Często zastanawiałam się nad tym, czy mitologie: grecka, nordycka, chińska, egipska lub inne nie są zbiorem głupot i wymysłów. I doszłam do wniosku, że w niektórych kwestiach - choćby biorąc pod uwagę wygląd niektórych stworzeń - pojawiają się niepokojące zbieżności. Ludy żyjące kiedyś nie miały możliwości porozumiewania się, więc jak wytłumaczyć dziwne zwierzęta i postaci zawsze opisane w ten sam sposób? Poszukując odpowiedzi, przypadkowo trafiłam na stronę z opisami chorób, które powodują rogowacenie guzów, owłosienie na całym ciele, twardnienie i deformowanie skóry. Właśnie wtedy zrozumiałam, że wszystkie istoty opisane w legendach mogły istnieć naprawdę. Sześcionożne bydło? Proszę bardzo. Pokryci sierścią ludzie? Bez problemu. Olbrzymy, jednorożce, ludzie z rogami na głowie? Wszystko to wyniki chorób, nieznanych ani w starożytności, ani w średniowieczu, ani nawet później. W moim blogowym cyklu „Osobliwości natury" chcę opowiedzieć o nierzadko przerażających zwyrodnieniach, których bano się i których nie rozumiano, a które teraz zaczynają być coraz bardziej rozpoznane.
Kolejne wpisy opisywać będą jakieś schorzenie, jak ludzie je postrzegają oraz to, jak sobie radzą cierpiące na nie osoby. To, co mogłoby się wydawać fantastyką, jest realne. Nie ma miejsca na podróbki i oszustwa. Każdy z tekstów zweryfikowany i opracowany z pomocą stron internetowych, książek i filmów dokumentalnych jest stuprocentowo prawdziwy, wszystko - nawet najbardziej makabryczne zmiany chorobowe - ukazane na zdjęciach. Czas przygotować się na czteronogich ludzi, dwugłowe dzieci, gigantów, skrzaty, zwierzęta z kilkoma ogonami, kobiety z brodą, wilkołaki, wampiry, syreny, ryby z ludzką twarzą i wiele więcej. Zapraszam do lektury.
Oblicze wilkołaka
Na przestrzeni wieków, wilkołaki zyskały opinię krwiożerczych, wyjących do księżyca i przekształcających się podczas pełni stworzeń. Zaszkodzić im mogło srebro, ogień lub jemioła. Wilkołakiem mógł być ktoś, kto zawarł pakt z diabłem ale też osoba, która z wielkiej chęci zemsty uwarzyła w lesie odpowiednie zioła i wypowiedziała inkantację, narzucając na siebie skórę wilka. Plotki o wilkołakach, powielane i urozmaicane przez karczmarzy i zielarki, osiągnęły punkt kulminacyjny w średniowieczu, kiedy to na stosie zostały spalone setki osób posądzanych o wilkołactwo.
Dziś śmiało można powiedzieć, że większość z nich nie była niczemu winna. Lecz ich wygląd przerażał i odtrącał. Nikt nie chciał z nimi rozmawiać, byli wyrzutkami, odrzuconymi przez społeczeństwo, podobnie jak trędowaci. Większość z nich, zabijana przez gawiedź, nie dożywała nawet pełnoletniości. Dlaczego? Ponieważ byli chorzy na hirsutyzm.
Hirsutyzm (inaczej hipertrichoza lub syndrom wilkołaka) jest chorobą o podłożu genetycznym i polega na tym, że sięuaktywnia i mutuje gen naszych prehistorycznych przodków, który odpowiada za owłosienie. Choroba powoduje zarastanie ciała i twarzy posiadacza kłopotliwego genu bujnym włosiem, podobnym do zwierzęcego, co w czasach, gdy ludzie uważali czarne koty za wysłanników diabła nie było akceptowane. Bo na kogo, jak nie na domniemanego wilkołaka zrzucić winę za zabicie zwierząt gospodarskich czy zaginięcie dzieci? Ludzie z hipertrichozą byli idealnymi kandydatami.
