20 maja 2011 roku odbyła się premiera czwartej już części "Piratów z Karaibów" zatytułowanej "Na nieznanych wodach" w reżyserii Roba Marshalla. Niemal wszyscy zastanawiali się jak bardzo na film wpłynie nieobecność głównych aktorów- Keiry Knightley i Orlando Blooma. Według mnie efekt był zadowalający. Pojawienie się temperamentnej, mówiącej z hiszpańskim akcentem Penelopy Cruz dodało "Piratom" pikanterii i ożywiło historię.

W tej części poznajemy miłość kapitana Jacka Sparrowa (w którego, znakomicie, zresztą jak zawsze, wcielił się Johnny Depp) do Angeliki. Jej postać łączy w sobie waleczność, nutkę humoru i zadziorność. Fabuła opiera się na poszukiwaniu źródła wiecznej młodości. Chrapkę mają na niego Hiszpanie, Anglicy i oczywiście piraci. Ich siły są wyrównane i tak naprawdę do samego końca nie wiadomo kto zdobędzie upragniony cel. Co śmieszy, sprytny Sparrow umie uniknąć śmierci z rąk wrogów, ale przerastają go codzienne czynności, np. potyka się na trawie. Dzielnie radzi sobie zarówno na lądzie jak i na morzu (z nieokiełznanymi syrenami). Jak zwykle zachwyca dowcipem i beztroskim podejściem do wyprawy. Z wątków pobocznych- mamy miłość duchownego i syreny, zemstę jednonogiego, walkę kokosami, statek w butelce czy motywy biblijne.

Wszystko co napisałam nie daje pełnego obrazu filmu, który polecam. Do wykonania go użyto technologii 3D. Jest on na pewno wielobarwny, trzyma w napięciu (choć chcąc być obiektywną, napiszę, że znajomi skarżyli się na nudny początek). Dzięki pomniejszonemu budżetowi i ograniczonej ilości efektów specjalnych mogliśmy się delektować wyrafinowanymi dialogami.

Podsumowując: odrobina pieprzu, uśmiechu i mnóstwo przygód powinna Was skłonić do obejrzenia tego naprawdę interesującego filmu.