Mistrzostwa Europy w piłce nożnej w Polsce i na Ukrainie rozpoczną się za 23 dni. Mam na ścianie zawieszony kalendarz i codziennie o szóstej rano, zaraz po przebudzeniu na niego zerkam i jeden dzień skreślam. Myśl o dniu, w którym skreślę ostatnią datę, przepełnia mnie tak wielką ekscytacją, jak dobrego bramkarza wizja obronionego karnego. Tymczasem Kazimiera Szczuka opowiada o "samczych igrzyskach", Karolina Macios pisze „Wdówki futbolowe", tysiące żon i matek wzdycha z bezradnością, bardziej rezolutne wynoszą na plecach plazmę z domu i chowają ją gdzieś, gdzie oko kibica nie sięga, a dumna i szczęśliwa grupa odnosi się do imprezy z należytym nastawieniem: niekoniecznie radością równą mojej, ale bynajmniej zadowoleniem z takiej promocji naszego pięknego kraju.
Jakieś dwa tygodnie temu Franciszek Smuda ogłosił skład polskiej reprezentacji na Euro odczytując go wobec licznej publiczności telewizjii polskiej. Trenerowi towarzyszyli dziennikarze sportowi- mężczyźni- których w naszym kraju jest zdecydowana większość. Kobieta przewinęła się jedna, może jeszcze jakaś podała kwiaty, kopertę, nóż do otwierania kopert, inna coś podpowiedziała, ładnie się uśmiechnęła, przeszła przez środek sceny dumnie prezentując szczupłe opalone nogi. Nie wiem, dałam się ponieść wodzom fantazji, może i nie było kwiatów i kopert, ale kobiet też nie było, a bynajmniej tych żywo rozprawiających. Co gorsze, nie było ich skąd wziąć-w Polsce dziennikarki sportowe to najczęściej panie towarzyszące panom w prowadzeniu gali rozdania statuetek sportowca roku albo te prowadzące sport po wiadomościach- z tym, że one mogą równie dobrze zapowiadać pogodę, z takim samym zaangażowaniem by im to wyszło. Jednym słowem- ja dziennikarki sportowej z prawdziwego zdarzenia nie widzę, choć rozglądam się bacznie. Drogę blokują zawistni mężczyźni, płeć piękna nie pcha się do sportu? Nie wierzę, takich jak ja musi być więcej. Nie ma co dłużej mydlić sobie oczu, paniom przeszkadzają panie i to najlepiej, jak potrafią.
O tym pisałam już tak wiele, tak dokładnie, tak wściekle i tak spokojnie, że na samą myśl o ponownym zagłębieniu się w grząskim temacie robi mi się słabo: „Tomasz Lis na żywo", pewien poniedziałek, rozmowa o seksizmie w pracy Joanny Muchy. Kazimiera Szczuka, Manuela Gretkowska i inne feministki polskie obciążają zarzutami Ukrainę za zamkniecie w więzieniu przedstawicielek ruchu „Femen" protestującego przeciwko seks turystyce podczas Euro. Pada hasło „samcze igrzyska", ale też mi opada szczęka przez ten ogrom hipokryzji, którego jestem świadkiem. Bo do tamtego momentu żyłam wewnątrz mydlanej bańki, w której wszystko mówiło mi, że nawet najwięksi sceptycy ulegną tej uwodzicielce, jaką jest piłka. Tymczasem zobaczyłam na własne oczy nie tylko ignorancję, jaką mogę wybaczyć, a dodatkowo jawne plątanie się w zeznaniach: feministka nie może powiedzieć, że coś jest „samcze" a coś „babskie", bo w swoim założeniu walczy o równość, a nie izolację.
A i to nie jest najgorsze, bo prawdziwym ciosem okazało się popołudniowe wyjście do Empiku i wzięcie do ręki książki wspomnianej już, „Wdówek futbolowych" Karoliny Macios, czyli (cytuję): „błyskotliwej opowieści o tym, co dzieje się z kobietami, gdy całą Polskę ogarnia futbolowy szał". No, jeszcze niedawno na to pytanie udzieliłabym błyskawicznej odpowiedzi „Kibicują", ale widać... nie. I nawet nie boli mnie to, że książka jest, jak dla mnie, wyjątkowo "hejterska" i dość nudna, a to, że miliony mężczyzn weźmie tę pozycję do rąki i utrwali sobie wizytówkę kobiet-kibiców, która mają w głowie. Bo dla nas kobiety się nie znają: nie wiedzą, co to spalony (ale to już dość stare i oklepane, do tego stopnia, ż niektóre wiedzą tylko to, aby na idiotki nie wyjść), rożny, karny, kto strzelił gola, dlaczego sędzia dał kartkę, a dlaczego w dwóch kolorach, no co się tak denerwujesz, to tylko gra itp. itd, a w ogóle to idę do kosmetyczki, bo nie masz dla mnie czasu. Tymczasem pani, która przedrze się przez tę warstwę i udowodni, że może jednak coś tam czytała poza informacjami o najnowszej dziewczynie Cristiano Ronaldo, kto pokazał klatę a kto nie pokazał, gdzie sportowcy wyjeżdżają na wakacje i jakie fryzury mają ich żony, spotyka się niejednokrotnie z opinią babochłopa, rzadko zyskuje szacunek. Ciężko krytykować, bo sama czytam „ciacha.net" albo „onet.ofsajd" w chwilach totalnej nudy, ale nie nazywajcie tego, proszę KOBIECYM SERWISEM SPORTOWYM, bo czuję się obrzucona błotem- mam wyższe aspiracje niż artykuły na poziomie wyżej wymienionych. I wiedzę mam o wiele rozleglejszą.
Jeżeli nadal będziemy znosić kobiety-sierotki, które zainteresuje tylko goła klata, panie pseudo-feministki, te święcie na futbol i Euro obrażone to nie docenimy prawdziwego skarbu- kobiet, które stanowić powinny nasze narodowe dobro, odważnych i zdecydowanych dziennikarek sortowych, które nie ograniczą się do uśmiechania i pokazywania ładnych nóg. O ile takie się znajdą lub ujawnią.
Thd