W pierwszej części przeglądu najpopularniejszych biografii sportowych wymieniłam dziennikarzy jako najczęstszych autorów tychże książek. Wspomniałam także, że piłkarze - z całą miłością dla ich talentu - literatami są raczej żadnymi. Oczywiście dopuściłam się generalizacji. Jak bowiem pokaże jeden z przykładów zaprezentowanych poniżej, czasami sportowcy radzą sobie z tworzeniem książek lepiej, niż profesjonaliści.
„Ja, Ibra" Zlatan Ibrahimović z pomocą Davida Lagercrantza (tłumaczenie: Barbara Bardadyn)
Kto lubi Zlatana Ibrahimovicia? Nie trenerzy, bo nigdy ich nie słuchał. Nie koledzy z drużyny, bo notorycznie wchodził z nimi w konflikty. Nie kibice, bo kluby zmienia jak rękawiczki i swoim byłym drużynom potrafi bez oporów strzelić nawet kilka bramek. Nie Szwedzi, bo z reprezentacją nie osiągnął nic adekwatnego do rozmiaru swojego talentu. Zwolenników, przez niemalże piętnaście lat gry w piłkę, nazbierał dosłownie paru. Więc kto lubi Zlatana Ibrahimovicia? Ja lubię. A polubiłam dlatego, że przeczytałam jego książkę.
Zacząć trzeba od tego, że nie jest to klasyczna biografia, a jej specyficzna odmiana - autobiografia. Zlatan Ibrahimović prowadzi pierwszoosobową narrację, opowiadając o swoim życiu, drodze „z getta do marzeń". I nie jest to przesada, co więcej, tę podróż odbywa każdy czytelnik, prowadzony za rękę przez najsłynniejszego szwedzkiego piłkarza.
Może to zasługa „swojskiego" języka Ibrahimovicia (na szczęście niezmienionego w procesie spisywania książki), tysięcy niedomówień (piłkarz wielokrotnie posługuje się zwrotami „wydaje mi się/o ile pamiętam, to/wygrali to i może jeszcze tamto, ale nie jestem pewien") i niezliczonej ilości dygresji, ale lektura sprawia wrażenie, jakby narrator siedział obok na kanapie i najzwyczajniej opowiadał. Do tego dodać trzeba barwność historii...
Niewielu wie, że Zlatan Ibrahimović urodził się w rodzinie jugosławskich emigrantów. Po rozwodzie rodziców zamieszkał z ojcem - alkoholikiem, u boku którego doświadczył samotności i głodu. Zajmował się głównie drobną przestępczością i, co oczywiste, futbolem. Nie mogąc odnaleźć się w żadnej z drużyn, nie dogadując się z trenerami i nauczycielami, parł przed siebie - przekonany o słuszności swojej nieustępliwości. Kiedy później jego sytuacja się zmienia - zostaje doceniony i włączony do pierwszej drużyny profesjonalnego klubu - nadal nie może być mowy o bajce. Oszukany przez agenta, krytykowany i wygwizdywany, tuła się poprzez Holandię, Włochy i Hiszpanię.
Nie należy dać się zmylić - ta autobiografia nie funduje sporej dawki odczuwanej litości. O jej urok powalczył tylko i wyłącznie gwiazdor, który rozkochał w sobie tłumy czytelników szczerością. Umiejętnością powiedzenia „to było głupie, ale chcieliśmy to zrobić i zrobiliśmy", bezpardonową opowieścią o tym, co robi człowiek, kiedy naprawdę zatraci troskę o zdanie innych. Historia Ibrahimovicia jest wielka nie przez swoją spektakularność, a tylko i wyłącznie dzięki autentyczności.
Jedyną, nieznaczącą wadą może być lekka niechlujność w druku - można się natknąć na literówki. Tłumaczenie bez zarzutu.
Ogółem: nie warto, nie trzeba, nie można... Po prostu nie sposób się obejść bez przeczytania lektury!
„Barca: za kulisami najlepszej drużyny świata" Graham Hunter (tłumaczenie: Michał Pol i Piotr Czernicki-Sochal, dziennikarze Sport.pl)
„Świat jest ogarnięty wysublimowaną Barceloną" napisał jeden z felietonistów. Jakżesz prawdziwe jest to zdanie, patrząc pod kątem ilości książek poświęconych katalońskiej drużynie. Ale czy ilość równa się jakości? Nie.
Największym problemem lektur traktujących o katalońskim klubie jest to, że piszą go ludzie całkowicie zwariowani na punkcie Barcy, ślepi na krytykę drużyny. Po niemalże czterystu stronach hymnu pochwalnego na cześć FC Barcelony człowiek ma przesyt słodyczy w żołądku.
