Zauważyliście osobliwe zjawisko wyniszczenia kreatywności uczniów przez szkołę? Choroba ta najczęściej dotyka podopiecznych renomowanych liceów, choć nie tylko.
W umyśle ucznia bowiem, od którego wymaga się nieustannie pracy w nadludzkich ilościach, szybko rodzi się przekonanie, że wszystko, czego nie robi dla szkoły, jest niewłaściwe. W ten sposób rzeczy codzienne dla ludzi wolnych od szkolnej udręki - takie jak oglądanie telewizji lub czytanie książki nie będącej lekturą - budzą w sercu styranego życiem ucznia niepohamowane wyrzuty sumienia.
Osobnik obezwładniony przez tę dolegliwość w momencie, gdy słyszy od znajomego, że ten był na jakimś koncercie, bądź innym nie edukacyjnym wypadzie, wytrzeszcza oczy: „Ale jak to?!". Sam, gdy już naprawdę nie jest w stanie się zmusić do jedynego słusznego w jego życiu zajęcia - nauki - woli patrzyć bezmyślnie w ścianę, gdyż w stworzonym w jego głowie kodeksie rzeczy zakazanych, ta czynność zajmuje niższą od rozrywek pozycję.
Niestety wiem, o czym mówię. Najgorsze jest to, że człowiek, w którego psychice powoli zachodzą zmiany pod wpływem czynników zewnętrznych, nie jest ich świadom. Mnie osobiście do myślenia dała sytuacja, w której stęskniona przyjaciółka z gimnazjum na pytanie, kiedy się spotkamy, usłyszała ode mnie w odpowiedzi, że mogę ewentualnie w przerwie od Homera, Mickiewicza i Tukidydesa, wygospodarować dla niej noc z piątku na sobotę. Za tymi słowami w domyśle kryło się: „A w sobotę o ósmej rano pakuj się i znikaj".
Koleżanka z łatwością odczytała ten przekaz, jednak z uprzejmości zatrzymałam ją w sobotni poranek słowami: „ Zostań dłużej. Pomożesz mi uzupełnić szkolną kronikę". Wręczyłam jej ową księgę, a sama zajęłam się swoim zadaniem domowym na polski. Mogę się jedynie domyślać, że moja przyjaciółka w duszy oburzała się tym otwartym wyzyskiem.
Wiąże się z tym kolejna, poważniejsza kwestia. Wzrastający egoizm i egocentryzm. Uczeń, obciążony szkolnymi obowiązkami, starający się wywiązać z nich chociaż w 70%, często zmuszony jest do rezygnacji z życia towarzyskiego i zredukowania dziennej racji snu do czterech godzin, łącznie z tym, co dosypia na lekcjach. Oczywiście trudno w takiej sytuacji mówić o angażowaniu się w organizacje pozaszkolne. Stąd często wszelkie akcje i konkursy kierowane do młodzieży nie cieszą się zainteresowaniem swoich adresatów.
Nikt bowiem - z opisywanych przeze mnie środowisk - nie chce poświęcać swojego czasu temu, co nie przyniesie mu widocznych na papierze korzyści (typu tytuł laureata, finalisty, czy też dobre oceny na świadectwie). Co więcej, osobnik spętany więzami tej niezdiagnozowanej oficjalnie choroby, wszystko i wszystkich ustawia w sposób najkorzystniejszy dla siebie. Bowiem on i jego edukacja są najważniejsze!
W ten sposób zostałam zwolniona ze wszystkich obowiązków domowych, a na imprezach rodzinnych z konieczności pojawiam się na dziesięć minut. Jest to bowiem czas optymalny, aby zdążyć wyrecytować zgromadzonym, wszystkie obowiązki, które nie pozwalają mi zostać z nimi dłużej.
Snobizm rośnie niepostrzeżenie, niosąc szkodę osobie, u której zagościł, a także wszystkim wokół. Wiele znajomych, słysząc do jakiej szkoły uczęszczam pytało: „To prawda, że u was jest taki wyścig szczurów, jak wszyscy mówią?". Wzruszałam wtedy ramionami, odpowiadając: „Nie zauważyłam". A przecież nie można dostrzec problemu, tkwiąc w jego wnętrzu.
Na szczęście udało mi się ocenić sytuację, spoglądając na nią z dystansu. Innym również tego życzę. Szkoła często wbrew swym założeniom zabija kreatywność i zainteresowania uczniów, a ci biernie oddają się temu procesowi. Nie pozwólmy na to, bo bez pasji i satysfakcji z tego, co się robi łatwo zgubić w życiu szczęście.
Agnieszka Kurowska