Wyjątkowi... Z nutką agresji, suchym brzmieniem... Czterech zdrowych chłopaków... Tak, mowa o Clock Machine.
To zespół który zadziwia wszystkich wszystkim... Przede wszystkim nazwa, nikt nie potrafi tego wytłumaczyć, skąd ona się wzięła. Dla mnie oznacza ona, może nie w dosłownym tłumaczeniu - bombę zegarową. W końcu wybuchnie i będzie o nich głośno :) Są doskonale zgrani, pomiędzy instrumenty prowadzą dialog. To właśnie ich kolejny wielki plus.
Grają spokojnego rocka z nutką funky, ale robią to tak, że ludzie pod sceną po prostu szaleją.
Powstali w roku 2009. W skład zespołu wchodzi czworo niepozornych chłopaków. Zaczynali grywać gdzieś na krakowskich przedmieściach, a potem po uzbieraniu funduszy wynajęli prawdziwą salę prób. Pierwszy koncert zagrali w domu kultury na Woli Justowskiej. Jednak czegoś im wtedy brakowało... No tak - basisty. Więc dołączył do nich mój kolega z klasy - Mikołaj vel Jimmi. Osoba wręcz zadziwiająca. Kupił bas i w przeciągu trzech tygodni nauczył się tak grać, że mógł spokojnie występować na scenie. I właśnie, za jego kadencji w zespole, zdobyli wyróżnienie na jednym z konkursów dla młodych zespołów organizowanych przez NCK. Niestety po upływie trzech miesięcy odszedł z zespołu stwierdzając, iż chcę grać kowbojskiego rock'n'rolla". Na jego miejsce wpadł Kuba.
Podoba sytuacja miała się z perkusistą, gdzie pierwszego bębniarza, niedługo po przyjęciu Kuby, zastąpił Piotrek. Clock Machine wznowiło działalność i zaczęli grać coraz bardziej efektywnie.
Grają jak najwięcej koncertów. Najczęściej można ich usłyszeć na pewno w Krakowie, choć w Łodzi i Warszawie również krążą o nich słuchy. Jest to zespół wart poświęcenia większej uwagi. Klimat koncertów niepowtarzalny. Świeże informacje o ich działalności możecie zawsze uzyskać na ich stronie:
http://www.facebook. com/ClockMachinepl
Szymon Krawczyk, Piotr Wykurz