Polski film rozniósł się po całym świecie, a my - Polacy uwielbiamy ojczyste akcenty w zagranicznych produkcjach. Choćby to, że postać grana przez Marilyn Monroe w „Pół żartem, pół serio" była Polką interpretowało się jako uznanie dla środkowoeuropejskiej urody. To tylko drobny szczegół, tymczasem na świecie są żywe przykłady filmowego talentu z naszego kraju.
Pierwsze skojarzenia z polskim filmem za granicą to wielcy reżyserzy. Roman Polański dzięki „Pianiście", „Dziewięciu wrotom" czy ostatnim „Autorze widmo" jest już legendą (przyjmijmy, że popularność zawdzięcza talentowi, a nie aferom osobistym). We Francji podziwia się Kieślowskiego i Zanussiego. Andrzej Wajda to postać znana w całym świecie. W końcu udało mu się zgromadzić przed rosyjskimi ekranami 14-milionową widownię na tak kontrowersyjnym filmie jak „Katyń". Oscar za całokształt twórczości tylko dowodzi jego wielkości.
To wszystko ikony polskiego kina. Jednak filmowy obraz nadwiślańskiego kraju tworzą ci mali, często przez rodaków nawet niezauważani: kompozytorzy, scenografowie, operatorzy i ci, którzy dawno, dawno temu tworzyli podwaliny kina światowego...
Dobre dobrego początki.
Rewolucję w nagrywaniu filmów na przełomie XIX i XX wieku przeprowadził... Polak. Kazimierz Prószyński w 1894 roku skonstruował aparat do zdjęć i projekcji filmów zwany pleografem. Jego zasługą jest też projektor wyświetlający obraz bez drgań oraz pierwsza ręczna kamera filmowa. Już na początku XX stulecia, 20 lat przed udźwiękowianiem filmu pracował nad metodą synchronizacji obrazu i fonii. Niewątpliwy jest też jego wkład w kino państwowe - stworzył pierwszy polski filmik - „Powrót birbanta".
Niewielu współczesnych zdaje sobie sprawę, że diwą ery kina niemego była urodzona w Lipnie, na terenie zaboru rosyjskiego, Apolonia Chałupiec. Na planie amerykańskim i niemieckim zasłynęła jako Pola Negri. Pseudonim ten przejęła po ukochanej włoskiej poetce. Polka na początku XX wieku była tym, czym później stała się Marylin Monroe, czy obecnie Angelina Jolie. Ideałem. Podobno uwielbiała uwodzić mężczyzn - romansowała z Charlie Chaplinem i Rudolfem Valentino. Jej kariera załamała się z wprowadzeniem dźwięku do kina i odkryciem jej fatalnego akcentu. Zmuszona do osiedlenia się w Niemczech, zagrała w „Mazurku" - ulubionym filmie samego Hitlera i jeśli wierzyć plotkom - została jego kochanką...
OperatorSKI.
Obecnie w USA polscy operatorzy tworzą potężną grupę. Podobno wśród filmowców krąży opinia, że jeśli pracujesz w tym przemyśle i masz nazwisko kończące się na ‘ski' - z pewnością jesteś operatorem filmowym. To wszystko zasługa Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej w Łodzi, która świetnie szkoli w zawodzie. Niestety w kraju nie ma na operatorów zapotrzebowania równego liczbie absolwentów.
Najwybitniejszym polskim operatorem za granicami kraju jest Janusz Kamiński, zdobywca dwóch Oscarów: za „Listę Schindlera" i „Szeregowca Ryana". Oprócz tego odpowiadał za zdjęcia do innych wielkich produkcji: „A.I", „Złap mnie, jeśli potrafisz", „Wojna światów" czy najnowszy „Indiana Jones". Potrafi realizować się w filmach akcji, a także tych, w których kamera musi zwolnić i skupić się na emocjach („Motyl i skafander").
W Ameryce operator filmowy jest drugą, po reżyserze, najważniejszą postacią na planie. Często w czołówce nazywa się go ‘reżyserem obrazu'. Dlatego ważny jest kontakt między tymi osobami i gdy już się dogadają, często tworzą zgrane duety. Przykładem jest Quentin Tarantino, który współpracował z Andrzejem Sekułą przy operatorskim debiucie pełnometrażowym - „Wściekłych psach", a potem przy kultowym „Pulp Fiction" i „Czterech pokojach".
Witolda Sobocińskiego i jego syna Piotra rozsławiła współpraca z rodakami: pierwszego z Polańskim, drugiego z Kieślowskim. Piotr stał też za kamerą podczas kręcenia filmu „Twilight" - w polskim tłumaczeniu „Półmrok" (nie mylić z opowieścią o wampirach!) oraz „Pokój Marvina" z genialną rolą Meryl Streep.
Polskie tło.
