresujących, np. podczas jednej z wycieczek zgubił się w Stambule prawie 80-letni turysta nie znający języka, nie mający telefonu komórkowego. Na szczęście odnalazł się - pomogli mu pracownik polskiej ambasady i turecki taksówkarz. Innym razem jedna z turystek miała w hotelu drobny wypadek, po czym oskarżyła właścicieli hotelu, o to, że planowali zamach terrorystyczny na jej życie.

- Którą z przygód wspominasz szczególnie?

- Wszystko, co jest związane z pracą pilota, jest przygodą. Może najpiękniejszym moim wspomnieniem jest zaćmienie Słońca, które miałam okazję oglądać na jednej z najpiękniejszych tureckich plaż, w starożytnym mieście Side. Przebywaliśmy nie w turystyczno-hotelowej części kurortu, ale niemal w samym antycznym centrum miasta... Zdumiewająca jest reakcja przyrody i ludzi na zaćmienie. Kiedy w środku dnia zapada mrok, robi się zimno, ptaki i wszelkie stworzenia wydające jakiekolwiek dźwięki nagle zaczynają szaleć, ludzie są coraz bardziej podenerwowani, rośnie jakieś dziwne napięcie. Patrząc na otwarte morze, dostrzega się sunący, półokrągły, wyraźny cień.... I nagle zapada zmrok, a na niebie widać tylko rozświetlony krąg z jednym bardzo jasnym punktem - ludzie krzyczą i biją brawo. A przyroda milczy. Potem wraca światło, odzywają się pierwsze ptaki i wszystko zaczyna żyć na nowo. To była jedna z najpiękniejszych rzeczy, jakie dane mi było zobaczyć.

- Jak wygląda tureckie miasto w oczach ludzi przyjezdnych?

- Turcję musimy podzielić na dwa regiony: Stambuł i cała reszta. To olbrzymie miasto jest mieszkanką kultur, tradycji, religii, ludzi, kolorów skóry, barw, zapachów; wielki tygiel, w którym miesza się ponad 15 mln. ludzi. Tej mozaice towarzyszy chęć dążenia do nowoczesności, uzyskania dostępu do wszelkich osiągnięć zachodu. To pierwsze wielkie miasto, jakie spotykamy, ponieważ wycieczki najczęściej zaczynają się od Stambułu. Tu przeżywamy szok, bo to miasto tętniące życiem, a u nas nadal pokutuje stereotyp, że biegają tam panowie w śmiesznych nakryciach głowy, a panie tańczą taniec brzucha, gdy tymczasem Stambuł oferuje wielkie bogactwo kulturowe. Islam miesza się z chrześcijaństwem i starożytnością. Spotkamy tu pogreckie pozostałości, świątynie, meczety. A obok tego klaksony, huk na ulicy, jazda wbrew jakimkolwiek regułom, policjanci, którzy w zasadzie nic nie robią, rzesze turystów i drobnych złodziejaszków. Stambuł to wielka metropolia nie tylko w sensie zróżnicowania, ale w sensie urbanizacyjnym, to miasto rozciągające się na długość 80 km. Trudno nam sobie to wyobrazić, ale to prawie tyle, ile wynosi odległość z Krakowa do Zakopanego.

- Wiele słyszałam o błękicie, czy on jest tam obecny wszędzie?

- Błękit to poniekąd kolor Turcji. Błękit, turkus, wszystkie odcienie tego koloru. W Turcji wydobywa się bardzo dużo tego barwnika, jest więc używany wszędzie, w biżuterii i różnego rodzaju ozdobach. Poza tym dawniej kolor błękitny był bardzo drogim barwnikiem, kojarzonym z wyższymi sferami, cesarzami, sułtanami, stąd dużo zestawu błękitu ze złotem zachowało się w strojach i mozaikach. Jedną z wizytówek Stambułu jest Błękitny Meczet, który powstał jako konkurencja dla wybudowanej wcześniej świątyni Haga Sofia - jednej z najważniejszych świątyń chrześcijańskich. Meczet nazywa się Błękitnym, ponieważ jego wnętrze jest zdobione ok. 25 tysiącami kafelków ręcznie malowanych, właśnie w odcieniach błękitu.

- Jak wygląda Turcja z dala od Stambułu

- Na przykład stolica Turcji jest absolutnie inna niż największa metropolia w Europie - Stambuł. Ankara w porównaniu z dawnym Konstantynopolem wydaje się miastem zaściankowym, pomimo swej europejskości. Budowali ją architekci z Włoch, Francji, co dało nowoczesne budownictwo, szerokie drogi, place, w kontraście do tego na wzgórzu są slumsy. Domy budowano z tego, co było dostępne: papierów, metalu. Ankara bardzo dobrze odzwierciedla całą Turcję. Z jednej strony mamy ogromne przestrzenie, bogactwo, a z drugiej wielką biedę, ubóstwo. Są również piękne miasta jak Troja, która kojarzy się z Grecją, Efez, Milet, Didyma, Priony. Turcy zajmują się rolnictwem, w ich kraju zobaczymy więc wiele pól z bawełną czy pszenicą.

- Jak wygląda życie tureckich nastolatków?

- Nigdy nie widziałam Turczynki w spódnicy mini. Ale młodzież żyje tam normalnie. Chodzą do szkoły, mają swoje zajęcia, rozrywki. Dziewczyny z rodzin tradycyjnych mogą przebywać tylko w swoim towarzystwie, pod opieką starszych kobiet, brata, wujka czy ojca. Natomiast w mniej tradycyjnych rodzinach nie ma takich ograniczeń. Inaczej niż u nas, publicznie nie okazuje się czułości. Nie zobaczymy więc na ulicach pocałunków czy uścisków. Na dyskoteki chodzą raczej turyści lub tamtejsi chłopcy. Ich życie jest wygodniejsze, mają dużo więcej swobody. Dziewczyny najczęściej siedzą w domu, ale też niewiele ich chodzi z zasłoniętą twarzą. Te bardziej niezależne pracują w turystyce. Ich niezależność dotyczy jednak tylko czasu pracy. Po powrocie do domu stają się znowu grzecznymi córkami, stosującymi się do reguł domu.

- Czy młodzi Turcy chętnie się kształcą?

- Młodzież turecka jest bardzo dobrze wykształcona. Mają szeroki dostęp do szkół, uniwersytetów. Jedynym problemem są pieniądze, nie wszystkich stać na studia. Wielu radzi sobie, pracując w wakacje. Turcy pracują od najmłodszych lat. W wielkich miastach, w ogromnych firmach szwalniczych pracują niekiedy dzieci w wieku 5 lub 6 lat: zajmują się przyszywaniem guzików, zamków do spodni, wykrawaniem kołnierzyków. Bardzo wiele z nich, gdy idzie do szkoły w wieku lat 6, pracuje w wakacje, by pomóc rodzicom. Te, które decydują się na pracę, bardzo często są ambitne, chcą kiedyś mieć lepsze życie, zostać kimś.

- Dziękuję za spotkanie.

Natalia Furgał
Śmigło
Poleć znajomemu
Imię i nazwisko nadawcy:
E-mail adresata:
Poleć
Link został wysłany
Newsletter
juliada mlodziez smiglo

Powered by mtCMS   •    Wszelkie prawa zastrzeżone   •    Projekt i wykonanie MTWeb