23 października, czwartek
Od momentu, kiedy mama powiedziała mi, że będę miała rodzeństwo, minęły trzy tygodnie. Przez ten czas właściwie nic się nie zmieniło. Myślałam, że mojej mamie przybędzie z dziesięć kilo albo że zacznie się dziwnie zachowywać, ale ona na razie wygląda i czuje się całkiem zwyczajnie.
Ostatnio byłam świadkiem potężnej awantury. Hmm, no dobra przyznaję: to ja byłam jej powodem. Ja i pies. Jakiś czas temu mama sprzątała w moim pokoju, kiedy byłam w szkole, chociaż wyraźniej jej tego zabroniłam. Przecież przypominałam rodzicom, że jestem już duża i sama umiem zadbać o mój pokój, a jednak oni uparli się, że wciąż będą tu zaglądać, żeby kontrolować, jakie plakaty wieszam i jak dbam o meble. Trochę to żałosne, nie? W każdym razie mama usłyszała skomlenie Hermesa i otworzyła drzwiczki od garderoby. Kiedy zobaczyła tam małe kudłate zwierzątko, prawie zemdlała. Nie mam pojęcia, dlaczego. Co prawda była tam też jedna śmierdząca papka, ale to chyba normalne, że pies się załatwia. Jednak moje słowa nie przekonały mamy. Miałam wrażenie, że ze złości zaraz wyrzuci Hermesa za drzwi, ale ona kazała mi go umyć. Kiedy przyszedł tata i usłyszał całą historię, jego puls także przyspieszył. Nie mam pojęcia, czym oni się tak podniecają. Pies to pies. Nic niezwykłego. Tyle, że po kwadransie na internecie wisiało już ogłoszenie o oddaniu kundelka w dobre ręce, a ja dostałam szlaban na miesiąc. Niesprawiedliwe!
Kilka dni temu zapisałam się na kurs samoobrony. Zaczęłam intensywnie ćwiczyć. Pomyślałam, że lepiej przygotować się na najgorsze, kiedy znów zobaczę faceta, który mnie śledzi. Jednak okazało się to zupełnie bezużyteczne. Właściwie sprawa jest już rozwiązana.
Wczoraj zauważyłam znajomą sylwetkę szpiega. Jednak tym razem nie był on zbyt skupiony. Z łatwością go podeszłam. Szedł znaną mi drogą, w kierunku mojej szkoły. Wyprzedziłam go szybko i gwałtownie się odwróciłam. Moje zdumienie było tym większe, że pod czarnym kapturem zobaczyłam znajomą twarz Sergiusza z mojej klasy.
- Co? - burknął. - Masz coś do mnie?
Od razu zauważyłam, że jest jakiś nieswój, bowiem zawsze był uprzejmy.
- A to, że śledzisz mnie od tygodnia - odpowiedziałam pewnym głosem.
- Co ty bredzisz?! - próbował udawać zaskoczenie, lecz nie za bardzo mu wyszło. Szybkim ruchem wyminął mnie i ruszył dalej.
- I tak się dowiem, o co ci chodzi! - krzyknęłam za nim, lecz on tylko przyspieszył kroku.
Oczywiście Ula i Ela dowiedziały się o wszystkim następnego dnia w szkole. Z początku trochę mi nie dowierzały. Widziałam to w ich oczach. Jednak dzięki mojemu darowi przekonywania ich wątpliwości szybko się rozwiały. Niestety żadna z nas nie wiedziała, co począć z tym fantem.
- Na razie o tym zapomnij - poradziła mi Ula. - Teraz szykuj się na sprawdzian z chemii.
- O nie. Kolejny test? Znowu zapomniałam. Kiedy to się skończy? - złapałam się za głowę.
- Przypuszczalnie w weekend - podsunęła Ela z uśmiechem na twarzy. W tej chwili zadzwonił dzwonek na lekcję. - Neutrony do boju! - Zawołała i pobiegła w stronę sali lekcyjnej, a ja ruszyłam za nią. Mnie także udzielił się neutronowo-bojowy zapał.
- Co ja z nimi mam - Ula pokręciła głową i postąpiła za nami niespiesznym krokiem.
Śmigło