Niemy teatr
   

Scena I

Czasami widywałam ich w autobusie. Wymachiwali śmiesznie rękami i byli totalnie skoncentrowani na sobie. Jakby świat wokół nie istniał. Nie ustępowali miejsc siedzących. W rozmowie wydawali dziwne dźwięki, ni to jęki ni to pomruki. Jakby głos chciał się przedostać na zewnątrz, a zatrzymywał się nagle w krtani. Ciekawość - to było pierwsze uczucie, które we mnie powodowali. Nie współczucie. Ciekawa byłam, o czym tak żywo rozmawiają. Choć trochę chciałam poznać ich świat.

Scena II

Duży, prostokątny, szary budynek. Internat. Inny świat w środku naszego świata. Przechodzę przez drzwi do drugiego wymiaru. Wszystko wydaje się być takie samo jak u nas. Nieco przestarzałe meble pamiętają czasy Gierka. Spotykam Sabinę, jest wychowawczynią. Prowadzi mnie do niewielkiego pokoju z widokiem na ciemne już o tej porze osiedle. Wnętrze jest brzydkie. Zwraca w nim uwagę na siebie kubistyczny obraz, zapewne malowany ręką jednego z wychowanków. To jedyna rzecz jaka mi się tu podoba. Wywrotowy sprzeciw wobec PRL-u.

Scena III

Kurtyna. Dworzec. Chłopak czeka na dziewczynę. Przechadza się po peronie z różą w ręku. Mamrocze coś pod nosem. Ekscytujące oczekiwanie. W kąciku siedzi stara, zrezygnowana żebraczka. Nie ma siły prosić o datek, choć to robi. Nadjeżdża pociąg. Wśród tłumu ludzi chłopak dostrzega swoją ukochaną. Idzie jej na spotkanie. Pocałunki, czułe objęcia. Nie mogą się sobą nacieszyć. Chodzą po peronie zapatrzeni w siebie. Z litością i pogardą patrzą na kobietę wyciągającą do nich rękę. Jednak po chwili ktoś podchodzi do żebraczki i przystaje. Jednak nie rzuca monety, daje jej różę. To najmilsze, co ją spotkało w życiu. Dziewczyna dowiaduje się, że chłopak ją zdradza. Kłócą się, on ją uderza. Ona upada, z nosa leje się jej krew. Chłopak odchodzi, żebraczka wyciąga chusteczkę, żeby wytrzeć krew. Chłopak nadal czeka. Uczy się na pamięć, co ma powiedzieć drugiej dziewczynie, która zaraz nadjedzie. Kurtyna.

Scena IV

Jessica i Sandra. Siostry. Dwie drobne blondyni. Gwiazdy teatralne.

- Kogo grałaś w przedstawieniu?

- Świętoszka.

- Córkę Świętoszka.

- Czego się nauczyłaś?

- ??

- Występowanie w przedstawieniu cię zmieniło?

- Tak

- Wierzysz w siebie?

- Tak.

- Bardziej niż przed przedstawieniami?

- Tak

- Chciałabyś być aktorką?

- Tak.

- Tak.

- Jaki jest twój ulubiony aktor?

- ... Nie pamiętam.

- ... Jaś Fasola.

- Dlaczego?

- Bo jest śmieszny.

- Jaka jest Twoja postać w sztuce?

- Skąpiec jest fałszywy.

- Masz tremę przed przedstawieniem?

- Nie

- Naprawdę?

- Na początku miałam.

Scena V

Sabina Maciołek zaczęła pracę w teatrze z niesłyszącymi zaraz po przyjściu do ośrodka w 2001 roku Zawsze były problemy z werbowaniem przyszłych aktorów. - Ich jest trudno czymkolwiek zainteresować. Oni się bronią przed jakimikolwiek działaniami aktywizującymi. Wszelkie zorganizowane zajęcia to dla nich ból - mówi. Nagrodą są występy i wycieczki. Są problemy z dyscypliną. Z tym, żeby przyszli na spotkanie.

Sabina była na początku przerażona. Znała język, ale wcześniej go nie używała. Teraz jest lepiej. Zamiast dawać młodzieży gotowe schematy pozwala im na improwizację. Głusi współtworzą zamysł spektaklu. Są osoby, które są w tym fantastyczne i sypią pomysłami jak z rękawa. Na przykład Jessica Tofil. Sabina się od nich uczy. Występy są głównie pantomimiczne, ale są też dialogi (mówione i migane). Występują dla różnych osób: -Kiedyś nasze dzieci były na występie i „słuchały" gry na instrumentach dzieci niewidomych.

Oni sami od siebie mało wymagają, bo są zagłaskani przez rodziców i wychowawców. Są postrzegani jako biedne dzieci poszkodowane przez los. Czasami wstanie na czas i pościelenie własnego łóżka przekracza ich możliwości. Są nauczeni łatwego życia.

