Dźwięk silnika samochodu słychać z daleka. Podjeżdża białe Renault Clio pokryte reklamami. Ich agresywne kolory zwracają na siebie uwagę. Z samochodu wysiada wysoki, ubrany w czarną, skórzaną kurtkę szatyn.
Samochodami interesował się od dziecka. Poszczególne modele oglądał w salonach, półki zapełniał miniaturowymi modelami aut i folderami o tematyce motoryzacyjnej. Jako nastolatek zwrócił się w stronę koszykówki, zapisał się nawet do młodzieżowej sekcji koszykarskiej. Gdy miał 15 lat, stara pasja powróciła (swój udział miała w tym marka Subaru). Dziś Mateusz Karzyński ma 23 lata. Trzeci rok z rzędu startuje w amatorskich rajdach samochodowych.
Zaprasza mnie do środka. Wpadam w głęboki fotel kubełkowy i z pomocą specjalnych pasów zostaję przytwierdzona do siedzenia. Dosłownie. Powoli wjeżdżamy na teren po dawnej fabryce z nieco podmokłym od nocnego deszczu terenem.
Pierwszy był Fiat 126p. Częściej trafiał do mechanika niż na zawody. Wytrzymał rok. Następne miało być Seicento, jednak nowe Clio kolegi i jeden przejazd spod Galerii Kazimierz pod Halę Targową wystarczył, by zmienić decyzję. Ideał znaleziony w Nowym Sączu. Następnie zmiana zawieszenia na twardsze, sportowe, nowy wydech i kubełkowe fotele, założenie pasów szelkowych i odsadzonej kierownicy- Mateusz jednym tchem wylicza, co musiał wymienić w samochodzie. Ale najważniejsze było, żeby od razu jak najwięcej jeździć i zdobywać doświadczenie.
Zaczyna spokojnie od jednego okrążenia. Kończy obrotem o 360 stopni. Czarne, skórzane rękawiczki zaciskają się na kierownicy. Poślizgi i jazda bokiem powtarzają się kilkakrotnie. Temperatura w środku urosła chyba do 40 stopni.
Mateusz bierze udział w zawodach typu Super Sprint i KJS (Konkursowa Jazda Samochodem). Od KJS-ów zaczynali swoją karierę Krzysztof Hołowczyc i Janusz Kulig. Ideą zawodów jest promowanie bezpieczeństwa na drodze oraz... dobra zabawa. Może w nich wziąć udział dwuosobowa załoga, czyli kierowca z prawem jazdy kategorii B bez licencji sportowej oraz przynajmniej 17-letni pilot. Jeździ się dowolnym samochodem osobowym- przed zawodami pojazdy dzieli się na klasy ze względu na pojemność silnika.
Tuż przed startem odbywają się badania kontrolne pojazdu. Na trasie zawodnicy poruszają się po drodze publicznej zgodnie z zasadami ruchu drogowego (tzw. dojazdówka) oraz wykonują na czas przynajmniej sześć prób sportowych na zamkniętych odcinkach. Załogi startują w odstępach dwuminutowych a każdą próbę poprzedza punkt kontroli czasu (PKC). Czas dojazdówki nie jest wliczany do ogólnej klasyfikacji, ale zawodnicy muszą się pojawić na PKC o wyznaczonej porze z dokładnością co do minuty. Za każde wykroczenie (np. przedwczesny wjazd na PKC lub nieprawidłowe wykonanie próby) kierowca otrzymuje punkty karne. Załoga, która otrzyma najmniej punktów- wygrywa.
Szczelnie przypięta pasami, czuje najmniejsze drganie w samochodzie. Po lewej stronie zagłówka zauważam interkom. „Ułatwia komunikację z moją pilotką Mają podczas przejazdu", tłumaczy. Spoglądam do tyłu. Na szybie dwie naklejki z biało-czerwoną flagą i napisem „Matt" i „Maja".
