Nazwano ich sezonowcami. To całe społeczności, które co kilka miesięcy dostają „hopla" na jakimś punkcie. Z każdym rokiem jest ich coraz więcej. Z reguły są to osoby poniżej 12. roku życia, ale wiek nie gra roli. Charakteryzują się nadmiernym zainteresowaniem drużyną sportową, aktorem czy też serialem, który odnosi sukcesy. Członkowie takiej grupy z chęcią zaopatrują się we wszelkie gadżety związane z tym, czego w momencie są wiernymi fanami. Ściany w pokoju pokrywają plakaty (dobrze, że to tylko papier, łatwo będzie zerwać za miesiąc czy dwa, kiedy sezon już minie), a na półkach stoją figurki, płyty CD, DVD, książki - dosłownie wszystko związane z tematem.
Z ŻYCIA WZIĘTE?
Ostatnio przedmiotem ich uwielbienia stały się polskie seriale paradokumentalne. Produkcje TVN-u i Polsatu naśladujące programy dokumentalne podbijają serca widzów. Tutaj może „fani" nie mają zbyt wielkiego pola do popisu, nie kupią figurek z ulubionym uczniem „Szkoły", czy pacjentem „Szpitala", ale od czego jest internet?! Powstają fora, grupy i fanpage na portalach społecznościowych, gdzie widzowie wymieniają się spostrzeżeniami, tworzą memy i dyskutują.
Może i nie byłoby w tym nic dziwnego - każdemu może się coś spodobać. Ale w historie przedstawiane w programach typu „Trudne sprawy" wierzy coraz więcej osób. Czołówki do złudzenia przypominają programy oparte na faktach. Tymczasem sytuacje, które wymyślili scenarzyści, bardzo rzadko mają swoje odpowiedniki w życiu codziennym. Nie słyszałam, by licealistkę ze skromnego domu, która chciałaby mieć więcej pieniędzy, śledziła psychicznie chora kobieta! „Szkoła" przedstawia podobne sytuacje prawie w każdym odcinku. W szpitalu przecież nie rozstrzygamy swoich problemów życiowych, a sytuacje jak w „Trudnych sprawach", „Ukrytej prawdzie", „Dlaczego ja?" są jedynie wynikiem wybujałej fantazji scenarzystów.
WIDZOWIE WZDYCHAJĄ, BIZNES SIĘ KRĘCI
Jednak nie ma się co dziwić, programy tego typu przyciągają widzów przed telewizory, a co za tym idzie - nabijają dochody producentom. Biznes się kręci, ogłupiając ludzi, którzy oglądają i... wierzą. Na stronie internetowej TVN-u możemy przeczytać „Całe życie z Lekarzami? Kto nie miałby na to ochoty". Po emisji „Lekarzy" na antenie możemy wejść na stronę internetową i zobaczyć „Lekarze nocą" i „Lekarze po godzinach". Ciekawe co jeszcze wymyślą? Może „Problemy życiowe lekarzy", „Lekarki wychowują dzieci"? W internecie krążą sondy „Szpital lepszy od Pielęgniarek? Zagłosuj!". Wojny między widzami jednej a drugiej produkcji tylko podkręcają atmosferę i zachęcają niczego nieświadomych widzów.
Co ciekawe, w takich programach nie grają profesjonalni aktorzy. To zwykli ludzie, bez doświadczenia i wykształcenia aktorskiego. Wystarczy zapisać się do agencji i czekać na telefon. Ale czy warto? Stawki nie są wysokie, a fabuły takich odcinków są po prostu... głupie.
Anna BojdoŚmigło