Arcydzieło filmowe w teatrze
   

Jedna ze scen kultowego filmu Stanleya Kubricka „Mechaniczna pomarańcza" przedstawia bójkę między dwoma gangami w starym, zdemolowanym teatrze. Czy to jedyny punkt wiążący kubrickowskie dzieło z teatrem? Otóż nie. Film „Mechaniczna pomarańcza" stał się inspiracją. 18 lutego sztuka miała premierę na deskach krakowskiego Teatru Ludowego.

Pranie mózgu.

Podstawą dla obydwu adaptacji była książka Anthony'ego Burgessa o takim samym tytule. Zainteresował się nią mistrz kina, autor „Odysei kosmicznej 2001" - Stanley Kubrick oraz całkiem niedawno reżyser teatralny - Jacek Bonsch. „Mechaniczna [choć poprawniejszym tłumaczeniem byłaby "nakręcana" (ang. clockwork) pomarańcza", to historia młodego chłopaka - Alexa, który jest przywódcą małego gangu. Wraz z trzema kolegami co noc wyrusza w miasto, aby bić bezbronnych, okradać i gwałcić. W końcu, zdradzony przez towarzyszy, wpada w ręce policji i zostaje skazany na dożywocie za przypadkowe zabójstwo.  Szansą na wyjście na wolność staje się tajemniczy projekt, którym poddawani mają być przestępcy. Alex zostaje królikiem doświadczalnym. Brutalności oduczyć mają go projekcje filmów epatujących nieludzką przemocą i gwałtem. Od tej pory Alexowi za każdym razem, gdy  zapragnie uczynić coś złego, przed oczami stawać będą te obrazy i wywoływać fizyczny ból i niemoc.

Zarówno wersja kinowa jak i teatralna omawiają ten sam moralno-społeczny aspekt - kwestię tego, czy człowieka można pozbawić wolnej woli. Przekaz wpisuje się w charakterystyczne dla twórczości Kubricka motywy. Traktuje człowieka jako istotę z gruntu rzeczy złą, będącą zabawką w rękach bezwzględnego losu. W filmach Kubricka zdolność świadomego wyboru jest miarą człowieczeństwa, nawet jeśli wyborem tym jest zło.

Seks i łamanie kończyn.

W Ameryce film Kubricka ze względu na ogrom krwawych bijatyk i scen gwałtów dostał kategorię X, przyznawaną często filmom pornograficznym. Brak efektów specjalnych nakłada na teatr pewne ograniczenia, więc sceny walk nie są aż tak realistyczne, chociaż dopracowane i świetnie zrealizowane. Mają w sobie coś z tanecznego układu. Odważne są też sceny erotyczne. Zupełnie nie spodziewałam się, że na scenę da się przenieść fragment przygodnego seksu Alexa z dwoma dziewczynami i że bez technicznych cacek da się "przyśpieszyć czas" w taki sam sposób jak szybkim przewijaniem taśmy filmowej.

„Mechaniczna pomarańcza" wczoraj i dziś.

Akcja filmu Kubricka rozgrywała się w latach 60. Kręcony był w pomieszczeniach o charakterystycznym wystroju, w klimatach pop-artu przyprawionego modernistycznymi figurami, rzeźbami (wystarczy wspomnieć wystrój baru z pierwszej sceny: stoły w kształcie ludzkiego ciała czy maszyna nalewająca mleko z piersi posągu) i strojami. W połączeniu z brutalnością i ogólną tematyką filmu (chodzi przecież o zmianę ludzkiego wnętrza!) nadawało mu to charakter swoistej psychodelii. Jacek Bonsch przeniósł historię Alexa do współczesności. Bohaterowie słuchają muzyki (Michaela Jacksona!) z discmana, a młodzi wandale nagrywają swoje wyczyny kamerą. Za rekwizyty należą się z resztą wielkie brawa. W filmie sprawa jest prosta - akcję można przenosić z miejsca na miejsce co chwilę. W teatrze zbudowano specjalną, podzieloną ścianami, kręcącą się w kółko konstrukcję imitującą różne pomieszczenia. Pomysłowe rozwiązanie.

Brutalni dżentelmeni.

