Zabawy z bronią
   

Który chłopiec nie bawił się żołnierzykami? Której dziewczynie nie podobają się panowie w mundurach? Wojna, mimo swojego okrucieństwa, jest w jakiś sposób atrakcyjna. Czy tylko jej zewnętrzne oznaki nas pociągają? Tę zawiłą kwestię pomógł mi zgłębić Łukasz Baran, student trzeciego roku automatyki i robotyki na AGH.

Łukasza interesują współczesne militaria. Zafascynowały go w szczególny sposób wojska Bundeswehry z czasu ich interwencji w Kosowie. To formacja niemiecka, która działa w strukturach NATO. Studenta interesuje szczególnie Jagerbatalion 292. Była to prawdziwa jednostka, która wspomagała sprzymierzeńców i pilnowała porządku. Amatorski Jagerbatalion stworzony przez kolegów Łukasza należy do ogólnopolskiej formacji. Dwa tygodnie temu mieli zjazd, na którym pojawili się przedstawiciele formacji z całej Polski -Jakdkommando 13. Są to jednostki specjalne, batalion lekkiej piechoty. Do tej formacji należą różne osoby: żandarmi, wywiad, spadochroniarze, jednostki specjalne, piechota i grenadierzy. Właściwie są tam wszystkie jednostki jakie istnieją.

Stopnie nie są w tym wojsku przyznawane za zasługi, lecz za staż. - Ja jestem starszym szeregowym - Obergefrajterem - mówi student -  bo jestem w jednostce od roku. Jak przychodzą nowi, to starsi automatycznie awansują. Jednak nie ma tu typowej dla prawdziwego wojska fali. To, że ktoś jest majorem nie oznacza, że kolega młodszy stopniem musi mu usługiwać.

Co to jest ASG?

Wszystko zaczęło się dwa lata temu, na początku studiów, kiedy Łukasz zainteresował się grą na kulki przez jej sympatyków nazywaną Air Soft Gun, w skrócie ASG. Chodzi w niej o strzelanie z replik prawdziwych karabinów robionych w wielkości 1:1. Kolega zwerbował go do grupy antyterrorystów.

Chłopak zapewnia, że ta zabawa jest zupełnie bezpieczna. Na tak zwane strzelanki chodzi się w specjalnych okularach, bo oczy to jedyne miejsce na ciele, które jest zagrożone. No, zdarzają się jeszcze wybite zęby, ale takie znamię zdobyte na polu chwały to chyba zaszczyt... W każdym razie Łukasz zapewnia mnie, że jest to bezpieczniejsze od bardziej przecież popularnego paint-bollu, w którym są używane większe kulki. - Tylko jak się w twarz dostanie to może boleć. Ja raz dostałem i trochę mi spuchła, ale siniaka nie było - zapewnia chłopak.

Zwykle chodzą strzelać do lasu w niedzielne poranki, bo wtedy jest tam najbardziej pusto. Taką zabawę trzeba jednak wcześniej zgłosić na policję, żeby nie było niepotrzebnych problemów. W przeciwnym razie zawsze się znajdzie ktoś życzliwy, kto doniesie... Jeśli jednak pojawi się ktoś obcy, potrzeba przerwać zabawę. W okolicy nie może się też znajdować nikt bez specjalnych okularów. Zazwyczaj chodzą grupą, 15-20 osób. Albo formują się w dwie przeciwne drużyny, albo wymyślają sobie zadania jak np. przeniesienie jakiegoś pakunku bądź rozbrojenie bomby. Bomba oczywiście nie jest prawdziwa. To zwykle jakieś zawiniątko, które czasami ma w środku budzik. W tym co robią starają się być dyskretni, ale jeśli zostaną zauważeni, to budzą żywe zainteresowanie. Kiedyś po walce przechodzili „uzbrojeni" koło kaplicy i wszyscy zwrócili uwagę na chłopaków, zapominając na chwilę o mszy żałobnej.

