Mała nie należała do odważnych. Miała problemy z orientacją, gubiła się w lesie, a co najgorsze, sama rzucała sobie kłody pod nogi. Nie była za wysoka tak, aby zostać modelką. Nie była też niska. Taka przeciętna. Miała jasne włosy i migdałowe oczy. Kochała kwiatki, naturę. Była przeważnie uśmiechnięta. Przeraźliwie bała się pająków, ciemności i samej siebie. Pewnego dnia postanowiła to zmienić. Spakowała swoje wspomnienia i pragnienia do walizki, zważając, aby żadne z nich nie zmieniło swojej kieszonki i przypadkowo nie stało się jej obsesją.
* * *
Stukot kółeczek tańczących po kocich łbach odbijał się od kamienic. Kochała to miasto. Wiedziała, że to tutaj mogłaby wsiąknąć w jedną z tych gorących ścian skąpaną w promieniach słońca i zostać jej częścią na zawsze. Lubiła tego motyla, który ozdabiał trzeci dom po lewej. Uwielbiała zachody słońca. Uśmiechała się do każdego źdźbła, do każdej cegiełki. Mimo to nie zapominała o swojej misji: pokonać swój lęk!
* * *
Mała w pośpiechu przymierzała sukienki. Czarna? Nie. Granatowa? Może zielona? W końcu to nadzieja. Rzuciła okiem na zegarek. Tutaj nadziei nie było. Zbliżała się 18, a o tej właśnie godzinie miała się zjawić w kawiarni na rogu Najlepszej i Ulubionej w pobliżu rynku. Złapała, dzięki Bogu, przygotowaną wcześniej torebkę i biegła w umówione miejsce. Miała na sobie zieleń.
* * *
Lęk już czekał. Spytał grzecznie, czy nie zechciałaby się napić herbaty. Był taki miły, gdy opowiadał o nowych butach i o tym jak będzie uprzykrzać Małej życie. Kochała go. Stanowił w końcu od zawsze część niej samej. W milczeniu słuchała radosnego głosu towarzysza. Kochała go, ale widziała, że choć będzie ciężko, trzeba się rozstać. Gdy otworzyła usta, zaczął padać deszcz. Lęk odruchowo odsunął krzesło i odstawił filiżankę. Krzyczał, że jest niepoważna, że bez niego nie będzie już Małej. Miał racje. Mała nie mogła być taka jak kiedyś. Miała być silniejsza, bardziej zaradna i pewniejsza siebie.
Lęk nie dawał za wygraną. Błagał ją, żeby nie odrzucała go. Rzucił nawet absurdalny argument o rzekomym rachunku za herbatę, który będzie musiała uiścić. Uśmiechnęła się. Czuła się mocniejsza. A wizja tych paru groszy za filiżankę, jest warta zachodu. Tupnęła nogą. Lęk zniknął.
* * *
Gdy wracała do domu czuła niesamowitą ulgę. Widziała słońce. Wciągała noskiem delikatną woń kwiatów. Usłyszała ptaki. To niesamowite uczucie nie mogło się równać z niczym innym. Była wolna. Mogła teraz chodzić z pająkami po mieście, nawet w najczarniejszą noc. Mogła, bo nikt nie decydował za nią, że zrobić tego nie może.
źródło:http://c.wrzuta.pl/wi86/2db842cd0006acec47cdb478/0/koniczynka
Aleksandra Bzdyl