Śliska podłoga, ostre kanty ławek, wystające gwoździe, dorastający chłopcy gotowi, by okazać swą siłę fizycznym pojedynku - ilość rzeczy niebezpiecznych w szkole grubo przerasta listę tych, o które bać się nie musimy.
A o wypadek nie jest trudno, bo wystarczy choć lekkie zapomnienie między trzecim a czwartym stopniem schodów. Dlatego w szkole przydałby się ktoś, kto zapanuje nad krwotokami, nastawi złamane kości i ucałuje z czułością bolące palce. Ten Strażnik Uczniowskiego Zdrowia powinien być jedną z najważniejszych osób w szkole, zaraz po Pani Która Otwiera Szatnie. Szkoda tylko, że gdy przypadkiem napadnie nas krwotok wewnętrzny, niespodziewane złamanie ręki czy chociaż zwichnięcie palca - musimy być pewni, że to złamanie jest podczas dyżuru Pani Higienistki. A dyżurów jest jak na lekarstwo...
Jedną z rzeczy, których staram się unikać ostatnio w szkole, to, nie licząc własnej wychowawczyni, ból głowy czy gardła. Gdy coś takiego dopada mnie z rana, wolę nawet nie wychodzić z domu, bo wiem, że w szkole pomocy mogę się domagać w środy od 12:30 do 15, oraz w piątki od 8 do 11. Jeśli dzieje mi się coś w inne dni, jestem skazany na lekcje pierwszej pomocy z PO. Dziwi fakt, że szkoła, pełna energicznych, dorastających i dzieciaków na pewno z niezbyt głęboką wyobraźnią, nie jest kontrolowana 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu. Wypadki zdarzają się codziennie, a pomoc jest potrzebna cały czas. Na szczęście, aktywne dyżury nauczycielskie pozwalają... przepraszam, nie pozwalają, na praktycznie żadne odstępstwo od aktywności zwanej "siedź, zamknij się i korzystaj z przerwy".
Skoro ten przedziwny nawyk nie został jeszcze zmieszany z błotem, to wprowadźmy go na większą skalę. Zburzmy większość szpitali, zostawiając maksymalnie jeden na miasto, a później wsadźmy wszystkich w styropianowe formy i zabrońmy im wychodzić z domu. Polityka taka sama jak w szkołach, a patrząc na aktualną sytuacje - nikt nie będzie protestował.
Na szczęście - co do pracy Pań Higienistek zastrzeżeń raczej nie słychać. Szkoda tylko, że nie widać zbyt często tej pracy. Nie jest to oczywiście winą ich samych - czasem pracują w kilku, jeśli nie kilkunastu szkołach. Na łączone szkoły (np. liceum z gimnazjum) często przypada tylko jedna pomoc medyczna. Lepiej nie myśleć, co by się stało, gdyby w szkole zdarzyła się większa tragedia.
Na pewno szkolna polityka musi się zmienić. Do tego wszystkiego, zwolnienie się ze szkoły, gdy rodzice nie mogą po kogoś przyjechać, graniczy z cudem. MEN w kolejnych zakazach (np. zakaz wychodzenia do toalety w czasie lekcji) chyba nie dostrzega ironii. Potrzeba konkretnego postanowienia, a nie drogi na około. Szkoda, że o to nie walczą same Panie Higienistki. Chociaż można przypuszczać, że byłyby w mniejszości.