Rozmowa z dr. Jarosławem Fazanem, adiunktem w Katedrze Krytyki Współczesnej Wydziału Polonistyki UJ, zajmującym się historią literatury polskiej XX.
- O czym właściwie jest „Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną" Doroty Masłowskiej? O dresiarzach i innych subkulturach, o Polakach i ich mentalności, o tworzeniu, o buncie czy, w końcu, to powieść egzystencjalna?
- Każdy z tych problemów jakoś w tej książce jest obecny. Zacząłbym od wątku tworzenia, bo on dla mnie jest najistotniejszy, tylko ujął bym go inaczej. Kładzenie nacisku na twórcę, który się sam na sobie skupia jest wielkim doświadczeniem, ale i plagą dzisiejszej sztuki. Myślę, że to jest książka o tworzeniu rozumianym egzystencjalnie. To jest tekst, film o tworzeniu samego siebie.
- W jakim sensie?
- Mówi on o tym, w jaki sposób człowiek, kompletnie niepozbierany, ma szukać swojego sposobu na życie. Dla mnie zasadnicze - bardzo dobrze, że to jest mocno zaakcentowane w filmie- jest to, że powstawanie Wojny polsko-ruskiej to jest doświadczenie dziewczyny, która się przygotowuje do matury. W filmie jest taka scena, w której pokazano jej pokój. Dla uważnego odbiorcy natychmiast tłumaczy się tytuł „Wojna polsko- ruska", bo ona się po prostu uczy o Cudzie nad Wisłą.
Z kolei, jeśli pani pyta czy to jest dzieło o narodzie, to myślę, że tutaj czymś istotnym jest „szkolność" myślenia o własnym stosunku do historii. I to na dodatek rozumiana w taki sposób, jakiego od Gombrowicza nie było w polskiej literaturze. To jest gigantyczne ryzyko wiążące się z tym, że tu nie ma żadnej ściśle narzuconej treści, a Masłowska pokazuje, że młody człowiek może pewne rzeczy przyjąć, a może je zupełnie pominąć. Natomiast na coś musi zwrócić uwagę.
- Historia Polski w szkole jest przedstawiana w szkole raczej martyrologicznie...
- A tu jako siekanina ze stereotypów. Do młodego człowieka dociera głównie to, co przedziera się przez papkę popkulturową. Myślę, że czymś bardzo trafnym jest tu nawiązanie do komiksu i gry komputerowej. Mój syn mi zwrócił uwagę na to, że pewne sceny tego filmu są montowane tak, jak gra komputerowa np. cała scena tańca, śpiewu i wymiotowania Andżeli, czy pierwsza scena, kiedy Silny rzuca Magdą w bar.
Pewne sceny komiksowe pojawiały się już w drugim wydaniu powieści i widać to też w innych książkach Masłowskiej, która doskonale współpracuje z rysownikiem. Ona wchodzi w bardzo mocne związki z komiksem, karykaturą czy performensem. Mam wręcz wrażenie, że to jest jeden z najciekawszych przykładów literackiego performensu w Polsce. Potwierdza to pojawienie się w filmie samej Masłowskiej jako Masłowskiej. To jest wielki ukłon w stronę młodego odbiorcy, który zawsze będzie łączył słowo z czymś, co jest obrazowe, ujmuje w skrócie konkretne doświadczenie.
- Często można się spotkać z opiniami, że trudno jest przenieść treść i przesłanie powieści Masłowskiej na inne medium, ponieważ nie ma tam w zasadzie fabuły, a w „Wojnie" mamy do czynienia głównie z monologiem wewnętrznym.
- Nie do końca się z tym zgadzam, ponieważ spektakl Jacka Papisa według „Pawia królowej", który widziałem tutaj, w Krakowie w Łaźni Nowej był bardzo dobry. Kiedy się dzisiaj patrzy na znaczną część filmów, to tradycyjnie pojęta fabuła też jest w nich nieobecna. Są tam sekwencje zdarzeń, podporządkowanych jakiejś świadomości, która jest w specyficznym stanie upojenia, czy halunu narkotycznego, jak w „Wojnie". Świadomość ta rozpada się na - to zabrzmi Słowackim, ale to właściwie jest bardzo nowoczesna forma- rapsodyczność. Są to pewne epizody, które nie są w sposób ściśle przyczynowo-skutkowy połączone fabularnie, ale istnieją obok siebie przez związek z bohaterem.
- Chce Pan powiedzieć, że to jest dobra książka?
- To, co powiem będzie wbrew temu, do czego próbują mnie przekonać od kilku lat moi studenci, którym się ta książka nie podoba; Mianowicie to jest dużej klasy dzieło artystyczne, to jest dzieło, które zakłada pewnego typu, bardzo świeżą i głęboko osadzoną w języku konstrukcję osoby. To jest książka samoobronna. Wyobrażam sobie, że Masłowska to jest ktoś, kto doznał bardzo bolesnej presji blokowiskowego systemu (albo anty-systemu) wartości i odczuł potrzebę zrzucenia tego z siebie, wyjścia z tego.
To doprowadziło do bardzo ciekawej komplikacji: przyjęła jako punkt wyjścia, jako surowiec, język Silnego, takiego dresa, i zaczęła w tym języku majstrować doprowadzając do absurdu jego niespójność myślową i gramatyczną. Wyszła z tego dekonstrukcja, która kompromituje pustkę, bezwładność człowieka, poddającego się presji popkulturowej przyjemności, dla którego narkotyk i wizualna kultura mają wypełnić całe życie. Mam takie głębokie przeświadczenie, przy kolosalnej różnicy doświadczeń autorów, że w Wojnie jest coś, co bym nazwał duchem ferdydurkicznym.
