Sport uczy charakteru
   

MARIUSZ CZERKAWSKI - światowej sławy polski hokeista - w czerwcu 2007 roku odwiedził jeden z siemachowskich ośrodków w Krakowie. Po spotkaniu z młodzieżą rozmawiała z hokeistą dziennikarka „Śmigła" SARA BRANC

- Jak zaczęła się Pana przygoda z hokejem?

- Wybrałem się z rodzicami na lodowisko i to był początek. Zapisałem się do sekcji hokejowej. Najpierw była to grupa młodzików, potem awansowałem do starszej, aż zacząłem reprezentować swój klub GKS Tychy w pierwszej lidze. Wreszcie w 1991 roku był wyjazd do Szwecji. Zostałem kupiony przez drużynę w Sztokholmie. No, a w 1994 wyjazd do ligi NHL.

- A jak żyje się Panu na emigracji? Nie tęskni Pan za Polską?

- Bardzo tęsknię, w każde wakacje, a mam je przeważnie latem, przyjeżdżam do Polski na dwa, trzy miesiące i nadrabiam zaległości. Bo zazwyczaj przez 9 miesięcy jestem za granicą. Na pewno, gdy skończę karierę będę chciał wrócić do Polski.

- Co jest dla Pana w hokeju wyjątkowego? Co Pana „kręci" w tym sporcie?

- To, że na lodzie dużo się dzieję, jest dużo akcji podbramkowych. Hokej to najszybsza gra zespołowa. Nie dosyć, że szybko się jeździ na łyżwach, to jeszcze trzeba operować kijem i krążkiem. No i można się wyżyć, bo jednak to jest gra kontaktowa.


- Jest Pan sławny w Polsce, ale też na świecie. Czy ta sława nie jest dla Pana ciężarem?

- Generalnie nie. Jestem dumny, że ludzie doceniają to, co zrobiłem, że mi kibicowali, że mogłem reprezentować Polskę na olimpiadzie, na mistrzostwach świata, że mogłem występować w paru najlepszych na świecie klubach. Grałem w Ameryce Północnej, Szwecji, Szwajcarii, także w Finlandii i na pewno dużo zwiedziłem. Poznałem mnóstwo ludzi. Cieszę się z tego, że jestem rozpoznawany. Mam nadzieję, że tak jak ja miałem swoich idoli, tak też może młodzież gdzieś tam zapatruje się w polskich sportowców i może ja też jestem w ich głowach.

- A jaki ma Pan stosunek do kibiców? Nie są trochę rozpraszający?

- Nie, bez kibiców byłoby nudno, generalnie jest ciekawie, jak się coś dzieje na trybunach. Oczywiście chodzi o kibicowanie według reguł, bo absolutnie chyba nikt nie lubi chuliganów. Chuligaństwo na polskich stadionach jest niepotrzebne. Na Zachodzie Europy czy w Stanach Zjednoczonych lepiej sobie z tym radzą.

- A jak odbiera Pan porażki swojej drużyny? Jak Pan to odczuwa?

- Każdy przeżył w życiu jakieś porażki, kiedyś przegrał. Czegoś bardzo chciał, ale niestety nie udało się. Ale taki jest sport. Uczy charakteru, uczy, żeby się podnieść, żeby uwierzyć ponownie w swoje siły, bo jutro znowu wstaje słońce, rozpoczyna się nowy dzień i po deszczu zawsze jest piękna pogoda. Ta myśl pozwala kontynuować swoje pasje.

- Sport bardzo dużo uczy, wykształca w nas wiele ważnych cech, ale to jednak głównie rywalizacja. A gdy Pan wchodzi na lód, to o czym myśli? Żeby za wszelką cenę wygrać, rywalizować z przeciwnikiem czy żeby rywalizować z samym sobą, ze swoimi niedoskonałościami, żeby dać z siebie jak najwięcej?

- Jest to wyzwanie dla samego siebie. Rzeczywiście sportowiec pragnie pokazać się z jak najlepszej strony. Wychodząc na lód, zawodnik chce pokazać efekt pracy swojej i trenerów, chce nie zawieść kolegów z drużyny, którzy darzą go zaufaniem. No i na pewno przeciwnik w czasie meczu, po drugiej stronie jest wrogiem, ale po zawodach jest normalnym człowiekiem. Często zdarza się, że ma się też przyjaciół w drużynie, przeciwko której się gra.

