Boguś pewnego dnia budzi się i stwierdza, że jest wkurzony. Wkurzony tak jak jeszcze nigdy nie był - bo na cały świat. Odrzuca Kościół, odrzuca kumpli, odrzuca władzę i społeczeństwo, tatuuje sobie na czole napis "fuck off", wychodzi na ulicę i zaczyna rozbijać łomem auta. Czy to ma prawo mieć coś wspólnego z człowieczeństwem?
- To może herbaty się napij
"Made in Poland" to wielka pogoń za tożsamością. Boguś od pierwszych do ostatnich minut filmu nie ma pojęcia o sobie. Wie tylko, że wszystko wokoło niego jest "s*******e", a on chce z tym walczyć. Przeciwstawia się normalnemu porządkowi świata, nie chce dążyć do dostatniego życia z żoną i kochającymi dziećmi. Nie chce zarabiać, nie chce wydawać, nie chce kupować. Ma 17 lat i czekając na najlepsze lata swojego życia stwierdza, że wszystko co go czeka jest bezsensownie, że pogoń za szczęściem to nieskończony wyścig za czymś, co jest jedynie ułudą. I on chce to zmienić.
- Pieprzę herbatę
Nieokreślenie czasu ani miejsca sprawia, że "Made in Poland" jest uniwersalną historią. Szare blokowisko, w szarym mieście, z szarym parkingiem, szarawym barem i szaroburymi ludźmi. Postaci niczego nowego nie reprezentują, a tylko przedstawiają sobą utarte, znane sylwetki, z którymi codziennie się stykamy. Dopełnia to prostolinijnego charakteru filmu. Brak własnej tożsamości (jak i bieg akcji) zmusza Bogusia do zapoznania się z ludźmi, którzy tej tożsamości są pewni. I choć nie zawsze będzie się z nimi zgadzał, to na pewno będą oni mieli wpływ na jego poszukiwania. Tym sposobem początkujący rewolucjonista poznaje księdza - przedstawiciela katolickiej, konswerwatywnej części społeczeństwa, opornego na jakiekolwiek argumenty przeciwko wierze i religii. W opozycji do niego stanie Wiktor - były nauczyciel języka polskiego, wyrzucony za alkoholizm. Oboje będą się ścierać w poglądach przez cały film - czy to bezpośrednio, czy poprzez własne monologi.
- To ciastko sobie weź
Bardzo mocno może razić charakter parodii. Boguś, poprzez swoje rewolucyjne zapędy podpada lokalnej mafii, i jedyne co go ratuje od niechybnej śmierci to... kłamstwo, iż jest fanem Krzysztofa Krawczyka. Lokalna mafia przecież nie może zabić fana "Krystofa". Nie zmienia to faktu, że Fazi - boss - i jego dwóch przygłupawych kumpli, rodem z amerykańskich komedii, będą przewijać się przez resztę filmu, a swoimi dialogami ("Czytałeś Czechowa? - Tak, tak... ale nie wiem kto go napisał.") umilą nam zakrywanie twarzy z zażenowania.
- Ale ja p******ę ciastko!
Strona techniczna filmu delikatnie kuleje - animowane wstawki pomiędzy epizodami może i są ciekawą interpretacją kart tarota, ale zrozumie z nich coś jedynie sam animator. Muzyka również mogłaby być skrupulatniej dobrana. Na słowo uznania zasługuje Janusz Chabior - dosłownie przyćmił głównego bohatera i pociągnął film.
Nie jest to głęboka opowieść o poszukiwaniu własnego ja. Na pewno nie jest to dzieło sztuki, godne ukłonów, tak jak twierdzi Przemysław Wojcieszek - reżyser. Ale jest to pozycja godna polecenia, szczególnie młodym. Chociaż wychodzenie z łomem i demolowanie budek telefonicznych byłoby dyskusyjne, o tyle myśl o własnym ja jest jak najbardziej na miejscu.
Poleć znajomemu
Imię i nazwisko nadawcy: | |
E-mail adresata: | |
Poleć |
Link został wysłany
Zobacz inne artykuły z tego działu