- Czyli?
- Duchem buntu wobec pewnych, bardzo niebezpiecznych, łatwych do przyjęcia form kultury. Buntu, który zakłada na dodatek, że buntujący się nie izoluje, tylko wchodzi w bezpośredni kontakt, w walkę z tym, co próbuje przezwyciężyć. Oczywiście te formy niebezpieczne, a równocześnie puste, w przypadku Gombrowicza są inne niż w przypadku Masłowskiej. Gombrowicz zmaga się ze stereotypowym społeczeństwem, natomiast w przypadku Masłowskiej to jest konsumeryzm, który stawia niby na seks i zmysły, ale równocześnie - i to film bardzo dobrze wydobywa - ten seks i te zmysły są całkowicie skażone sztucznością.
Ta niesamowita scena w której Silny i Magda dochodzą z powrotem do siebie w jakimś narkotycznym widzie, budzą się prawie jak Adam i Ewa, są nadzy. W pewnym momencie on wychodzi na balkon i widzi, że jest w domku, a obok niego są klony tego domku. To jest dobrze zrobiona, w stylu dobrej postmodernistycznej satyry, parodia wyobrażeń konsumpcyjnych.
Ten świat jest pierwotny, nawet robotnik kończy malować dom naprzeciwko. Tylko to jest oczywiście parodia niewinności i raju wynikająca z tego, że autor tekstu i reżyser doprowadzają do absurdu takie najgłębsze marzenia Silnego o szczęściu, o tym jakie jest dobre życie. W życiu tym bowiem nie ma miejsca na prawdziwe doświadczenie. Masłowska i Żuławski kreują w świetnie do tej roli skrojonym Borysie Szycu - Silnym, doprowadzoną do absurdu, sumę pewnych cech, które próbują odrzucić.
- Nie rozumiem, przecież ona nie jest podobna do Silnego?
- Ona taka nie chce być, a zarazem wie, że świat, do którego prowadzą: narkotyk, pragnienie wyładowania siły fizycznej na świecie zewnętrznym, który zamyka się w regularnie powtarzających się prostych hasłach ideologicznych wypowiadanych przez Silnego, to jest świat niesłychanie atrakcyjny.
- Mnie to nie wydaje się atrakcyjne. Czytelnik czuje chyba raczej niechęć do tego świata.
- Pani jako czytelnik. Sądzę, że bardzo wielu odbiorców filmu i książki będzie nawet, niekoniecznie świadomie, reagowało bardzo pozytywnie na Silnego. On będzie wytwarzał pewnego typu wibracje. Po co jest ta poetyka gry komputerowej?
- Żeby przedstawić go jako superbohatera?
-Tak. Proszę wziąć poprawkę. My jesteśmy odbiorcami, którzy może mają bardzo silne mechanizmy krytyczne. Odbiorca, który jest od nas kilkanaście lat młodszy być może będzie inaczej reagował.
- Jednak nie wszystkim się ta powieść podoba.
- Moi studenci mówią, że to jest mętlik w głowie maturzysty, który się źle przygotował do egzaminu, a ja mam poczucie, że ten chaos jest ilustracją pewnego typu niedojrzałości. To być może źle, że ta książka została natychmiast rozreklamowana, jako wielkie wydarzenie. W polskiej literaturze bardzo wiele razy się ostatnio zdarzyło, że z pisarzami, których krytyka szybko doceniła i wylansowała było potem coraz gorzej. Masłowska chyba nie bardzo była świadoma, że to był jakiś - mówiąc wzniośle - czyn kulturalny, że ona się broni przed popkulturą, przed dresiarstwem. Ona miała bardzo silne wyczucie, że to ją odrzuca. Sądzę, że stąd się bierze tak duży dystans, z którym ogląda Silnego.
Kiedy rozmawiałem z moją córką, powiedziała mi, że czymś uderzającym w filmie jest to, że Żuławskiemu udało się tak Silnego pokazać, żeby odbiorca odczuł, że Silny jest prawie w każdym z nas. Że Silny to jest ktoś taki, kto stanowi pewnego typu element czy wymiar osobowości każdego człowieka.
- Przekonujemy się o tym słuchając języka, którym on się posługuje.
- Język Silnego jest przetworzony. Jest pewien moment w filmie, kiedy Silny sobie uświadamia, że ktoś mu podpowiada to, co on mówi. W końcu uświadamia sobie, że go tak naprawdę nie ma. I to jest podwójne, tzn. z jednej strony ten zabieg jest ujawnieniem tego, że jest on kukiełką, którą się Masłowska bawi, ale z drugiej strony mówi, że jeżeli ktoś wybiera takie życie jak życie Silnego, to faktycznie skazuje się na niebyt.
Być może za swoistym konserwatyzmem, który wynika z finału "Wojny", stoi ogromna tęsknota za czymś, co byłoby głębsze. To jest dla mnie bardzo istotne. Myślę, że dla wielu młodych odbiorców to jest czytelne. Uważam, że nie należy nastolatków odpędzać od kina, ale przyjąć ryzyko tego dosyć makabrycznego obrazu świata, który w formie komicznej dociera do nich. Nastolatki żyją w takim świecie. A równocześnie, mam takie wrażenie, że Masłowska stwarza szanse krytycznego dystansu.
fot. K. Jasińska
Katarzyna Jasińska