Wchodząc do ciemnego pokoju na rogu ulic Demonic oraz Fallen wiedziałam, że coś jest nie tak. Zwykle moim zleceniem był starszy biznesmen, który przyjechał do miasta w interesach, tak brudnych, jak jego serce. Nie pukałam do drzwi, gdyż były one uchylone. Ciężkie, pancerne drzwi z grubej blachy. Pierwszą rzeczą, jaką poczułam, był dym papierosów, a następnie zapach konwalii. Weszłam głębiej rozglądając się dookoła i macając ścianę w poszukiwaniu jakiegokolwiek włącznika światła. Mimo, iż byłam przyzwyczajona do dziwnych sytuacji, które w mojej pracy, żeby nie skłamać, często się zdarzają, serce zaczęło mi mocniej bić, gdy coraz bardziej zagłębiałam się w ciemność nieznanego mi, obcego i zimnego pokoju w starej kamiennicy. Odruchowo sięgnęłam do tylnej kieszeni sprawdzając, czy przypadkiem nie zgubiłam znów mojego Glocka 32C - na pewno nie byłoby to zbyt pożądane w tym momencie. Czując zimno pod palcami, westchnęłam z ulgą i ruszyłam dalej, ocierając się plecami o ścianę - jedną ręką szukając włącznika, a w drugiej trzymając gnata. Poczułam zimny pot spływający po moim czole, a oddech - choć niespokojny - miarowo unosił moją klatkę piersiową. W końcu znalazłam -nacisnęłam powoli, a widok, który się wyłonił na długo zapadł mi w pamięć. Próbując nie krzyczeć i myśleć racjonalnie osunęłam się powoli na brudną od krwi podłogę.
-O mój Boże... - szepnęłam do siebie, łapiąc się za głowę. - Będę miała przewalone....
Mężczyzna, który był moim celem, a raczej to, co z niego zostało, dosłownie wisiał z sufitu. Nogi i ręce wyrwane przywieszone zostały do lampy tworząc krwawy żyrandol, głowa przybita gwoździem do ściany, a tułów leżał pocięty na plasterki na podłodze, tworząc napis „TY". Całe ściany wymazane zostały krwią, podłoga lepiła się od niej, okna okryte były kartonami. Jedynymi meblami w pomieszczeniu były stół i łóżko stojące pod ścianą.
-Cholera.. -szepnęłam zdenerwowana. Szok minął, teraz przyszła pora na obmyślenie planu działania. Zostawić tego miejsca tak nie mogę, ponieważ moja robota miała być „cicha", więc niech to szlag trafi, muszę tu posprzątać! Najbliższe kilka godzin spędzę na zmywaniu krwi ze ścian i podłogi, co wcale nie poprawia mi humoru -poza tym pozostaje jeszcze kwestia wywiezienia zwłok. Nie planowałam ćwiartowania biznesmana, więc że tak powiem, jestem w czarnej dupie. Stres wcale nie pomaga mi się skupić, a tym bardziej wymyślić czegoś sensownego. W złości uderzyłam w ścianę pięścią, czego po chwili pożałowałam, bo i moja dłoń zaczęła krwawić, a to na pewno potrzebne mi nie było. Wstałam powoli z podłogi wciąż przytrzymując się ściany i zabrałam się do roboty.
- Ale gówno.. -skomentowałam.
Przez kolejne kilka dni chodziłam nakręcona ze zdenerwowania, czekając ciągle na telefon od szefa -jeśli cokolwiek mu się nie spodobało w mojej robocie, jestem martwa. Gdybym mu powiedziała, że ktoś mnie wyprzedził byłabym nieżywa zanim odłożyłabym słuchawkę, tak więc w oczekiwaniu na jakikolwiek kontakt, zajmowałam się codziennymi sprawami.
Jednak jedna rzecz nie dawała mi spokoju -dlaczego ktoś ułożył słowo „ty" z tułowia tego mężczyzny. Jeśli oznaczało to, że ja jestem następna, to równie dobrze mogę wszystko wyjaśnić szefowi.
Siedząc po turecku w kuchni przed otwartą lodówką stwierdziłam, że przydałoby się w końcu zainwestować w jedzenie -od dłuższego czasu jem w fast foodach, a lodówka stoi całkiem pusta. Większość pieniędzy wkładam w motor i broń, a nie w siebie. Ostatnio kupiłam sobie nawet piękny nóż Cold Steel Black Bear marki Kukri, który ciągle noszę przy sobie.
