Grubas i wariatka
   

Zaczęło się już w pierwszej klasie. Byłam bardzo otwartym i wesołym dzieckiem, ale zaraz po przekroczeniu progu mojej szkoły wyczułam, że coś jest nie tak. Wszystko działało na moją niekorzyść. Większość dzieci już się znała z przedszkola i tylko ja byłam tu nowa. Po paru próbach podjęcia rozmowy usiadłam zrezygnowana w samotnej ławce, gdzieś w tyle klasy. „Może jutro będzie lepiej" - pomyślałam wtedy i z nadzieją wyczekiwałam następnego dnia szkoły.Zaczęło się już w pierwszej klasie. Byłam bardzo otwartym i wesołym dzieckiem, ale zaraz po przekroczeniu progu mojej szkoły wyczułam, że coś jest nie tak. Wszystko działało na moją niekorzyść. Większość dzieci już się znała z przedszkola i tylko ja byłam tu nowa. Po paru próbach podjęcia rozmowy usiadłam zrezygnowana w samotnej ławce, gdzieś w tyle klasy. „Może jutro będzie lepiej" - pomyślałam wtedy i z nadzieją wyczekiwałam następnego dnia szkoły.

Z nerwów zaczęłam mieć problemy z nauką
Niestety, przez lata nic się nie zmieniało. Już po paru dniach byłam wyszydzana w klasie z powodu mojego wyglądu. Dziewczyny, choć nie dołączały się do tych wyzwisk, nie zrobiły nic, by mi pomóc. Z nerwów zaczęłam mieć problemy z nauką. Choć umiałam świetnie czytać na głos, gdy musiałam przeczytać coś na lekcji, ze strachu przed wyśmianiem po prostu siedziałam cicho lub zaczynałam się jąkać. Pisanie miałam jakby we krwi, ale gdy przychodziło do oceny prac, chowałam nawet zeszyt pod ławkę, udając, że pracy nie zrobiłam. W końcu zostałam wysłana na zajęcia wyrównawcze. Nauczycielka, która miała ze mną te zajęcia, nasłuchała się o mnie niestworzonych rzeczy. Zastanawiano się nawet, czy nie zaproponować mi nauczania domowego, bo nie nadaję się do życia w szkole. Po pierwszych zajęciach okazało się nagle, że mam dobrą dykcję i zadatki na pisarza. Wróciłam do klasy jak zwycięzca, a reszta po prostu przestała mnie obchodzić. Zaczęłam robić swoje.

Uwierzyłam w siebie
Wyzwiska, niestety, się nie skończyły. Przestałam już, co prawda, ukrywać swoje zdolności i z czasem zaczęłam nawet brać udział w życiu szkoły. Moim pierwszym schronieniem przed szkolnym światem była biblioteka. Pokochałam książki i zrozumiałam ich magię. To one zostały moimi przyjaciółmi, a pani bibliotekarka podsuwała mi coraz to nowsze pozycje. Gdy zdobyłam pierwszą nagrodę, zapragnęłam zdobywać ich więcej. Tak zaczęłam brać udział w konkursach czytelniczych, czasami nawet pisałam coś na szkolne konkursy, a masa dyplomów, jaka gromadziła się w mojej teczce, dodawała mi pewności siebie. Gdy zaczęła się czwarta klasa, zmieniło się wszystko. Nowe przedmioty, nowa wychowawczyni, a także nowy etap w moim życiu. Zaangażowałam się w prace samorządu szkolnego, zdobyłam się nawet na udział w „castingu" do kółka teatralnego. Moje zdanie zaczęło się liczyć, zaczęłam mieć wpływ na to, co się dzieje w szkole, a nawet stałam się trochę sławna poprzez występy z kółkiem teatralnym. Razem z moją wychowawczynią, która notabene była też polonistką, stworzyłyśmy projekt gazetki szkolnej, której dotąd w naszej szkole nie było. To był też czas moich pierwszych konkursów recytatorskich, a także lepszych ocen. Zostałam doceniona w klasie i wkrótce dziewczyny zaczęły stać za mną murem. Znajomi z innych klas też bardzo mi pomogli, a i żarty chłopaków wkrótce straciły na swej sile. Oczywiście, niemiłe sytuacje zdarzały się nadal, ale nauczyłam się jednej rzeczy. Trzeba życie wziąć we własne ręce, bo nikt za nas tego nie zrobi.

Impulsywna Ania
Inaczej było z moją przyjaciółką Anią. Dołączyła do nas w piątej klasie i była tzw. „dziewczyną po przejściach". W jej starej podstawówce było parę nieprzyjemnych sytuacji, dużo bardziej traumatycznych niż te, które przeszłam ja. Mówiono, że zdarzało się jej uczestniczyć w bardzo agresywnych bójkach, a nawet samookaleczać, co było dla mnie szokiem, gdyż nie pojmowałam, jak można robić takie rzeczy z własnym ciałem. Niestety, nie było to kłamstwo. Z Anią bardzo się zaprzyjaźniłam. Była odrzucona przez większość klasy, a mnie to przypominało sytuację, gdy sama zostałam bez przyjaciół. Postanowiłam mieć na nią oko. Tak na wszelki wypadek.

Okazało się, że historia się powtarza. Tak jak w moim przypadku, wyzwiska zdarzały się bardzo często. Tyle, że Ania reagowała na nie bardzo impulsywnie. Często biła się z chłopakami i kończyło się obustronnymi stłuczeniami, a nawet złamaniami. Gdy rozmawialiśmy o tym na forum klasy, wszyscy obwiniali ją, a chłopaków przedstawiali jako pokrzywdzonych. Nie było to dla mnie do końca fair, dlatego chyba jako jedyna broniłam jej w takich sytuacjach.

Bez happy endu?
Teraz obie chodzimy do gimnazjum. Ja, jak już wspomniałam, nauczyłam się nie przejmować szyderstwami na mój temat i udzielam się, jak tylko mogę. Staram się być coraz lepsza. Niestety, Ania nie poradziła sobie z problemem. Jej reakcje wpędziły ją w kłopoty. W nowym gimnazjum znów doszło do napaści, bójek i wyzwisk, a i ona nie pozostała bierna i odpłacała tym samym. Nic nie dało wyjaśnianie jej, że to nie jest rozwiązanie i musi znaleźć inny sposób. Zaczęła mieć problemy psychiczne i obecnie chodzi do szkoły ze specjalnym oddziałem dla osób takich jak ona. Leczy się psychiatrycznie i bierze bardzo dużo leków, m.in. uspokajających. Przez to, co przeszła, ma bardzo silne stany lękowe i bardzo dużo innych przypadłości. Może liczyć tylko na mnie, a jeśli jej stan nie ulegnie poprawie, pożegna się z marzeniami o karierze lekarza. Teraz pomyślmy: czyja to wina? Ani, bo nie reagowała we właściwy sposób, czy jej prześladowców, bo ją do tego prowokowali? Sama nie umiem ocenić.

Kamila Kucia
Śmigło
Poleć znajomemu
Imię i nazwisko nadawcy:
E-mail adresata:
Poleć
Link został wysłany
Newsletter
juliada mlodziez smiglo

Powered by mtCMS   •    Wszelkie prawa zastrzeżone   •    Projekt i wykonanie MTWeb