Ponoć tworząc kostiumy do polskich filmów ma się do dyspozycji jeden magazyn i dlatego stroje wciąż się powtarzają. Dla pracującej na rodzimym rynku kostiumografki Katarzyny Lewińskiej każda zagraniczna produkcja jest darem od losu. Kostiumy Lewińskiej możemy od 8 października zobaczyć w międzynarodowej produkcji „Wichry Kołymy".
Znacznie bardziej znana jest Ewa Braun - polska scenografka. Być może zbieżność danych z wybranką Hitlera, ukochała sobie projektowanie wnętrz do filmów wojennych takich jak: „Jakub kłamca" lub „Ostatni rozdział". Za dekoracje w „Liście Schindlera" wraz z Allanem Starskim otrzymała Oscara. Starski wykazał się też w pozycjach Polańskiego: „Pianiście" i „Olivierze Twiście" oraz prequelu „Hannibala" - „Po drugiej stronie maski". Co więcej, potrafi tworzyć scenografię współczesną, co zaprezentował w komedii „Eurotrip".
Ważnym elementem dzieła filmowego jest charakteryzacja, niezbędna, gdy akcja toczy się w minionych wiekach. Znowu Polak (mimo, że zdaje się, że to taki kobiecy zawód) - doskonały w swoim fachu Waldemar Pokromski pracował przy „Białej wstążce", „Liście Schindlera", „Klimcie" i „Pachnidle". Za charakteryzację w „Baader Meinhof" było nominowany do Europejskiej Nagrody Filmowej. Niewdzięczni Polacy nawet nie wiedzą o jego istnieniu, a taka praca to ciężki kawałek chleba. Często rozpoczyna się nad ranem nakładaniem makijażu, przez cały dzień goni się z poprawkami, a na koniec dnia trzeba wszystko zmyć. I tak dzień w dzień...
Nuty z Polski.
Mamy w kraju festiwale muzyki filmowej, ale zazwyczaj nie zwracamy specjalnej uwagi na ten element filmu. Często utożsamia się go po prostu z muzyką poważną i szufladkuje wraz z opinią ‘Uwaga! Nuda!'. Tymczasem muzyka tworzy klimat, buduje napięcie, wpływa na emocje, uzupełnia braki.
Pierwszy Oscar za muzykę dla Polaka powędrował do Leopolda Stokowskiego już w 1942 roku za muzykę do „Fantazji" Walta Disneya. Potem było tylko lepiej.
W Ameryce Akademia Filmowa doceniła Jana Kaczmarka wyróżniając go nagrodą za muzykę do „Marzyciela". Jakie to szczęście, że w odpowiednim momencie porzucił dobrze zapowiadającą się karierę dyplomatyczną, żeby w przyszłości jego nuty mogły płynąć z filmów: „Spotkanie" czy „Bracia Karamazow".
Każdy, kto obejrzał „Drakulę" Francisa Forda Coppoli na pewno kojarzy też doskonałą muzykę autorstwa Wojciecha Kilara - tego samego, który wielokrotnie współpracował z Polańskim - przy „Pianiście" i „Dziewiątych wrotach".
Do wielkiej trójcy muzyków polskich brakuje tylko Zbigniewa Preisnera. Wierny przyjaciel Krzysztofa Kieślowskiego - autor „Requiem dla mojego przyjaciela" budował klimat „Trzech kolorów", a ostatnio też wojennej produkcji „Kobieta w Berlinie".
Nowe nadzieje.
W 2012 roku, znany już na świecie dzięki „Katedrze", Tomasz Bagiński ma stworzyć animowaną historię powstania warszawskiego - „Hardkor 44". Król polskiej animacji komputerowej rozsławia teraz kraj „Animowaną historią Polski", więc możemy spodziewać się kolejnej produkcji na wysokim poziomie. Lepiej z nadzieją patrzeć w odległą przyszłość roku EURO 2012, bo ponoć Bagiński w najbliższym czasie ma wyreżyserować teledysk... Dody.
Kino 5D? W Polsce? Przecież ledwo nadążamy za 3D! Racja, dlatego nakręcony w tej technice „Asylum" - 15-minutowy horror Daniela Zduńczyka eksploatujemy do zagranicznych parków rozrywki. Na nas też przyjdzie czas, bo do Polski przyjedzie specjalna ciężarówka 5D i będziemy mogli zwiedzić szpital dla opętanych w towarzystwie ocierających się o stopy insektów i drgań fotela pod nami.
Ka$a.
Z powodu kryzysu finansowego Hollywood szuka nowych producentów. O dziwo pieniądze znalazły się w Polsce. Nasuwa się smutne pytanie... Skoro mamy tak wspaniały filmowy kapitał w postaci uzdolnionych ludzi, to czemu nikt w niego nie inwestuje, a filmowcy muszą szukać uznania na emigracji?
________
Na zdjęciu Jan Kaczmarek i John Travolta. Gala wręczenia Nagród Akademii Filmowej. 2005 rok.
Katarzyna Płachta