Dopiero w baroku - epoce dziwów i niezwykłości - zaczęto interesować się „ludźmi o psich twarzach", „ludźmi - wilkami", czy „żyjącymi wilkołakami". Zaczęto werbować ich do obwoźnych cyrków, gdzie wzbudzali ogromne zainteresowanie publiczności. Można było z nimi porozmawiać, pogłaskać po kosmatych policzkach (nie lada atrakcja) czy nawet wziąć sobie na pamiątkę pukiel ich długiej, gęstej „sierści" (co - rzecz jasna - kosztowało). Później, aż do XX wieku, chorzy na hirsutyzm pojawiali się w prasie i mediach.
Jednym z chorych na tę przypadłość był nasz rodak - Stefan Bibrowski. Był on nazywany „mężczyzną o lwiej twarzy". Urodził się w Warszawie, w 1890 roku. Został odkryty w wieku czterech lat, przez niemieckiego showmana i za zgodą swoich rodziców rozpoczął karierę w 1895 roku. Zyskał przydomek Lionel, a żeby przyciągnąć większą uwagę, Niemiec - promotor wymyślił historię o tym, jak to matka Bibrowskiego, będąc w ciąży, zobaczyła męża pożeranego przez lwa, co wpłynęło na płód. Farmazon jakich mało. Lionel oczywiście cierpiał na hirsutyzm i nie miało to żadnego związku z przeżyciami jego matki. Mimo to, że miał syndrom wilkołaka, nie przeszkadzało mu to być bardzo błyskotliwym i oczytanym człowiekiem. Występował w Europie i kilka razy w Ameryce. Nie zawadzało mu jego nietypowe owłosienie, a wręcz korzystał z przywilejów, które dzięki niemu miał i przerażał go fakt, że mógłby stracić swoją kosmatą twarz. Nie miał żony ani dzieci. Niedługo po tym, jak został obywatelem niemieckim w roku 1932, odszedł z tego świata.
Kolejny mężczyzna z hirsutyzmem - Fedor Jeftichew, jest najbardziej rozpoznawanym na świecie chorym na syndrom wilkołaka. Mimo, iż umarł niemal tysiąc lat temu, stał się ikoną tej choroby, jej symbolem. Pod pseudonimem „Jo -jo, człowiek o psiej twarzy" wiele lat podróżował po Europie, dając występy, rozmawiając z ludźmi i udzielając wywiadów. Podczas luźnych konwersacji z dziennikarzami prychał i warczał jak pies, co było prawdopodobnie chwytem reklamowym. Podobno jego promotor musiał zapewniać dziennikarzy, że „Jo - jo nie gryzie". Dopiero wtedy odważyli się dotknąć jego kudłatej twarzy. Na co dzień był łagodnym, hojnym człowiekiem i zachowywał się bardzo dystyngowanie i elegancko. Zmarł w wieku 35 lat na zapalenie płuc, niedługo po wyruszeniu do Grecji na występy.
Innymi chorymi na hirsutyzm byli między innymi Julia Pastrana - Meksykanka żyjąca w XIX wieku, Barbara Urslerin - niemiecka pokojówka urodzona w 1629 roku czy „Su Kong" Tai Djin - mnich z klasztoru Shaolin, wielki mistrz kung-fu, urodzony w 1849 roku. Wszyscy oni, mimo choroby zwyczajnie funkcjonowali w społeczeństwie, choć ich historie dalekie są od stereotypowego szczęśliwego życia. Porzucani przez rodziców, gnębieni przez społeczeństwo, nie zawsze byli tylko sławni - jak Bibrowski czy Jeftichew. Widać więc, że hipertrichoza dotyka ludzi różnego pochodzenia, różnej płci, w różnych epokach. Zawsze budzi emocje - często niezrozumienie, czasem strach, a niekiedy podziw i uwielbienie. Ale bez względu na charakter tych emocji, większość ludzi uważa, że wilkołaków po prostu nie ma. Że wilkołaki to tylko element folklorystycznych opowieści i obrzędów. Część społeczeństwa kultywuje tradycję tańca w dzikiej skórze i pląsów wokół ogniska, traktując to jako zabawę, nie zdając sobie sprawy, że prawdziwe wilkołaki są tuż obok. I nie mają nic wspólnego z tymi bezwzględnymi drapieżnikami, jakie znane są z horrorów i literatury fantastycznej.
Więcej informacji:
Film dokumentalny z serii "Moja szokująca historia", odc. "Prawdziwie wilcze dzieci"
http://thehumanmarvels.com/blog/?cat=21 (Angielski)
http://www.showhistory.com/Hairy.html (Angielski)
Karolina BajorŚmigło