Słyszysz każdy krok, każde skrzypnięcie drewnianych schodów, każde jęknięcie, każdy głośniejszy oddech. Nagle ktoś puka do drzwi. Zrywasz się z łóżka i biegniesz żeby otworzyć. Nagle stajesz w miejscu. Kto to może być? Otwierać? Może udawać, że nikogo nie ma? Podchodzisz powoli do drzwi, wyglądasz przez wizjer. Nikogo nie ma. Dzwoni telefon. Rzucasz się szybko w jego stronę, żeby tylko wyłączyć głośny dzwonek. Odbierasz. Słyszysz tylko głuchy dźwięk... Czy na pewno ktoś dzwonił? Czemu przed drzwiami nikogo nie było? Nagle telefon dzwoni po raz kolejny. Odbierasz. "Zabiję cię" - odzywa się głos w słuchawce. "Kto mówi?" - odpowiadasz. Słyszysz tylko głuchy dźwięk... Znowu ktoś puka do drzwi. Otworzysz?
Frank jest spokojnym, introwertycznym studentem medycyny. Jego dni bywają bardzo podobne do siebie. Do czasu aż poznaje Lottę. Pomimo tego, że stara się ją ignorować, coraz bardziej zbliżają się do siebie. Frank nawet nie wie, że zaczyna wplątywać się w historię, która musi zakończyć się tragedią, że jego własny dom stanie się dla niego klatką... Johan Storm i Johan Lundborg po krótkometrażowym debiucie - Rosenhill - stworzyli pełnometrażowy, minimalistyczny thriller. Przedstawili bardzo prostą historię w minimalistycznej scenerii (w filmie są przedstawione się praktycznie trzy miejsca - klatka schodowa, mieszkanie Franka i uniwersytet) bagatelizując odczucia bohatera. To na nich jest oparty cały film i od nich jest uzależniona akcja. I choć był to raczej teatr jednego aktora, to Emil Johnsen w roli Franka poradził sobie bardzo dobrze. Mimiką, gestami czy zwykłym spojrzeniem - genialnie oddał emocje znerwicowanego, osamotnionego studenta. I choć przewrotny, dramatyczny finał obrazu sprawiał wrażenie sztucznego, zrobionego na wyrost - Johnsen odnalazł się w nim świetnie.
"Klatka" jako studium psychologiczne człowieka to film dosyć naiwny i naciągany. Nie mniej potrafimy się we wszystkim odnaleźć, odnieść się do rzeczywistości Franka, do jego uczuć i przeżyć. Rozumiemy jego strach. Niestety, jest on przedstawiony niezwykle schematycznie. Nie jest to psychoza na miarę dobrego horroru, brak tu fabuły jakiej się wymaga od wciągającego thrillera, a jednocześnie jest to zbyt poważny film na komedię. Ze wszystkiego robi się irytujący miszmasz, a sami nie wiemy jak powinniśmy się zachować wobec kolejnych wydarzeń. No i zakończenie filmu, utwierdzające w przekonaniu, że do poważnego kina trochę mu jeszcze brakuje.
"Klatka" to film niewątpliwie intrygujący. Choć ciężko jest go określić gatunkowo, bo to dopiero drugi film (a pierwszy pełnometrażowy) duetu Storm-Lundborg, jest to dobry początek do mocnego, emocjonalnego kina, które kiedyś wyjdzie spod ich rąk. I na to warto czekać.
funky