- Z drugiej strony praca w teatrze pokazała mi jak często oni się wycofują i nie wierzą w swoje możliwości przez to tylko, że nie słyszą. To dlatego głusi tworzą swój własny świat, w którym nie potrzebują słyszących. Są otwarci tylko na siebie. Dobrze jest przynajmniej próbować stać się jednym z nich, dobrze umieć język migowy. To jest dla nich ważne. Zejść do ich poziomu. Być z nimi, być z nimi blisko, nasłuchiwać ich.

Zainteresowania chłopaków ograniczają się do samochodów, seksu, ewentualnie jeszcze komórek i Internetu. A na resztę rzeczy są zamknięci. Są też bardzo wrażliwi i czujni na mimikę. Jeśli coś w zachowaniu jest niespójne, to zaraz to wychwycą i stracą zaufanie. U siebie czują się bezpiecznie. Czasami jak wychodzą do ludzi to ściągają aparaty słuchowe, żeby się nie wyróżniać. Dopiero w swojej grupie czują się silni i swobodni.

- Przez to, że nie słyszą nie mają słowa, które w zdobywaniu wiedzy jest podstawowym narzędziem. Nie kształtuje się u nich wiele pojęć. Można nawet powiedzieć, że są analfabetami. Dla nich język polski jest językiem obcym. Łatwiej im się uczyć angielskiego, bo tam nie ma takiej trudnej odmiany. Według mnie oni powinni się skoncentrować na zdobyciu zawodu, z którego będą się mogli utrzymać a nie na robieniu matury, która im nie jest potrzebna- mówi Sabina.

Adaś, kiedy przyjechał do szkoły w ogóle nie nawiązywał z nią kontaktu wzrokowego. Był zamknięty w sobie, często jeździł do domu. Było mu ciężko. Kiedy udało się go wciągnąć do teatru okazało się, że ma niesamowity talent i poczucie humoru. Wyszedł z siebie. Otworzył się na innych. Zagrał w Świętoszku i Ślubach Panieńskich. Sabina widziała jak za każdym razem na próbie bawi się rolą, dodaje coś od siebie.

- Ciągle jest jednak bariera między naszymi językami. Nigdy nie będziemy im w stanie przekazać wszystkiego- dodaje z rezygnacją.

Scena VI

Ksiądz Artur Wójcikowski pracuje z głuchymi od 2001 roku. Uczy ich religii i organizuje przedstawienia, jasełka. Co rok jeździ z nimi do Szczecina na Festiwal osób z wadą słuchu i nigdy nie wrócił bez nagrody albo wyróżnienia. Organizatorzy mówią, że ich przedstawienia są tak głębokie, że przez cały rok zastanawiają się nad ich przesłaniem.  Przygotowując przedstawienie, zawsze dba o to, żeby było ono uniwersalne, żeby niosło jakieś wartości, niekoniecznie musi mieć zabarwienie religijne. Głusi są dobrymi obserwatorami, tylko trzeba im wyjaśnić emocje, a z tym jest gorzej. Oni widzą tylko grymas na twarzy. - Głusi nie potrafią zrozumieć i nazwać swoich emocji a to powoduje u nich frustrację. Oni rozróżniają tylko zadowolenie, złość i zmęczenie. A w teatrze są różne odcienie tych skrajnych emocji. Teatr jest dla nich szkołą życia. Sprawiają wrażenie niewychowanych, a to tylko niezrozumienie niuansów zachowań. Nie znają takich słów jak poirytowany, melancholijny, stęskniony - gdybym im coś takiego zamigał, to by mnie nie zrozumieli - mówi ksiądz Artur. Przyznaje, że mają defekty pod każdym względem: uczuciowym, emocjonalnym, intelektualnym. Zapamiętują ciąg słów, ale nie rozumieją ich sensu, są jak żywe fotokopiarki. Odbierają świat bardzo konkretnie. Pytają się ile Pan Bóg ma lat, jakby byli małymi dziećmi, a to uczniowie szkoły średniej! Nie znają środków stylistycznych.

- Matka chłopca, który grał główną rolę w jednym z przedstawień podeszła do mnie ze łzami w oczach i powiedziała, że pierwszy raz jest dumna ze swojego syna. Że zawsze uważała go za gorszego i nie spodziewała się po nim wiele, ale jak zobaczyła, że inni klaszczą dla jej dziecka to zmieniła zdanie.

Katarzyna Jasińska
Poleć znajomemu
Imię i nazwisko nadawcy:
E-mail adresata:
Poleć
Link został wysłany
Newsletter
juliada mlodziez smiglo

Powered by mtCMS   •    Wszelkie prawa zastrzeżone   •    Projekt i wykonanie MTWeb