Jeden. Zdawać by się mogło - niewinny. Papieros. Kieliszek. Tak się zaczęło. Kradzieże - jedna, kilka, kilkanaście. Tak trwało. Głód - słaby, większy, potężny. Upadek - bezkompromisowy, na samiutkie dno.
Bartek Flavo Sznajdrowski ma dziś 20 lat. Żyje talentem, dotlenia się wolnością. Zwiedził chodnikowe dno, zanim odkrył pasję.
Uzależnienie zaczyna się zawsze tak samo. Jednorazowo. Pozornie nieszkodliwie. U Bartka zaczęło się od papierosów, a potem był alkohol. Wyjście z nałogu zajęło mu spory kawałek życia.
Zwiedzam chodnik
- Kiedy sięgasz po jakąkolwiek substancję, robisz to z konkretnego powodu. Nie oceniasz, czy to jest dobre, czy złe, choć podświadomie to wiesz, bo decyzję już podjąłeś. Na mechanizm uzależniania się składają się, według Flavo, dwa zapalniki: - Po pierwsze szukałem większych emocji. Chciałem, aby życie stało się weselsze. Nudziłem się. Po drugie, skoro wszyscy tak robili, to ja także mogłem. Po alkohol Bartek sięgnął w wieku 12 lat. Pierwszy kieliszek bardzo szybko przemienił się w butelkę, ta w rzekę, a rzeka - w bagno. - Kiedy poznasz smak tego czegoś, ciągle do niego wracasz. Kiedy pierwszy raz w życiu mama kupi ci loda, a on ci posmakuje - chcesz kolejnego. Gorzej, jak chcesz tych kolejnych milion dziennie.
- Nie miałem celu w życiu. Miałem przedmiot, którego pożądałem. Wstawałem rano i wiedząc, że muszę się napić albo zajarać, byłem gotowy zrobić dosłownie wszystko, aby zdobyć pieniądze na alkohol bądź papierosy. Miałem dwa wyroki przed odwykiem. Potrafiłem kraść, bo jako czternastolatek nie miałem wielkich możliwości zarobkowych.
Kiedy alkoholizm zaczął się pogłębiać, Flavo, próbując za wszelką cenę zdobyć pieniądze, zaczął okradać własną rodzinę. Można powiedzieć, że wręcz częstował się pieniędzmi siostry. Okradał także matkę. Miała ona odłożone 2000 zł na wyjazd zarobkowy. Pieniądze pewnego dnia przepadły... w kieszeni Bartka. - Nigdy nie zapomnę łez matki, kiedy ukradłem jej ostatnie pieniądze, które w dodatku miały czemuś posłużyć. To we mnie zostanie do końca życia. Nie tylko kradzieże były problemem. Przez ponad pół roku Bartek nie chodził do szkoły. Nie pomagały rodzicielskie metody zamykania go pod kluczem w pokoju. Groził, że i tak znajdzie wyjście. Kiedyś znalazł: - Wypadłem razem z oknem...
13. rok życia. Młody chłopak z Nowego Sącza sięga po marihuanę. Ma mu dać większą rozkosz niż kieliszek. Jest to wiek, w którym Bartek szedł do gimnazjum. Wiek trudny. Czas zmiany środowiska i tworzenia się wielu wyidealizowanych obrazów o sobie i świecie. - To był i jest dla młodych trudny czas. Nagle, jako nastolatek myślisz, że jesteś półbogiem.
Zaczynają się tworzyć swego rodzaju rytuały. Najpierw jest kilka piw, potem coś co nazywa się „tematem". U Bartka była to marihuana. Co jest później? Później jest chodnik. Ten, który Bartek wiele razy zwiedził, jak rapuje w jednym ze swoich kawałków.
Kiedy jest się uzależnionym, praktycznie zamyka się na świat. Oprócz kolegów od kieliszka Bartek nie miał przyjaciół. Alkohol spowodował, że zaczęto wytykać go palcem. Zamiast sławy i posłuchu - zyskał drwinę. Każdy kolejny dzień był taki sam - szary, bez emocji, bez celu i sensu.
Weź sprawy w swoje ręce - masz na to licencję!
Bartek pojechał do Bielska Białej. Podróż, która miała pomóc mu wyjść z ciężkiego alkoholizmu i uzależnienia od narkotyków. Wyruszył dobrowolnie, ponieważ jego kurator postawił go przed wyborem: poprawczak albo ośrodek. Wybrał Ośrodek Wychowania i Resocjalizacji Młodzieży ds. Uzależnień. - Przede wszystkim dałem sobie pomóc. To jest priorytet, bo jeśli my sami nie pozwolimy sobie pomóc, to nikt nam nie pomoże. Flavo musiał zaakceptować prawdę o tym, że jest osobą uzależnioną. W czasie terapii wiele razy upadał, ale mimo to szedł dalej. Szedł, ponieważ pragnął wolności. - Były dni, w których pragnąłem pracować z ludźmi chcącymi mi pomóc, ale były też takie, w których najlepszym zajęciem było wpatrywanie się w sufit.
