Na dwóch kółkach
   

Wszystko zaczyna się w łóżku, jak to zwykle. Potem przebudzenie, powolny krok w stronę drzwi. Powolny, ale bardzo obiecujący.

Potem drzwi się otwierają i zaczyna się bieg. Najpierw zrównoważony, szybki, ale przemyślany. Z czasem, przyspieszając, zamienia się w sprint. To bieg o największą nagrodę. I nagle szybka przesiadka - koła z wolna ruszają z bruku, napędzane siłą ludzkich mięśni. Teraz kręcą się z zawrotną szybkością. Nagle hamulec! Rower zatrzymuje się i przewraca na ziemię. Drzwi od auta zamykają się tak szybko, jak się otworzyły. Samochód odjeżdża. Już nie ma nic. I tak można pokrótce przedstawić cały film.

Wszystko zaczyna się niewinnie, od wstania i spacerku. Ciril mieszka w domu dziecka. Wciąż czeka na swojego ojca, który, zostawiając go tam przed paroma laty, obiecał, że wróci z jego rowerem, i zabierze go do domu. Ciril jest specyficznym (stereotypowym?) wychowankiem - nie słucha wychowawców, ucieka i wciąż się buntuje. Za wszelką cenę próbuje skontaktować się ze swoim ojcem, lecz każda próba jest nadaremna - ojca ani śladu. Powolne dochodzenie do sedna wątku daje nadzieję na bardzo ciekawy rozwój akcji.

Z czasem ze spaceru robi się bieg, akcja się zagęszcza i przyspiesza. Pojawia się więcej wątków, postaci, wydarzeń, nawet małe zwroty akcji. Wszystko zmierza w bardzo ciekawym kierunku. W roli Cirila wystąpił debiutujący Thomas Doret. Przedstawił on właściwie samego siebie - rozbieganego, głośnego jedenastolatka, z jedynym słusznym i prawdziwym zdaniem - swoim zdaniem. Można mu zarzucać zbytnie wyolbrzymienie zachowań bohatera - ale któż może wiedzieć lepiej jak zachowuje się jedenastolatek, niż on sam? Na uwagę zasługuje również Jeremie Renier, w roli ojca. Zobojętnienie i ignorancja zostały zagrane z nadzwyczajną precyzją.

Chłopiec wsiada na rower. Oto i sedno akcji - wszystko wychodzi na jaw, wątki się układają w logiczną całość, bohaterowie wychodzą na prostą. Wszystko zmierza w dobrą stronę. Lecz nagle chłopiec pozostawia swój rower i wsiada z dopiero co poznanym kolegą do auta. Akcja się zmienia, odwraca. Stare wątki nikną, pojawiają się nowe. Zaciekawienie mija, zaczyna dawać się we znaki nuda i zobojętnienie. Akcja powoli umiera. Wszystko staje się mdłe. I tak aż do końca. Rower zostawiony daleko w tyle jeszcze pobłyskuje, lecz jest to blask reflektorów samochodu. Auto odjeżdża. Pojawiają się napisy końcowe.

Czegoś tu brakowało. Małego zacięcia, jednej, dwóch scen więcej. Ukierunkowania na inne wątki. W tym obrazie brakuje smaczku. Czegoś, co zatrzymałoby dłużej przy ekranie. Co pozwoliło by na dyskusję po filmie, na wspomnienie go w jakiejś rozmowie. A w tym wypadku po filmie pojawia się pustka - co wspomnieć? O czym warto powiedzieć? A o czym napisać?

A jednak było o czym powiedzieć, przynajmniej w Cannes. I wydaje się, że chaos jest czymś pożądanym - wszakże tylko wybitni mogą się w nim odnaleźć. Tylko trzeba uważać, żeby nie przeszarżować - bo artystyczny nieład może okazać się tylko lichym bałaganem.

funky
Poleć znajomemu
Imię i nazwisko nadawcy:
E-mail adresata:
Poleć
Link został wysłany
Newsletter
juliada mlodziez smiglo

Powered by mtCMS   •    Wszelkie prawa zastrzeżone   •    Projekt i wykonanie MTWeb