Zdobywanie doświadczenia na froncie

- Wszystko oprócz karabinów jest oryginalne - mówi Łukasz - buty, spodnie, bluzy, kamizelka z kewlaru i kewlarowy hełm.  Kupujemy to na niemieckim E-bayu albo na Allegro. Mi się akurat udało go kupić za 100 zł, ale zwykle kosztuje 200-300 zł. Ceny nie są niskie, w euro wychodzi trochę drożej, dlatego kompletujemy umundurowanie sukcesywnie. Mundur niemiecki nie cieszy się wielkim szacunkiem. Większość osób chce być Amerykaninami. - Niektórym nie podoba się to, że są Niemcami ze względu na naszą historię, ale Łukasz się tym nie przejmuje.

Replika karabinu kosztuje 1000 zł i to największy wydatek dla fascynatów tej dziedziny, ale można też kupić repliki za 600 złotych. Oczywiście nieco gorsze. - My kupowaliśmy te droższe, bo ich faktura jest bardziej podobna do prawdziwych - przyznaje. Karabiny zrobione są z tworzywa sztucznego. Podczas pokazów niektórzy zarzucają im, że to nie repliki, tylko zwykłe zabawki, właśnie ze względu na materiał z którego są zrobione. Wtedy trzeba im tłumaczyć, że teraz tak wyglądają karabiny. Jednak do pytających nie należą mali chłopcy. Oni doskonale znają tę broń z gier komputerowych.

- Spotykamy się zwykle na treningach albo obozach - mówi. - Mamy znajomego Polaka, który służył w armii niemieckiej i on nam przekazuje różne szczegóły z funkcjonowania prawdziwej armii i wyjawia jakich patentów używają. Takie treningi odbywają się raz na dwa tygodnie.

Ale regulamin i realizm najważniejszy...

Militarna drużyna dba o autentyzm. Chociaż do magazynku można włożyć nawet aż 2000 kulek oni ładują tylko 50, tyle, ile można włożyć do prawdziwej broni. To trend utrzymujący się w całej Polsce i wytyczna regulaminu. Rekonstrukcja to bowiem nie stylizacja i zależy im na tym, żeby być jak najbliżej prawdy. Uczą się na przykład tego w której kieszeni powinna być dana rzecz, bo o tym wszystkim mówi regulamin.

- Czasami nie można przejść przez las jak ktoś strzela dłuższy czas bez przerwy. Trzeba czekać aż mu bateria padnie albo kulki się skończą. A prawdziwi żołnierze muszą szanować amunicję, każdy z nich ma tylko 4-5 magazynków - zdradza Łukasz.

Ostatnio wszystkie jednostki spotkały się w Ostrowie Wielkopolskim żeby się lepiej poznać. Przyjechało ok. 30-40 osób. Ustalili regulamin formacji stwierdzili, że chcą zostać stowarzyszeniem. Odwiedził ich też jeden doświadczony żołnierz, który uczył ich musztry i opowiadał o swojej pracy. Mówił, że jak wyjeżdżali na patrol, to włączali muzykę najgłośniej jak się dało i tak przejeżdżali przez miasto. Jak wysiadali, to obserwowali ile jest nowych kul w samochodzie...

Łukasz wbrew pozorom nie marzy o służbie w wojsku. Kiedyś chciał być pilotem, ale do lotnictwa trudno się dostać. Trzeba być idealnie zdrowym, nawet plomba w zębie może być problemem... Ale z drugiej strony nie wyklucza w przyszłości pójścia do szkoły wojskowej.

A jakie są plany formacji? Głównie to kompletowanie sprzętu, ale szykują prawdziwą bombę, a dokładniej wyrzutnię. Oczywiście nie prawdziwą. Znaleźli zdjęcia autentycznej, za pomocą specjalnego programu zaprojektowali, obliczyli proporcje i zrobili model. Już nawet głowica jest gotowa. - Na razie jeszcze o tym nie mówimy, bo chcemy wypalić z grubej rury, nieoczekiwanie - dodaje Łukasz. Więc cicho sza! Nie mówcie Rosjanom!

Katarzyna Jasińska
Poleć znajomemu
Imię i nazwisko nadawcy:
E-mail adresata:
Poleć
Link został wysłany
Newsletter
juliada mlodziez smiglo

Powered by mtCMS   •    Wszelkie prawa zastrzeżone   •    Projekt i wykonanie MTWeb