Przy samym końcu terapii Bartek Sznajdrowski poznaje małą wspólnotę chrześcijańską, która budzi w nim coś dotąd niespotykanego. - Przy samym końcu mojej podróży w Bielsku-
-Białej - spotkałem Boga. Od tamtej pory moje nawrócenie zaczęło się na dobre. Zacząłem zadawać sobie podstawowe pytania: Czy On istnieje i kto to właściwie jest?
Wspólnota zaledwie czterdziestu osób budzi w sercu Flavo pragnienie doświadczania radości. - Widziałem, że oni całe życie są uśmiechnięci, zajarani tym, że żyją. Normalni ludzie - normalne obowiązki, nienormalne światło, które od nich biło. Bartek zrozumiał, że życie to coś więcej. Jednocześnie stało się dla niego jasne, jak dziś rapuje, że musi przestać jęczeć, bo nikt go nie wyręczy.
Otwórz swe serce i uwierz, że możesz więcej!
Po 18 miesiącach terapii Bartek wraca do rodzinnego Nowego Sącza. - Wiedziałem, że muszę zmienić swoje życie i znaleźć podobną wspólnotę - tutaj, w Sączu. Wiedziałem, że muszę zmienić swoje otoczenie, bo kiedy do niego wrócę, to wróci i nałóg. Koniec końców tak się stało, dlatego musiałem pójść na jeszcze jedną, dzienną terapię. To było kolejnych pięć miesięcy walki i pracy. Głównie z motywem nawrotów. Musiałem je zaakceptować i nauczyć się z nimi wygrywać.
Bartek odnajduje jezuickie Duszpasterstwo Młodzieżowe Magis. - Poznałem tam masę niesamowitych ludzi, którzy żyją swoją pasją, chociażby posługując grą na instrumentach podczas Eucharystii. Flavo rozpoczyna formację duchową, która pozwala mu odkryć jego życiową misję i powołanie.
- Już w ośrodku pisałem pierwsze teksty i wiedziałem, że ten talent gdzieś tam we mnie jest. Szukałem czegoś, co będzie moim punktem odniesienia, moją pasją. I padło na rap.
Muzyka serca
Dziś Bartek nagrywa pierwszą płytę. Dzięki zawierzeniu misji i talentowi nieustannie przekonuje się, że nie ma rzeczy niemożliwych. Przykład? - Chociażby Wacek, u którego nagrywam. Poszedłem do studia, nie mając nic. Jakiś numer spisany na kartce, podkład wzięty z sieci. Spotkałem kumpla na ulicy, który pamiętał mnie jako małolata zajaranego rapem. Zapytał, czy coś tam piszę. Odpowiedziałem, że tak. On na to: - Chodź, idziemy do studia. Przyprowadził mnie do Wacka i po tym jednym spotkaniu - zniknął. Do dziś nie wiem, gdzie jest. Był posłany do mnie właśnie na ten czas.
Człowiek, który pracuje z Bartkiem nad materiałem na pierwsza płytę, tak wspomina pierwsze spotkanie z młodym raperem: - Po pierwsze, nie cierpię nagrywać takiej muzyki. Po drugie - nie mam żadnych innych raperów. Po trzecie - kiedy Bartek przyszedł do studia, nie zachowywał się jak gwiazda. Nawet nie potrafił stanąć przed mikrofonem. Widziałem wielką pokorę i połamanie w tym człowieku. Widziałem, że on czegoś w tym szuka. I dlatego chcę mu pomóc.
Randka na bitach
- Miałem parę takich sytuacji, kiedy czułem Bożą obecność. Strasznie chciałem mieć przyjaciela. Dostałem... dziewczynę, której naprawdę mogę powiedzieć o wszystkim. Czasami - jak facet - chcę się wyżalić i wcale nie uważam, że to jest obciach, i cieszę się, że ona jest. Myślałem, że jako osoba z taką przeszłością będę niejako przekreślony. Flavo w jednym ze swoich kawałków zatytułowanym „Randka na bitach" rapuje jedno zdanie, które doskonale oddaje największy dar, jaki dostrzega po wyjściu z nałogu, a brzmi ono tak: „Życie jest świetne, kiedy masz z kimś pójść do kina". Kiedy się z nim rozmawia, widać jedno - niedowierzanie i to ono jest najlepszym dowodem zmiany, jaka w tym człowieku zaszła.
Osobą uzależnioną jest się do końca życia. Bartek Flavo Sznajdrowski dziś jest neofitą, czyli osobą, która żyje na trzeźwo i skończyła terapię. Nie jest już skrajnym alkoholikiem, ale nie powie, że jest całkowicie wyleczony. Uzależnienie się od czegokolwiek pozostawia trwały ślad w psychice człowieka, który musi całkowicie przebudować swój system życia, tak aby być czujnym na nawroty, które niekiedy stanowią gwóźdź do trumny. Jak mówi Flavo: - Potrafią cię zeszmacić do reszty.
Pasją i sposobem życia jest rap. Co jest Twoim?
Śmigło