"Dorian Gray" reż. Oliver Parker
Młody elegant o delikatnych rysach twarzy i ułożonych włosach, ubrany w białą koszulę i kamizelkę wbija nóż w ciało nieznanej ofiary... i jeszcze raz, i znów. Czoło i policzki coraz gęściej pokrywają się bluzgającą krwią...
W następnej scenie obserwujemy przyjazd tego samego młodzieńca, o nazwisku Dorian Gray do XIX-wiecznego Londynu. Chłopak przybywa ze wsi, by po przejęciu majątku po zmarłym dziadku, trafić na wyżyny życia towarzyskiego stolicy. Zaczynają się przyjęcia, bankiety, uściski dłoni od najbogatszych w mieście. Zyskuje pozycje arystokraty. Jego życie zmieniają dwa wydarzenia: namalowanie portretu i poznanie lorda Henry'ego Wootona. Ten drugi pokaże mu wszystkie rozkosze życia (wkrótce z resztą uczeń przerośnie samego mistrza), a na obrazie zacznie odmalowywać się postępujące zepsucie życia Doriana..
Młodzieniec zawiera pakt z diabłem, prawdopodobnie sam tego nieświadom. Zaskoczony idealnością swojego oblicza na płótnie stwierdza, że dla takiego wyglądu gotów byłby zaprzedać duszę. Czy takie wyznanie wystarczy, żeby poczciwego i zagubionego chłopaka obłożyć okrutną klątwą? Tymczasem na nieskazitelność duszy Doriana czeka wiele nieodkrytych pokus. Zaczyna się od drobnostki - papierosa, ale później demoralizacja nabiera tempa. Dorian staje się bywalcem domów publicznych, erotomanem, który jednej nocy ląduje w łóżku z dwiema kobietami: córką i matką. Fascynuje go brutalność, narkotyki, a nawet kontakty homoseksualne. Na Dorianie nie widać ani fizycznych, ani psychicznych skutków jego uczynków. Ale ukrywany na strychu, pod kluczem obraz gnije, oblicze starzeje się i szpetnieje.
Dorian to postać o słabym, podatnym na wpływy charakterze. Z łatwością trafia do niego hedonistyczna filozofia Wootona, która głosi, że żądze należy zaspokajać, a 'każde doświadczenie jest cenne' (te prawdy wciąż są powtarzane Dorianowi i działają na niego niczym propaganda). Okazuje się, że życie wysokich sfer to nie tylko uroczyste kolacje i koncerty fortepianowe. Arystokraci to ludzie wysoko postawieni z racji majątku, ale moralnie płytcy. Zdradzają, grzeszą, ulegają pokusom. Ten film łamie tabu, skreśla stereotyp XIX-wiecznego dżentelmena w pięknej dorożce. Pokazuje drugą stronę medalu, cel do którego ta dorożka zmierza - brudny pub, gdzie whisky leję się strumieniami, a biedne dziewczyny sprzedają się za małe pieniądze.
"Dorian Gray" przesiąknięty jest erotyzmem i brutalnością. Ma demaskować i szokować. Pod przykrywką turpizmu i erotycznego realizmu kryje się jednak mądra prawda o tajemniczości zakątków ludzkiej duszy. To film kasowy, nakręcony pod publikę lubującą się ostatnio w gotyckich klimatach; ale jednocześnie głoszący prawdę o towarzyszącym człowiekowi złu i jego zafascynowaniu nim. To uniwersalna przestroga przed konsekwencjami pogrążenia się w żądzach. Wciąż żywa i prawdziwa, mimo 120-letniej żywotności legendy Doriana.
Dorian jest bohaterem dynamicznym, poddanym metamorfozie, często targanym wielkimi emocjami. Dlatego roli tej nie podołał Ben Barnes, którego mina przez cały film wyraża to samo: pustkę. Początkowo sztywne zachowanie w nowym, nieznanym świecie pasowało do okoliczności. Gdy życie Doriana 'rozkręca się', nie pociąga za sobą lepszego aktorstwa Barnesa. Na jego twarzy maluję się to samo, gdy się zakochuje, gdy morduje czy gdy szczerze, wewnętrznie cierpi. Całe szczęście, Colin Firth w roli Lorda Henry'ego jest znacznie lepszy. Zarówno na początku jako mały szatan, szepcący do ucha Doriana złe uczynki, jak i na końcu jako zdeterminowany ojciec broniący własnej córki przed szponami wiecznie pięknego, wiecznie młodego i przeklętego młodzieńca...
Tłem wydarzeń są mroczne uliczki Londynu. Czasem niedopracowane komputerowo elementy architektury i tak zachwycają klimatem dawnej epoki. Dodatkowo grozę budują brudne przedmieścia kontrastujące z monumentalnymi, gotyckimi zamczyskami bogaczy. Już od pierwszych minut bicie serca przyspiesza muzyka w połączeniu z odgłosami wydawanymi przez tajemniczy obraz.
Na polską premierę "Doriana Graya" czekaliśmy 13 miesięcy. Tak, ponad rok. Cały świat zdążył już ten film obejrzeć, przetrawić, przedyskutować i zapomnieć. Połowa naszego kraju ściągnęła film w Internetu. Na bicie rekordów box-office'u nie ma szans, ale i tak, wierzcie mi, prawdziwe wrażenia: wizualne i dźwiękowe "Dorian..." robi dopiero na sali kinowej.
Porównywano "Doriana Graya" do sagi "Zmierzch". Zarzucano, że to znów opowieść o pięknym chłopcu i nieśmiertelności. Bardzo krzywdzące to porównanie dla filmu Olivera Parkera. Powstał przecież na podstawie dużo lepszego literackiego pierwowzoru Oscara Wilde'a, nie jest romansem, ale wielowymiarową historią o duszy i odkupieniu win. Wizualnie piękną. Moralnie pouczającą.
Katarzyna Płachta