Wybrałam się ostatnimi czasy w wyprawę do krakowskiego Multikina. Wielkie to było wyzwanie - pokonać wieczornego lenia, mrozy, korki i 20 przystanków. A gdy w końcu dotarłam do zatłoczonej sali, zanurzyłam się w miękkim niczym moje łóżko po drugiej stronie Krakowa fotelu, Multikino uraczyło mnie 30 (!) minutami reklam. Panując nad atakami wściekłości, podziwiając jednocześnie zalety puszystego batonika wirującego na ekranie, zastanawiałam się: co ja tutaj robię?! Co mnie skusiło, żeby przejechać pół miasta do multipleksu, kiedy w zaciszu kamienic Śródmieścia czekały studyjne kina?
Okazuje się, że kino kinu nierówne. Ba, różnica jest gigantyczna!
NA EKRANACH
Głównym powodem wybrania tego, a nie innego kina jest film, który akurat nas interesuje.
W multipleksach zobaczymy hity box-officów, filmy rozrywkowe, komedie romantyczne, krwawe horrory, produkcje 3D. W skrócie, zabawa pełną gębą. Znacznie bardziej wymagający intelektualnie jest repertuar małych kin. Zachwyceni będą wielbiciele produkcji niszowych, a nawet OFFowych, czasem niedocenianych, ale przede wszystkim ambitnych i często o trudnej tematyce. Kina studyjne nie są jednak tylko ostoją nudziarzy czy filozofów-intelektualistów. Na ekranie choćby ARS-u można obejrzeć światowe hity. ARS był z resztą jedynym krakowskim kinem, który wyświetlił najnowszą część Harrego Pottera bez rażącego polskiego dubbingu i technologii 3D.
INTERES SIĘ KRĘCI
Kultura drożeje. Ceny biletów do kin nigdy nie były tak wysokie jak teraz. Liczących każdy grosz krakowskich centusiów zainteresuje może to, że nie wszystkie kina obciążają nasze kieszenie aż tak bardzo. Najlepiej, bo najtaniej na film wybrać się w poniedziałek. W Kinie pod Baranami projekcje za 11 zł, w ARS po 12, a w Agrafce niektóre tylko po 5! W pozostałych dniach uczeń capłaci 13-15 zł, niezależnie od typu kina. Sporo za to zaoszczędzić można na rodzicach i starszych kolegach. Załóżmy, że wybieramy się do kina w niedzielę wieczorem. Wtedy normalny bilet pod Baranami to wartość 17 zł, a w Multikinie aż 24! Do tego dochodzą takie rarytaski jak filmy 3D. Seans w okularkach dorosłą osobę kosztować może do 28zł (czyli 5 filmowych poniedziałków Agrafce!). Rekord należy jednak do sal VIP Cinema-City w Bonarce, gdzie najtańszy seans w małej salce ze skórzanymi fotelami, przekąskami i barkiem z alkoholem kosztuje... 50zł!
Tym, którzy chcą trochę zaoszczędzić radzę środy z Orange w Cinema City (czyli 2 bilety w cenie 1 dla klientów sieci Orange), wakacyjne cykle filmów po 5-6 zł w kinach studyjnych (np. Letnie Tanie Kinobranie pod Baranami) albo polubienie Agrafki na facebooku - często rozdają darmowe bilety. Agrafka ma też propozycję dla par. Przyjdźcie w dwójkę spięci... agrafką. Dostaniecie 2 bilety za 19 zł.
ATRAKCYJNIE
Oprócz klasycznych projekcji kina prezentują szeroką gamę dodatkowych filmowych projekcji. Z ciekawszych: "Kino Krytyka" (czyli filmy z wprowadzeniem filmoznawców), "Tajemnicze Pokazy Specjalne" w postaci przedpremierowych filmów-niespodzianek w ARSie w nocy z piątku na sobotę, "Dojrzałe Kino" pod Baranami (czyli filmy, które zainteresują starsze pokolenia - okazja, żeby zabrać do kina dziadków), "Dyskusyjny Klub Filmowy" Agrafki czy "Filmowy Indeks", dzięki któremu obejrzane pod Baranami filmy można wymieniać na kolejne projekcje. Do tego kina studyjne prezentują cykle filmów jednej tematyki, kraju, reżysera.
Pod tym względem na ekranach multipleksów dzieje się znacznie mniej (przypomnieć sobie mogę tylko "Kino na obcasach", czyli projekcje tylko dla kobiet - raz na miesiąc w Multikinie). Ich siła tkwi za to w organizacji filmowych maratonów i premier. Szczególnie ciekawe są "Noce Kina" w Multikinie, kiedy w ciągu jednej nocy można obejrzeć filmy wszelakich gatunków i zapchać brzuchy darmową Colą.
Wystarczy śledzić uważnie uliczne bilbordy, a każdy w małym kinowym krakowskim światku znajdzie coś dla siebie.
KLIMAT
Wchodząc do multipleksu najpierw uderza mnie duszący zapach popcornu, potem irytują reklamy, a na koniec do szału doprowadzają ludzie albo komentujący każdy krok bohatera filmowego, albo przyklejeni do swoich ust przez półtorej godziny filmu. Czasami ktoś postawi brudnego buciora tuż nad moją głową. Zawsze odbywają się wędrówki ludów do toalety. "Było nie pić tyle Coli!" krzyknie inny zirytowany. Ktoś wybuchnie śmiechem w najbardziej emocjonującym momencie horroru. Oglądanie filmu w multipleksie bliższe jest szumowi wyprzedaży w centrum handlowym niż atmosferze skupienia należnej SZTUCE filmowej.
Tymczasem w małych kinach jest kojący dźwięk przewijanej taśmy filmowej, delikatne skrzypiące krzesła obite czerwonym pluszem. Nie ma popcornu (do Sali Reduta w ARSie jest nawet zakaz wnoszenia jedzenia). Nie ma reklam, a czasem tylko zapowiedzi filmów. Nikt nie rzuca dziwnych spojrzeć, gdy przyjdzie się bez towarzystwa. O obejrzanym filmie można porozmawiać z innymi widzami.
Każdy czasem potrzebuje prostej, komercyjnej rozrywki i rusza do multipleksu bawić się w najlepsze, niezależnie od ceny. Inni wybiorą kina studyjne. I może taki podział jest dobry, bo towarzystwa o skrajnych celach nie mieszają się ze sobą. Tylko czy te dwa podtypy podlegają wciąż jedynej definicji KINA?
______
Na zdjęciu sala kina ARS - Reduta o niepowtarzalnym wystroju.
Katarzyna Płachta