Rower jest eko. Eko i na topie - wie to każde dziecko. Nie produkuje spalin, wzmacnia siłę mięśni. W Kopenhadze lub Amsterdamie jest nawet zwyczajnym środkiem lokomocji. A u nas?
Zachęcony przez media na jeden dzień rezygnuję z usług MPK, wsiadam na rower. Jadę z Białego Prądnika - gdzie mieszkam, na Kazimierz - tam znajduje się moja szkoła.
Przed podróżą z ciekawości sprawdzam, ile kosztuje nowy rower. W jednym z najbardziej popularnych sklepów najtańszy kupimy za 699 zł. Jeśli chcemy zafundować sobie sprzęt z tzw. górnej półki, musimy liczyć się z wydatkiem od tysiąca do nawet 30 tysięcy zł. Niestety, na tym nie koniec uszczuplania portfela. Do rachunku należy dopisać m.in. zabezpieczenia przeciwkradzieżowe warte od 30 do 150 zł czy zestaw lampek, które kosztują od 60 do 300 zł.
Do szkółki, bez ryzyka
Ale dość teoretyzowania. Łapię rower pod pachę. Już początek podróży nie wróży nic dobrego. Pierwszą przeszkodą jest ciasna winda. Stawiam rower w pozycji pionowej, nie jest wygodnie, ale jedziemy na parter.
Pierwsze kilka minut to spokojna jazda osiedlowymi drogami i dzikimi ścieżkami. Na sąsiedniej Krowodrzy Górce trafiam na ścieżkę rowerową. Przez chwilę myślę, że dojadę nią bezpośrednio do samej szkoły. Ale to tylko złudzenie. Po około dwustu metrach ścieżka się kończy. Stoję więc przed wyborem: jechać chodnikiem, narażając siebie i pieszych na niebezpieczeństwo, lub zasuwać jezdnią, na której w każdej chwili mogę być potrącony przez samochód. Wybieram pierwszą opcję, ulicą wrócę ze szkoły do domu.
Jadę chodnikiem przez Nowy Kleparz, Planty i Krakowską. Bezpiecznie docieram do celu. W dużym stopniu zawdzięczam to pieszym, którzy ułatwiają mi bezpieczny przejazd chodnikiem. Przed szkołą pojawia się kolejny problem. W budynku brak miejsca dla rowerów. W tej sytuacji, tak jak inni uczniowie mojego liceum, przypinam rower do barierki.
Ze szkółki, z duszą na ramieniu
Po lekcjach odpinam rower i wskakuję na siodełko. Tak jak zdecydowałem rano, drogę powrotną zamierzam pokonać jezdnią. Nie jest miło. Niemal cały czas muszę bardzo się pilnować, by nie zostać potrącony przez samochody. Nie obywa się także bez złośliwych zachowań kierowców. W okolicach Galerii Krakowskiej zostaję zbluzgany przez jednego z nich tylko za to, że jadę jezdnią.
Z brakiem zrozumienia spotykam się także w sklepach. W jednej z księgarń jej sprzedawcy nakazują mi wyprowadzić rower ze sklepu, mimo że jej właściciel nie zagwarantował mi bezpiecznego miejsca do parkowania.
W Amsterdamie podróżujący na rowerze nikogo nie dziwi. Stolica Holandii ma bardzo dobrze rozwiniętą sieć ścieżek rowerowych w bardzo dobrym stanie. Z łatwością można także wypożyczyć rower za kilkanaście euro i wygodnie zaparkować go przed sklepami.
Marzenie o Amsterdamie
Mimo że rowerowe podróże po Krakowie nie należą do wygodnych, polecam je wszystkim. W szczególności przekonuje mnie, iż jazda na rowerze zajęła mi mniej czasu niż codzienna droga do szkoły, na którą składa się piesza wędrówka na pętlę tramwajową, podróż tramwajem i dojście do szkoły. Nie bez znaczenia jest i to, że po przejechaniu pewnego dystansu czułem się znacznie lepiej niż po podróży środkiem komunikacji miejskiej.
Niestety, jazda na rowerze ma również swoje ciemne strony. Największym utrudnieniem jest brak ścieżek. Ich powstanie pozwoliłoby zmniejszyć liczbę wypadków z udziałem rowerzystów. Nie mniej ważny jest brak parkingów dla rowerów. Dzięki nim rowerzyści mogliby w bezpiecznym miejscu zostawić swoje pojazdy.
Krzysztof MaternyŚmigło