Moja duńska przygoda
   

Moja pierwsza refleksja: "jaki tu spokój nanana, wszyscy się nudzą!".
Drzewa przy drodze posadzone równo, co metr, dużo zieleni, pola - niczym sielankowa, polska wieś. Docieram do miejscowości Sorø, w której spędzę najbliższy czas. W krajobrazie trzech otaczających mnie jezior i ich okolic zakochałam się od razu. Na ulicach pusto. Co kilkaset metrów mijam kilkoro ludzi - samych rowerzystów i biegaczy.

Nie podchodź do studni!

Królewska Akademia Sorø - dumnie brzmi! A to zwykła szkoła publiczna, choć może nie taka zwykła, bo najstarsza w kraju, z XII wieku. Można tu spotkać ludzi z całego świata: Ugandy, Grenlandii, Kolumbii czy Hiszpanii.
Rozglądam się po przyszkolnym terenie. Cieszę się rześkim powietrzem, trochę słabszym niż w Polsce wiatrem i rzadko wychodzącym zza chmur słońcem. Jedna z klas uczy się na wf-ie pływania kajakiem po jeziorze. Podchodzę do studni na przeciwko wejścia do szkoły, aby zaglądnąć do jej środka. Nagle słyszę gwizdy i krzyki chłopaków z okna szkoły. Nie rozumiejąc jeszcze ani jednego duńskiego słowa macham im przyjaźnie. Podbiega do mnie znajoma Hiszpanka, Lisa i tłumaczy zasady, że nowym nie wolno stać przy studni. Tam przerwy spędza tylko elita, czyli najstarsza klasa. Inaczej kończy się oblaniem wodą lub wrzuceniem do jeziora. Poza tym każdy kociak na powitanie od starszych klas dostaje dziwne przezwisko, którego prawdziwe znaczenie pozna po roku. Na przykład w zeszłym roku najładniejszą dziewczynę ze szkoły nazwano nic nie oznaczającym po duńsku słowem "Poulla". Jak się potem okazało, bo ma... ładny biust.

Szkolne królestwo
Dołączam do klasy dziesiątej Folkeskole (ostatni, nieobowiązkowy stopień szkoły podstawowej). Większość uczniów po dziewiątej klasie idzie do trzyletniego gimnazjum lub szkoły zawodowej, potem mogą oczywiście na studia. Dla tych, którzy potrzebują zastanowić się, co robić dalej w życiu lub w przypadku obcokrajowców, którzy muszą nauczyć się języka duńskiego od podstaw, dodatkowy rok jest niezbędny na nadrobienie zaległości. Poza tym niektórzy muszą przyzwyczaić się do chodzenia do szkoły, bo w duńskiej Folkeskole nie ma tego obowiązku, ale wtedy rodzice muszą nauczać dziecko.

Przyglądam się planowi zajęć. Lekcje zaczynają się o 8 lub 9. Dziennie są trzy, cztery przedmioty zawsze łączone w dwie lekcje po 50 minut, więc nie trzeba dźwigać tony książek, tym bardziej, że na lekcji zamiast zeszytów można używać notebooków. Przerwy trwają zwykle 5 minut, lub 10, gdy trzeba przenieść się do innego budynku, w którym wykładane są przedmioty ścisłe. W Sorø znajduje się najnowsza pracownia chemiczna i fizyczna w Danii, w którą zainwestowano 20 milionów euro. Ludzie z całej Danii, a nawet zza granicy przyjeżdżają, by przeprowadzać tu doświadczenia. Klimatyzowane sale lekcyjne nazwano nazwiskami duńskich naukowców, a domki internatowe nazwiskami królów duńskich. Niektóre wyglądają jak sale wykładowe na wyższych uczelniach, bo są w stanie pomieścić nawet 100 osób i nie mają ławek. Reszta wygląda klasycznie, choć dość ponuro. Uczniowie dodatkowo mają półgodzinne przerwy na lunch. Nie lubią się przemęczać, bo narzekają, gdy lekcje trwają "aż" do 13.30. Poza tym mają więcej wolnego, bo oprócz przerw świątecznych i zimowych-ferie jesienne i wiosenne. Zaglądam też do pokojów nauczycielskich (jest ich aż 3). Każdy wygląda jak komnata na Wawelu. Ozdobne sufity i krzesła, ogromne drzwi, stare piece, pozłacane kolumny. Wszystko obowiązkowo ustawione symetrycznie. Na korytarzu wiszą pamiątkowe podobizny absolwentów - począwszy od XIX- wiecznych do współczesnych.
System oceniania jest 7 skalowy - 3 to najgorszy stopień, kolejny to 00, przy 2 dostaje się zaliczenie, kolejne oceny: 4, 7, 10 i 12-najwyższa. W czasie roku szkolnego raczej nie pisze się sprawdzianów, bo i tak na świadectwie końcowym pojawią się tylko oceny z egzaminów całorocznych.