Westchnęłam głęboko i postanowiłam iść na zakupy -skoro nie mam na razie żadnej roboty, to przynajmniej zjem coś dobrego na obiad. Weszłam do Tesco i od razu skierowałam się do działu mięsnego -po drodze zdecydowałam się na kurczaka z rożna. Stojąc w dziale drobiu poczułam dziwnie znajomy zapach konwalii. Zanim się zorientowałam ktoś chwycił mnie mocno za nadgarstek i szepnął do ucha: -Bądź cicho.
Jego głos był mocny i stanowczy, lekko zachrypnięty. Brzmiał na około trzydziestoletniego mężczyznę. Przeklęłam w myślach, wspominając mojego glocka leżącego w szufladzie biurka w mieszkaniu, a gdy tylko zrozumiałam skąd znam ten zapach, miałam ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu. Tyle lat pracuję w tym biznesie, a jeszcze nie nauczyłam się, że twoja broń jest jak twoja ręka -bez niej ani rusz!
- Przy wyjściu ewakuacyjnym za pięć minut - szepnął ponownie, sprowadzając mnie myślami znów to sklepu. -Jeśli cię nie będzie, ktoś źle na tym wyjdzie ...
W odpowiedzi jedynie syknęłam i uwolniłam rękę. Obleciałam szybko dłońmi spodnie w poszukiwaniu noża, który jak się okazało znalazłam dopiero w torebce. Wyciągnęłam go powoli i włożyłam sobie w rękaw. Położyłam torebkę w bezpiecznym i dogodnym miejscu, po czym ruszyłam powoli w stronę wyjścia. Serce łomotało mi z przerażenia i poczułam dreszcze na całym ciele. Doszłam, rozglądnęłam się wokoło, lecz dopiero po chwili zdołałam ujrzeć mężczyznę stojącego w ciemności. Był potężny i ubrany w skórę. Miał dlugie, czarne wlosy i łancuchy na rękach. Był to widok, który może przerazić człowieka. Uśmiechał się perfidnie, jakby chciał powiedzieć „mam cię mała, nie uciekniesz mi już". Zrobił krok do przodu, na co momentalnie wypuściłam z rękawa nóż, łapiąc go za rękojeść i przybierając pozycję bojową. Nieznajomy roześmiał się na ten widok w sposób nie do określenia.. Niby to szyderczo, niby w prawdziwym rozbawieniu, a momentami jego śmiech nabierał brzmienia rozzłoszczonego psychopaty.
- Wiedziałem, że nie przyjdziesz z gołymi rękoma - zrobił kolejny krok do przodu wystawiając przed siebie ręce, aby pokazać mi, że jest nieuzbrojony.
-Kim ty do cholery jesteś?! -wydyszałam przez zęby próbując powstrzymać instynkt samozachowawczy i nie cofnąć się do tyłu.
- Masz czas do pełni księżyca, by się dowiedzieć -szepnął stając w miejscu. -Odwiedzę cię jeszcze raz, a moi podopieczni zajmą się tobą w międzyczasie -ponownie zagościł na jego ustach szyderczy uśmiech.
- A może ja odwiedzę cię pierwsza, hę? - zakpiłam. Jego mroczna aura napawała mnie nie tyle lękiem, co poirytowaniem. „Kolejny głupek myślący, że mnie przestraszy" - pomyślałam.
- Śmiem wątpić -szepnął mi do ucha zanim zauważyłam jakikolwiek ruch z jego strony. Podskoczyłam w miejscu co wywołało u niego kolejną falę śmiechu. Skrzywiłam sie -nie lubię dawać ludziom tego, czego chcą.
- Do zobaczenia - wycedził. Odwrócił się na pięcie i odszedł. Chciałam pobiec za nim, lecz nie potrafiłam się ruszyć, byłam zdolna jedynie do stania w miejscu i patrzenia się na znikającą w cieniu postać.
- No, to mam zajęcie na cały weekend - westchnęłam i wróciłam do sklepu.
fot. K. Jasińska
Ewelina UbieszyńskaXXVII LO