Hommage à Chagall
   

Do teatru Groteska, na spektakl "Hommage à Chagall" trafiłam właściwie przypadkiem, dopiero później zorientowałam się, że miałam prawdziwe szczęście. Na salę wchodziłam z nastawieniem -przyznam szczerze- dość sceptycznym, ale też nie pozbawionym otwartości i szczerego zainteresowania, które zawsze staram się mieć dla sztuki.

Pierwsze chwile przedstawienia były dla mnie zaskoczeniem, które nie minęło do tej pory. Od razu rzuciła mi się w oczy perfekcyjnie dopracowana gra i ruch sceniczny, widać że aktorzy poświęcili pantomimie naprawdę wiele czasu, który nie poszedł na marne: gesty - w najmniejszym nawet szczególe doskonałe, ale mimo to naturalne, oczywiście tak, jak naturalne mogą być gesty kukiełek, którymi stali się aktorzy.

Wiadomo, pierwsze wrażenie jest najważniejsze, ale nie poświęciłam mu wtedy należytej uwagi, skupiając się na tym, co rozgrywało się właśnie na scenie. Całą pantomimę odbiera się raczej na poziomie uczuć, przemyślenia przechodzą później, ale wszystko jest bardzo wyraziste. Człowiek jako marionetka, życie jako teatr, grany zarówno dla siebie, jak i dla innych. Wpływ starych, nierozumiałych już i niepotrzebnych zwyczajów na coś, co powinno być przeżyciem duchowym, a zostaje wepchnięte w sztywne ramy nudnych stereotypów i przyzwyczajeń. Tak, to po prostu widzi się w pierwszych scenach "Chagalla".

Pantomima ta opowiada o życiu znanego pewnie wszystkim artysty - Marca Chagalla, pojawiają się motywy znane z jego obrazów, ale także liczne odniesienia do historii i religii - para młodych ludzi w końcu staje się jak Adam i Ewa - są czyści, pełni żaru i jednocześnie jakiejś niesłychanej, niemalże nierzeczywistej harmonii. Tak właśnie wygląda uczucie, które ich łączy, które trwa pomimo wszelkich przeciwności. Ale zanim dotrze do tego punktu musi stoczyć walkę, pokonać wojnę, przełamać bariery, ale także pozbyć się rutyny i przyzwyczajeń, które -  jak wyraźnie widać to w przedstawieniu -  potrafią krępować bardziej niż przeszkody stawiane przez innych ludzi.

Opisując to wydarzenie czuję się dziwnie. Ciężko oddać słowami to, co odbierało się wszystkimi zmysłami, na każdym poziomie świadomości. Adolf Weltschek wykorzystał chyba wszystkie możliwe formy przekazu: wyraziste kostiumy, marionetki, obrazy, a także multimedia. No i rzecz jasna trudno byłoby nie wspomnieć o muzyce: dobrze dobrana, adekwatna do tego, co działo się na scenie i przede wszystkim bardzo, ale to bardzo sugestywna.

Czy spektakl miał wady? Znowu da się to ocenić tylko subiektywnie, ale ja znalazłabym tylko jedną: jeszcze długi czas po opuszczeniu teatru "Groteska" czułam się niezwykle surrealistycznie i nie do końca zdawałam sobie sprawę z upływu czasu, a ludzi dookoła postrzegałam jako marionetki. Niezapomniane wrażenie.

Gabriela Kuś
Poleć znajomemu
Imię i nazwisko nadawcy:
E-mail adresata:
Poleć
Link został wysłany
Newsletter
juliada mlodziez smiglo

Powered by mtCMS   •    Wszelkie prawa zastrzeżone   •    Projekt i wykonanie MTWeb