Po pierwsze: książka jest beznadziejnie nudna. Człowieka, który cokolwiek orientuje się w tematyce futbolu, niczym nie zaskoczy. A jeśli wie więcej: śmiertelnie go wykończy (odrobina prywaty: osobiście przysypiałam na co drugiej stronie; męczarnia).
Poza tym Graham Hunter jest nieobiektywny. W sposób niesprawiedliwy ocenia piłkarzy, którzy „nie przypadli do gustu" Barcy, jak choćby Zlatan Ibrahimowic, czy Eto'o. Hańbiąco napiętnuje świętą wojnę z Realem, obrażając nie tylko drużynę, ale i jej trenera - Jose Mourinho. Z drugiej strony, nakłada tonę lukru na Guardiolę, Xaviego, Iniestę, Messiego, Cruyffa i resztę ikon katalońskiej drużyny. Tego typu opinie nie powinny nawet podlegać ocenie - powinny ulegać bezwzględnemu wyklęciu.
Pomimo tego, że autor jest cenionym dziennikarzem sportowym, niespecjalnie popisuje się swoją wiedzą w książce. Opowiadając historie poszczególnych piłkarzy posługuje się schematami - dziecko z biednej rodziny zostaje cudownie odnalezione przez skauta Barcy, jego życie diametralnie się zmienia, mimo początkowych trudności udaje mu się zarobić mnóstwo pieniędzy, które i tak go nie zmieniają: wewnątrz to to samo krystaliczne dziecko. Owszem, czasami (naprawdę, kilka miejsc w książce) pojawi się jakaś wzmianka - bardziej brukowa niż sportowa - która rozjaśni nieco szarą fabułę. I to chyba jedyny pozytyw lektury.
Tłumaczenie przypomina tekst przepuszczony przez Google Tłumacz. Nie wiem, czy to wina autora, czy przekładających na język polski, ale zdania są ułożone nie po kolei (podobnie akapity), niektóre z wątków - rozpoczęte - nie mają zakończenia i kardynalne wykroczenie: wyniki poszczególnych meczów są... niepoprawne. Jakby tego było mało, wszędzie natknąć się można na literówki i błędy interpunkcyjne.
Ogólnie: nie polecam.
„Siła marzeń. Tajemnice sukcesu FC Barcelona" Albert Puig (tłumaczenie: Tomasz Wiśniowski)
Krótka książeczka opowiadająca dokładnie o systemie szkolenia młodych piłkarzy w barcelońskiej szkółce nazywanej „La Masia". Bardzo poprawna, schematyczna, opatrzona zaledwie kilkoma wywiadami - przez co raczej nudna.
Chwali się jednak, że pisał ją jeden z bardziej cenionych trenerów, specjalista w pracy z młodzieżą, od lat współpracujący z FC Barceloną. Informacje zawarte w lekturze są więc merytoryczne, za co duży plus.
Co ciekawe, podobno impulsem do napisania książki była dla autora nagroda "Fair Play", jaką dostał - miał stwierdzić, że jest niesłusznie przyznana, ponieważ nie powinno się nagradzać wartości, które winny być hołdowane na codzień i jakżesz oczywiste dla sportowca. Opisując filozofię katalońskiej wylęgarni talentów zwrócił uwagę nie tylko na same treningi, ale również edukację, kładąc spory nacisk na proces psychicznego dojrzewania piłkarzy. Dzieląc informacje na te podane mu przez trenerów, rodziców, wychowawców i samych graczy nadał lekturze przejrzystości.
Ciężko ocenić obiektywizm autora: raczej nie wydaje on sądów. Wiadomo jednak, że jako urodzony Katalończyk gotów jest zginąć za klub, co w niczym mu nie umniejsza; to absolutnie zrozumiałe.
Tłumaczenie jest bardzo dobre, najlepsze wśród wszystkich wymienianych tutaj książek.
Ogółem: można przeczytać, ale raczej dla pasjonatów barcelońskiej filozofii.
Wbrew ogólnemu przekonaniu, hiszpański futbol techniczny nie był pierwszą miłością publiczności ze Starego Kontynentu. Przed nastaniem dominacji Primera Division, to angielska liga zyskiwała uznanie największej ilości fanów, przede wszystkim dzięki prezentowanej przez jej piłkarzy kondycji i sile fizycznej. Niektórzy - mimo obecnego braku trofeów w europejskich pucharach - nadal uznają Premiership za najciekawsze i najbardziej zacięte rozgrywki wewnątrzkrajowe. W ostatniej części przeglądu biografii sportowych zajmę się właśnie bohaterami corocznych wyspiarskich potyczek - zarówno nadal grającymi w Premier League, jak i tymi, którzy wyszkoleni w myśl angielskiej filozofii, musieli ciężko pracować nad korektą swoich przyzwyczajeń po zmianie barw klubowych.
Thd