Wchodzę na widownię. Widzę dekorację - oczywiście od razu oceniam, czy mi się podoba, czy nie. Następnie słychać muzykę i przedstawienie się zaczyna. Krytykuję aktorów - przecież mogliby jednak dopracować pewne detale! Potem jest przerwa, podczas której dzielę się swoim zdaniem z innymi obserwatorami sceny. Jesteśmy zgodni - zagralibyśmy o wiele lepiej.
Z dźwiękiem dzwonka siadam znów na swoim miejscu. Noga na nogę i obrażona mina - zapłaciłam słono za to przedstawienie. Jako „wielki znawca teatru" śledzę dalszą część sztuki. W myślach notuję, jakie błędy popełnieją aktorzy. Po upływie kilku minut zaczynam się nudzić. Bawię się koralikami, które mam na szyi. Z upragnieniem czekam momentu, w którym „twórcy tej szopki" wyjdą, ukłonią się i zejdą ze sceny. Na szczęście po chwili tak się dzieje. Oczywiście - biję brawa. Spróbowałabym tego nie robić - sąsiad z boku spojrzałby kolejny raz na mnie krzywym okiem. Jednak bez przesady - po dwóch ukłonach przestaję klaskać. No i jeszcze ta kolejka w szatni...
Gram w teatrze przy młodzieżowym domu kultury. Dwa razy w tygodniu, po półtorej godziny, przez siedem miesięcy. Dopiero teraz nasz zespół jest z siebie zadowolony. No i po takim czasie możemy myśleć o jakimś festiwalu. Pomyśleliśmy. Wysłaliśmy zgłoszenie i mniej więcej po miesiącu były przesłuchania. Tak się złożyło, że była to premiera naszego spektaklu. Chodziliśmy więc trochę zdenerwowani. Graliśmy jako ostatni, innych przedstawień nie widzieliśmy, chociaż zżerała nas ciekawość, jaka jest konkurencja. Z trudem przełknęliśmy słowa reżysera, że w związku z wszelkimi przygotowaniami musimy czekać za kulisami. Na szczęście niebawem nas wywołali. Oczywiście okazało się, że scena jest o wiele mniejsza niż ta, na której ćwiczyliśmy. No nic - nie ma wyjścia - trzeba grać. Wielkich wpadek nie było - każdy gest był zaplanowany. Niewielka widownia czasami się śmiała z naszych scenicznych żartów, a to dodawało nam otuchy. Ukłoniliśmy się dwa razy i dostaliśmy duże brawa. Poszliśmy do domów z przekonaniem dobrze spełnionego zadania. Jednak gdy zadzwonili do nas z propozycją występu w Miniaturze Teatru Słowackiego nie mogliśmy uwierzyć. Dopiero gdy kłanialiśmy się po skończonym przedstawieniu dotarło do nas gdzie gramy. A po brawach za drugie miejsce na festiwalu poczuliśmy, że całoroczna praca nie poszła na marne.
Śmigło