Nie można zapomnieć też o strojach. Największą uwagę zwracają różnice między ubraniami jakie zakładają członkowie gangu, gdy wyruszają na nocne eskapady. W filmie były to białe uniformy, czarne cylindry i toporne buty.  I jeszcze dodatki: laski i bransoletki, do których przymocowane były sztuczne, zakrwawione oczy. Stroje teatralne to też kombinacja czerni i bieli, ale znacznie bardziej wyrafinowana i nowoczesna. Na marynarkach pojawia się szachownica, zaś Alex nosi długi biały płaszcz.

Nieszczęsny Beethoven!

Dalej- muzyka. Już w samej historii pełni istotną funkcję. Alexowi puszczano radosną muzykę klasyczną jako tło scen przemocy, którymi go "leczono". Sprawiło to, że oprócz brutalności, Alex zaczął reagować omdleniami także na dźwięki muzyki. Kwintesencją tego jest IX Symfonia Beethovena, której Alex był wielbicielem przed trafieniem do więzienia, a po "kuracji" zaczęła wywoływać szaleńcze odruchy skłaniające nawet do samobójstwa. W filmie ważna jest też piosenka „Singing in the rain" (podobno trafiła do scenariusza, ponieważ była jedyną w pełni znaną przez Malcolma McDowella - odtwórcę głównej roli), którą Alex śpiewa podczas gwałtu na żonie pisarza. Radosna melodia jest symbolicznym kontrastem do przerażających działań bohatera. Rozczarowało mnie to, że w teatralnej wersji piosenkę tą śpiewa nie Alex, ale jego ofiara i to w zupełnie innej scenie. Ta adaptacja jest wersją szczególnie rozśpiewaną. Oprócz klasycznych dialogów pojawiają się elementy musicalowe. Obawiałam się, że wyjdzie dość kiczowato, ale piosenki jak najbardziej zgrały się z klimatem sztuki. Jeśli już mowa o języku, to trochę szkoda, że w polskiej teatralnej wersji slang jest tak mało rozbudowany. „Mechaniczną pomarańczę" dwa razy obejrzałam z angielskimi napisami i nie mogłam się nadziwić temu dziwacznemu słownictwu.

Sztuka a film.

Film jest zdecydowanie łatwiejszym narzędziem pracy. Kubrick mógł budować historię także dynamicznymi ruchami kamery współgrającymi z odczuciami bohaterów (to w twórczości reżysera charakterystyczne) czy zmianami planów. Już pierwszy kadr filmu - zbliżenia na twarz i groźne oczy Alexa daje widzowi przedsmak tego, co będzie. Kubrick starał się tworzyć film jako wagnerowską sztukę sztuk - syntezę obrazu, dźwięku, muzyki i architektury. Głownie obraz jest środkiem przekazu. W teatrze to znacznie trudniejsze, bo za niego odpowiadają... aktorzy.

Alex doskonały...

I właśnie najlepsze zostawiam na koniec. Najlepsze czyli nagrodzoną w Teatrze Ludowym gromkimi brawami główną rolę Piotra Franasowicza. Młody chłopak świetnie radzi sobie zarówno ze scenami walki jak i graniem wewnętrznego bólu czy szaleństwa. Jak to w teatrze, zawsze trochę jest przerysowania, ale tym razem wszystko w granicach dobrego smaku. Nie chcę tutaj porównywać krakowskiego aktora z Malcolmem McDowellem, bo nie wiem, czy potrafiłabym wybrać lepszą spośród dwóch genialnych ról.

...i jeszcze Ja.

Myślę, że zrobiłam mały, niezamierzony błąd. Obejrzałam najpierw kilkakrotnie kubrickowską „Mechaniczną pomarańczę". I zachwyciłam się. Potem przez to w wersji teatralnej wciąż czegoś mi brakowało. Możliwe, że gdybym zmieniła kolejność, film byłby dla mnie udoskonaleniem, podkolorowaniem teatralnego niedosytu. Jednak, to Kubrick pierwszy wpadł na ten pomysł i, o Boże, chwała mu za to!

Katarzyna Płachta
Poleć znajomemu
Imię i nazwisko nadawcy:
E-mail adresata:
Poleć
Link został wysłany
Newsletter
juliada mlodziez smiglo

Powered by mtCMS   •    Wszelkie prawa zastrzeżone   •    Projekt i wykonanie MTWeb