Włączam telewizję - reklama "The Avengers". Przeglądam internet - obrazki z "The Avengers". Loguje się na Facebooka - wszędzie statusy z cytatami z "The Avengers". Wychodzę z domu - plakaty z "The Avengers". Aż boję się otworzyć lodówkę.
Chciałbym żeby to była tylko parafraza starego dowcipu o socjalizmie, jednakże gdy otworzyłem lodówkę i zobaczyłem jogurt o smaku "Iron Mana" nie wytrzymałem. Kupiłem bilet i największą colę, wypożyczyłem okulary (nie ma wersji 2D, a jakże) i rozsiadłem się na środku sali, żeby podkreślić moje zdystansowanie do internetowych opinii. I przez kolejne trzy godziny żałowałem, że dokonałem takiego, a nie innego wyboru - duża cola na tyle godzin siedzenia to stanowczo za dużo, a wyjść do toalety się po prostu nie da.
O tym jak "The Avengers" podbili świat, i to jeszcze przed premierą, można napisać książkę i sprzedawać razem z podręcznikami do marketingu. Ogromny sukces filmu, rzesze fanów i rekordy w box office'ach na całym świecie to wynik jednego trailera, a konkretnej dwóch zdań, które się w nim znajdują. "Ja mam armię. - A my mamy Hulka." Dlaczego akurat za tym tekstem ruszyły miliony widzów - nie wiadomo, ale trzeba przyznać, że te dwa zdania są kwintesencją filmu.
Historii "The Avengers" przedstawiać chyba nie trzeba - specjalna grupa superbohaterów, złożona z Iron Mana, Thora, Kapitana Ameryki i Hulka (kolejność przypadkowa) musi obronić Ziemię przed Lokim, złym nordyckim bogiem, który z naszej rodzimej planety postanowił stworzyć własne królestwo, a ludzi wykorzystać jako niewolników. Czy mu się to uda? Oczywiście, że nie, gdyż to film komercyjny. Na pewno trzeba przyznać jedno - "The Avengers", pomimo tak wielu anonimowych rekomendacji, nie rozczarowuje. 150 minut filmu mija jak pół godziny, a ciągłe wybuchy i strzały są przerywane jedynie walką wręcz. Dodatkowo, we wszystko to zostały wplecione humorystyczne (i o dziwo śmieszne, a nie zawsze to idzie w parze) dialogi, a całość połączona z bardzo dobrą i zróżnicowaną muzyką, staje się bardzo smacznym kąskiem na piątkowy wieczór ze znajomymi. Ale z drugiej strony "The Avengers" to stuprocentowy film komercyjny. Pod względem technicznym jest poprawny, lecz dużo elementów fabuły czy scenariusza mocno kuleje, o ewidentnych wpadkach nie wspominając (Loki przemawiający do berlińczyków... po angielsku itp.). Przy całości filmu są to jedynie szczegóły, lecz nawet mniej wprawne oko i ucho wychwyci błędy merytoryczne, które mogą skutecznie zepsuć seans.
Były już filmy o superbohaterach. Były produkcje o jednym superbohaterze (Iron Man, Thor) jak i o całych grupach (X-Men, Fantastyczna Czwórka), lecz żaden z tych filmów nie miał jeszcze takiego rozmachu. Choć fabuła "The Avengers" szczególna nie jest, przez dwie i pół godziny ciężko oderwać się od ekranu, a wszystkie sceny walki są tak zróżnicowane, że o nudzie nie ma mowy. "The Avengers" to świetny film dla niewymagających widzów. Akcja wciąga, dialogi śmieszą, a błędy można zignorować. Sukces filmu jest niezaprzeczalny nie tylko w zarobkach. Ekranizacja komiksów Marvela bowiem nie tylko przyciągnęła za sobą rzeszę fanów, ale jako film wyznaczyła wysoką poprzeczkę dla kolejnych produkcji o superbohaterach.
Poleć znajomemu
Imię i nazwisko nadawcy: | |
E-mail adresata: | |
Poleć |
Link został wysłany
Zobacz inne artykuły z tego działu