Głównym bohaterem produkcji jest profesor Zbigniew Religa, który nam, młodemu pokoleniu, kojarzy się głównie z piastowaniem stanowiska ministra zdrowia. Zanim jednak zajął się polityką, oddany był przede wszystkim dziedzinie, w której odebrał wykształcenie - kardiochirurgii. Poznajemy go jako młodego jeszcze i obiecującego lekarza o dosyć nowatorskim podejściu do kwestii przeszczepów serca, która wówczas – przypomnijmy, że były to lata 80. – uznawana była za temat tabu, wzbudzając niemałe kontrowersje w ówczesnym środowisku naukowym. Dr Religa, widząc w transplantologii szansę dla rozwoju medycyny, a także dla wielu pacjentów czekających na „wyrok”, nie ustaje w wysiłkach. Gdy przełożeni nie chcą się zgodzić na zapoczątkowanie przeszczepów, buduje on od postaw własną klinikę, w której podejmuje niełatwe próby wprowadzenia polskiej medycyny na całkiem nowe tory.
„Bogowie” jest to obraz człowieka bezkompromisowego, upartego, nie bojącego się kroczyć własną ścieżką. Dodajmy jednak, że jest to człowiek z krwi i kości i to w filmie również pokazano. Widzimy tu Religę klnącego jak szewc, palącego jak smok, zaniedbującego rodzinę, zwalniającego przy każdej sposobności członków swojego personelu (i potem zatrudniającego ich na nowo), a także topiącego swe smutki w alkoholu. Bohaterowi daleko do nieskazitelnych bogów z panteonu i też nie w takim kontekście funkcjonuje tytuł. Chodzi raczej o to, że lekarze, decydując na sali operacyjnej o ludzkim życiu, stają się niejako bogami.
Na plus niewątpliwie zapisują się oddane z dużą precyzją i dbałością o szczegóły realia czasów komunizmu. Sceneria jest taka, jakiej można by się spodziewać po tamtym okresie – szara i ponura, a rzeczywistość niepozbawiona swoich paradoksów. Nie brakuje tu i samej Partii, z którą główny bohater jest w stanie wejść w pertraktacje, byle tylko osiągnąć upragniony cel.
Nie sposób nie wspomnieć o fenomenalnej grze Tomasza Kota, wcielającego się w rolę profesora. Mimo dużej różnicy wzrostu, aktor perfekcyjnie oddał wszystkie zewnętrze cechy Religii. Na docenienie zasługuje również pozostała część obsady – mogę nie bez przesady stwierdzić, że wszyscy wykazali się dużymi umiejętnościami. Myślę, że nie bez znaczenia jest fakt, iż często byli to aktorzy nieznani do tej pory szerokiej publiczności, jak np. odtwórcy ról najbliższych współpracowników Religii – dra Bochenka (Szymon Piotr Warszawski), dra Zembali (Piotr Głowacki) czy jego żony – Anny (Magdalena Czerwińska). Dzięki temu nie musieliśmy po raz kolejny oglądać tej samej plejady polskich gwiazd na ekranie.
Na koniec nie mogę wręcz nie wspomnieć o Bartoszu Chajdeckim, który po raz kolejny pokazał klasę. Muzyka, którą stworzył do filmu, porusza i zostaje na długo w pamięci. Mogę z czystym sumieniem polecić film tym wszystkim, którzy są zniesmaczeni, a nawet zażenowani poziomem polskich produkcji biograficznych ostatnich lat. Mam nadzieję, że Łukasz Palkowski będzie inspiracją dla tych reżyserów, którzy w najbliższym czasie będą mieli ambicje takie filmy tworzyć.
Agnieszka Bień