To, co w Polsce zakazane…
Wszyscy piją wodę prosto z kranów, umieszczonych przy salach, bo podobno jest czysta.
Ja się do tego jeszcze nie przekonałam i nie spróbowałam. Kolejny dziwny zwyczaj to fakt, że moi rówieśnicy bezkarnie na przerwach, przy nauczycielach palą drogie papierosy i piją piwo. W Danii jest to dozwolone od 16 lat, a i tak patrząc na metryki młodszych kolegów naginają to prawo. Zaskoczeniem może być też, że uczniowie zwracają się do nauczycieli po imieniu. Mieszkańcy Danii są bardziej tolerancyjni niż Polacy. Ten kraj jako pierwszy w Europie przyznał takie same prawa parom homoseksualnym jak hetereoseksualnym. Na rynku w Kopenhadze cały rok stoją flagi popierające ten nietypowy popęd płciowy.

Bez całowania
Mentalność Duńczyków jest nietypowa, niby są serdeczni, ale sprawiają wrażenie niedostępnych i dumnych. Może to klimat ich tak oziębił? Nawet Lisa zauważyła, że na powitanie ściskają się tylko najlepsze przyjaciółki. W Polsce zwykle każdemu daje się buziaka. W Hiszpanii natomiast trzy całusy policzek lub jeden w usta!

Mundurkom szkolnym TAK!
Młode dziewczyny wyglądają na o wiele starsze, niż są w rzeczywistości. Postarza je przede wszystkim styl ubierania się. Młodzież gustuje w drogich, markowych ubraniach, zresztą tylko takie sklepy znajdują się w centrum stolicy, Kopenhadze. U nas noszenie mundurków jest obciachem, u nich dowodem zamożności i lanserstwa. W czasie wakacji 16-latek może zarobić nawet 150zł za godzinę pracy, ale życie jest o wiele droższe niż w Polsce. Przykładowo butelka litrowej coli kosztuje 10zł.

Świętujemy
Bardzo niewiele osób chodzi do Kościoła katolickiego, bo większość wyznaje protestancki luteranizm. W styczniu Duńczycy obchodzą Fastelavn - odpowiednik karnawału i Halloween. Tradycyjną potrawą wówczas jest ciastko z lodami i kremem. Młodzież przebiera się i chodzi po domach, prosząc o słodycze. Podarunki zbierają do wózka, w którym powinien siedzieć czarny kot, co według wierzeń odgania piekło. W Noc Świętojańską puszczają fajerwerki i palą kukłę czarownicy. W Święto Pracy obowiązkowo spotykają się w parkach. Natomiast w listopadzie ku pamięci św. Marcina jedzą pieczone kaczki, które według legendy swoim hałasem wydały go, gdy był zmuszany do zostania biskupem i schował się w stodole. Innym tradycyjnym szkolnym świętem jest OD (operation dayswork), kiedy w jeden dzień roku uczniowie zbierają pieniądze dla ludzi z Afryki. Większość jednak niestety tego nie robi, bo jest zbyt leniwa. Uczniowie co dwa tygodnie w piątek mogą iść na imprezę przeznaczoną tylko dla nich o nazwie Dråben.

Dania to rzadko odwiedzane przez turystów państwo, przez co wydaje się odizolowane. Moim zdaniem każdemu kto przede wszystkim lubi spokojne życie spodoba się ten kraj i zapraszam do niego serdecznie.

Podstawowe zwroty po duńsku:
Dzień Dobry - Godmorgen
Do widzenia - Farvel
Mam na imię... - Mit navn er... [mit nalln ea]
Mieszkam w...- Jeg bor i...
Kocham Cię - Jeg elsker dig
Przepraszam, nie mówię po duńsku - Jeg taler desvarre ikke dansk
Dziękuję - Tak
Ciekawostką jest, że nie używa się słowa "proszę".

Aleksandra Chojnacka
Śmigło
Poleć znajomemu
Imię i nazwisko nadawcy:
E-mail adresata:
Poleć
Link został wysłany
Newsletter
juliada mlodziez smiglo

Powered by mtCMS   •    Wszelkie prawa zastrzeżone   •    Projekt i wykonanie MTWeb