Wbrew pozorom, rajd to gra zespołowa. Pilot, który odpowiada za trasę przejazdu, przed rajdem otrzymuje kartę drogową, gdzie wpisuje czasy zarejestrowane na punktach kontrolnych oraz itinerer- książkę drogową ze schematem skrzyżowań i zaznaczonymi kierunkami przejazdu na dojazdówkach. Zgubienie karty jest równoznaczne z dyskwalifikacją. Jeśli załoga pomyli trasę na próbie sportowej, otrzymuje taryfę - 150% czasu najlepszego zawodnika w danej klasie i z danej próby.
Matt & Maja Rally Team powstał niespełna dwa lata temu. Przed startem do poszczególnych prób wspólnie opracowują opis trasy i sporządzają komendy „opona od lewej, lewy nawrót, prawy 90, prosta 200." Młody rajdowiec porównuje pracę pilota do bramkarza. „Na nic świetny napastnik strzelający kilka goli w czasie jednego meczu, jeśli bramkarz będzie kiepski. Podobnie jest w rajdach, bez solidnego pilota starania kierowcy do kręcenia jak najlepszych czasów spełzną na niczym". On jednak nie ma się o co martwić- razem z Mają świetnie się dogadują, o czym najlepiej świadczy fakt, że w tym sezonie niemal zawsze stali na podium.
Przejeżdżamy na drugi plac, jeszcze bardziej podmokły. Na krótkim odcinku rozpędza się do 100 km/h. Zwalnia do dwudziestu. I znów sto. I dwadzieścia.
Ten sport nie należy do najtańszych. Opłata za uczestnictwo w zawodach to około 120 złotych. Mateusz i Maja startują średnio dwa razy w miesiącu. Ostatnio walczył w Bielsku-Białej w ramach Beskidzkich Mistrzostw Kierowców Amatorów. Tłumaczy, że oprócz opłaty za start należy doliczyć koszt paliwa: dojazd na miejsce i powrót to około dwieście kilometrów, trasa rajdu- dodatkowe sto. Nie wspominając o kosztach serwisowania samochodu, kupna szybko zużywających się opon i pozostałych części. O sponsorów nie jest łatwo, trzeba do nich wychodzić z bardzo dobrą ofertą i liczyć na łut szczęścia. Choć Mateuszowi marzy się kariera zawodowego kierowcy, na zyski nie liczy. Do tego sportu raczej się dokłada niż na nim zarabia.
Na ostatnim placu widzę rozłożone opony, jednak na tyle gęsto, że nie może zademonstrować, jak wygląda slalom. Wykonuje więc kilka okrążeń, „jedynie" omijając przeszkody z dokładnością kilku centymetrów.
W Krakowie nie ma obiektów, na których można w pełni legalnie i bezpiecznie trenować. Ryzykując nie tylko uszkodzeniem samochodu, tutejsi zawodnicy spotykają się na opuszczonym terenie fabryki. Ustawiają próbę odpowiadającą temu, co można spotkać na KJS. Rozkładają przeszkody, ćwiczą slalom. Czasem ktoś przyniesie kamerę, dzięki czemu mogą porównać techniki przejazdów i tory jazdy. Starają się pomagać sobie nawzajem, zauważyć i pomóc wyeliminować błędy innych.
Wracamy na ulicę, gdzie zamienia się w przeciętnego użytkownika ruchu drogowego. Nieco oszołomiona wysiadam z samochodu, który w niczym już nie przypomina wypolerowanego Renault, które zobaczyłam pół godziny wcześniej.
W czasie rajdu Mateusz nie myśli o niebezpieczeństwie, ale o tym, by jak najlepiej pojechać. W tym sporcie ważna jest nie tylko ogólna sprawność fizyczna, ale też dobra koordynacja i odporność na stres. Udział w zawodach nauczył go, jak wystudzić emocje. Kilka lat temu stremowany, dziś żartuje z pilotką kilkanaście sekund przed startem do próby sportowej. Jest bardziej zdystansowany, potrafi wyciągać konsekwencje z popełnionych działań. Jeden, nawet najmniejszy błąd może zaważyć na całym wyniku, więc nigdy nie można być pewnym zwycięstwa. Dokładnie tak, jak w życiu.
Część informacji zawartych w tekście pochodzi z Regulaminu KJS 2009 wydanego przez Polski Związek Motorowy (www.pzm.pl).
Ewelina Srebro