Pośrodku pomarańczowa piłka wielkości piłki tenisowej. Za bramkami, po obydwu stronach boiska, na start czekają trzyosobowe drużyny. 3..2...1... Polo! - krzyczy jeden z zawodników i wtedy z przeciwnych stron pędem ruszają do piłki przedstawiciele każdego z przeciwników, by jako pierwszy podać ją do kolegi z drużyny.
Tak rozpoczyna się gra w bike polo, czyli polo na rowerach. - Gra jest dość prosta. Są dwie bramki, mniej więcej na szerokość roweru. Mamy kijki, mamy piłkę. Mecz trwa 10 minut lub do momentu w którym jedna z drużyn strzeli pięć bramek - mówi Mateusz Balcerzyk, jeden z grających.
W bike polo istnieje tylko kilka zasad. Po pierwsze jeśli ktoś w trakcie gry dotknie ziemi czymś innym niż kijkiem nie odpada z gry. Wtedy trzeba podjechać do miejsca, które nazywa się „tap out", odklepać się i można kontynuować. Tutaj miejscem do odklepania są: wiszący na pręcie garnek, a po drugiej stronie - krzyżyk na ścianie.
Druga zasada dotyczy strzelania goli- można strzelać tylko węższą stroną kija. To właściwie tylko dwie zasady, ale istnieją też dozwolone rodzaje kontaktu. Dotknąć można się jedynie na zasadzie: rower - rower, kij - kij, ciało - ciało. Nie można nikomu zrobić nic złego.
Upadki się zdarzają. Ciężko utrzymać się non-stop na rowerze i machać kijem tak, by uderzyć piłeczkę. Gdy tylko drużyna przeciwna zbliża się do bramki, jeden z zawodników ustawia się rowerem na jej szerokość i stara się nie wpuścić piłki do siatki. Nie jest to proste, piłka krąży pomiędzy nimi tak szybko, że czasami trudno dostrzec ją między kołami.
Sprzęt nie jest skomplikowany. Wystarczy rower, chłopcy udostępnią kij. - Im prostszy rower tym lepszy, bo gra jest kontaktowa i on psuje się często - tłumaczy mi „Balcer"- jeden z graczy. Część osób gra na tzw. „ostrym kole", jest to rower bez wolnobiegu. W rezultacie, gdy obraca się tylne koło (ma to bezpośrednie przełożenie na obrót pedałów) nie jest możliwa jazda bez pedałowania np. z górki, tak jak na rowerach z wolnobiegiem, ale można jechać do tyłu albo stać bez podparcia nogą, co bywa pomocne w grze. Na szprychach przedniego koła znajdują się nakładki, najczęściej z plastiku pet (to ten sam, z którego są zrobione butelki z napojami), które nazywają się "ghettospoke". To taki rodzaj ochrony koła przed piłką, gdyż przy silniejszym uderzeniu mogą się skrzywić szprychy. Istnieje też możliwość włożenia tam kija, co jest dość niebezpieczne.
Samo polo na rowerach na twardej nawierzchni nie ma długiej historii. Pojawiło na przełomie 1999/2000 w USA. Pierwsze mecz polo w Polsce odbył się około 2004 r. W Krakowie ten sport istnieje od ponad 2 lat. Gracze spotykają się co sobotę i niedzielę na nieczynnym już basenie na Polfie, który Urząd Miasta udostępnia za darmo.
W jednej z niecek basenowych mają ustawione bandy wyznaczające wielkość boiska i dwie bramki. Do basenu schodzą najpierw wieszając o brzeg kierownicę i pedał, zeskakują, a potem ściągają rower. Chwila rozgrzewki, wybierają drużyny i zaczynają grać. Gdy skończą zmieniają składy i zabawa zaczyna się od nowa.
Chłopcy zajęli drugie miejsce na Mistrzostwach Polski, a nawet byli w Niemczech, by zmierzyć się z zagranicznymi drużynami. - Pojechaliśmy za granicę i dostaliśmy baty. Fajnie pojechać, zobaczyć jak inni grają. Technikę podłapać, czegoś się nauczyć. Wydaje mi się, że oni bardziej tym żyją. Jak przegrają to się wkurzają, jak wygrają to się bardzo cieszą - mówi jeden z nich.
A gdyby chcieć zagrać? Wystarczy przyjechać własnym rowerem. Kijków jest wystraczająco dużo, dla każdego wystarczy. Termin i miejsce podają na facebooku - Bike Polo Club Kraków.
Komunikat do dziewczyn: Nie bójcie się. To, że chwilowo grają sami chłopcy, to nie oznacza, że i wy nie możecie dołączyć. Kilka dziewczyn gra w Warszawie, jedna w Poznaniu i jedna w Gdańsku. Może i Kraków doczeka się prawdziwej bikepolowej wyjadaczki?
fot.: Sonia Kozińska
Aga Karolczyk