- Dobrze dogaduje się Pan z kolegami z drużyny, czy też zdarzają się jakieś spięcia?

- Na pewno w drużynie jest konkurencja. Oczywiście nie ścigam się z obrońcą czy bramkarzem, ale wielu napastników ze sobą konkuruje, bo w końcu każdy chce być jak najlepszy. Ale mimo wszystko atmosfera jest przyjacielska, bo żeby tworzyć jedną drużynę, musi być wzajemne zaufanie, ogólny respekt, poszanowanie, można powiedzieć - zasady fair play, czyli: kto jest lepszy, ten gra. Z większością kolegów mam bardzo dobre stosunki i nie ma większych tarć. Oczywiście spięcia zdarzają się, bo zespół to jednak dwudziestu paru facetów, którzy mają w sobie dużo adrenaliny.

- A jakie jeszcze sporty Pana interesują? Lubi Pan oglądać np. mecze piłki nożnej?

- Tak, interesują mnie właśnie mecze piłki nożnej, przede wszystkim reprezentacji Polski. Lubię bardzo oglądać tenis lub też grać w niego. Chętnie jeżdżę na nartach. Oczywiście zawsze przyciągają mnie przed telewizor zawody z udziałem Polaków (czy to jest boks, czy na przykład Formuła 1, siatkówka czy piłka, czy jakieś inne zmagania polskiej reprezentacji albo Adama Małysza).

- Miał Pan w dzieciństwie swojego idola sportowego?

- Można powiedzieć, że byli to Mario Lemieux, Wayne Gretzky już później, a wcześniej po prostu znani sportowcy: Zbyszek Boniek, Ryszard Szurkowski i Henryk Grut.

- Sport wymaga poświęceń. Czy żeby trenować hokej, musiał Pan z czegoś zrezygnować?

- Ten sport jest moją pasją i miłością, dlatego nie odczuwam, że muszę rezygnować z innych przyjemności. Oczywiście jeżeli się do swojej pracy poważnie podchodzi, to trzeba przełknąć to, że np. gdy koledzy idą na dyskotekę, ja muszę być w domu, żeby się wyspać przed kolejnym treningiem. Oni używają alkoholu, ja absolutnie nie, koledzy wyjeżdżają gdzieś pod namioty na weekend, ja nie, bo jadę na mecze lub mam turnieje czy rozgrywki hokejowe.

- Niektóre sporty oprócz ciężkiej pracy, zaangażowania i poświęceń wymagają też predyspozycji. Czego wymaga hokej?

- Mogłem się nigdy tego nie dowiedzieć. Urodziłem się w Radomsku i tam mieszkałem przez pierwsze dwa lata mojego życia. Tam nie ma lodowiska. Czyli nie pochodzę z hokejowej rodziny. Mój tata nie umie jeździć na łyżwach do dzisiaj. W hokeju potrzebna jest koordynacja, szybkość, zwinność, giętkość, na pewno tzw. „ czytanie gry", ambicja, determinacja. Jak ktoś jest bardzo niski albo szczupły, to lepiej niech zostanie dżokejem niż hokeistą. Ale mając metr siedemdziesiąt pięć czy metr siedemdziesiąt, ma już jakąś przyszłość w tej dziedzinie.

- Czy miałby Pan na koniec coś do powiedzenia młodym ludziom, żeby ich zachęcić do uprawiania sportu (niekoniecznie hokeja)?

- Sport to wspaniały sposób na spędzanie wolnych chwil, na podejmowanie nowych wyzwań, pokonywanie swoich słabości. Dużo uczy. Poznaje się nowych ludzi. Przecież nie można tylko siedzieć przed telewizorem lub na ławkach osiedlowych, bo to bezsens.

- Dziękuję za rozmowę.

Sara Branc
Śmigło
Poleć znajomemu
Imię i nazwisko nadawcy:
E-mail adresata:
Poleć
Link został wysłany
Newsletter
juliada mlodziez smiglo

Powered by mtCMS   •    Wszelkie prawa zastrzeżone   •    Projekt i wykonanie MTWeb