11 listopada w kinie?
Święto Niepodległości to uroczystość dość patetyczna. Z płyty Rynku Głównego rozbrzmiewają patriotyczne pieśni, wszędzie wiszą polskie flagi, serwisy informacyjne wspominają zasługi Józefa Piłsudskiego, są pochody i salwy honorowe. Jednak Święto Niepodległości nie wymaga od nas stania na baczność. Jak nie być ignorantem traktującym ten dzień jako wolny od szkoły i jednocześnie pozostać Polakiem-patriotą XXI wieku? To proste. Pójść do kina!
Nasza opowieść
Nie ma co ukrywać. Polskie kino nie jest finansową potęgą. Producenci nie wyrażają chęci na wykładanie pieniędzy na filmy, które się później nie zwracają. Polacy chętniej obejrzą hollywoodzki hit niż kolejny polski dramat z II Wojną Światową w tle. Nie jesteśmy efektowni, nie kręcimy „Avatara", ale to wciąż nasze kino, nasza opowieść. Prawdy o nadwiślańskim kraju nie nakręci nawet najlepszy amerykański reżyser. Nasze filmy są dla nas. Za granicą nie zrozumieją historycznych aspektów dotyczących choćby stanu wojennego, nie pojmą śląskiej gwary lub piękna wsi. Tylko my potrafimy odczytać to poprawnie.
Skoro spotkało nas takie wyróżnienie, to wypadałoby je wykorzystać. Dowodem miłości do naszego krajumoźe być wspieranie polskiej kinematografii. Płacimy 15zł, rozsiadamy się w fotelu, ale tymsamym dokładamy się do rozwoju polskiej kultury. A przecież nie jest to katorga, bo potrafimy kręcić ciekawie. Żeby to udowodnić, krakowskie kino Agrafka 11 listopada zorganizowało Dzień Filmu Polskiego i zaprezentowało tytuły: „Tatarak", „Wino truskawkowe", „Beats of Freedom" oraz „Wszystko, co kocham".
Ja trafiłam na ulicę Krowoderską akurat na „Wino truskawkowe".
Ta dość mocno zakrapiania tytułowym trunkiem historia, opowiada o policjancie, który ze stolicy trafia na galicyjską wieś. Schemat podobny do słynnej francuskiej komedii „Jeszcze dalej niż Północ", jednak „Wino..." kieruje się bardziej w stronę obyczajowego dramatu. Teoretycznie znów jest o tym samym: o biedzie na wsi, o alkoholizmie, o braku pracy i wykształcenia. Nudno jednak nie jest. Film napędza bogactwo osobowości bohaterów, których grają świetni polscy aktorzy (Stuhr, Więckiewicz, Kosiński). Jest słowacka dziewczyna - wiejska kokietka, komiczny naprawiacz cholew, właścicielka baru i jej zazdrosny mąż Edek, który był w ‘New Yorku', a do tego niepasujący do reszty warszawski policjant, który powoli zaczyna przejmować prowincjonalne przyzwyczajenia. Ekipa godna komedii na miarę filmu „Pieniądze to nie wszystko". „Wino truskawkowe" jest jednak znacznie mroczniejsze. Dochodzi bowiem w końcu do dwóch morderstw i jednego zamarznięcia...
***
Tylko dla Polaka zrozumiały będzie kontekst historyczny. Akcja „Wina truskawkowego" toczy się po upadku komunizmu. Do Polski przybywają zagraniczne produkty. Widzimy wielkie zdziwienie w oczach bohaterów na widok amerykańskich papierosów, Lay'sów i „Hustlera" . Z drugiej strony jest tęsknota za czasami Polski Ludowej. Podstarzały szef policji chciałby pozostać milicjantem, a naprawiający gumy Zalatywój przywróciłby PGR-y, które przysyłały do niego pęknięte opony traktorów. Niby nadchodzą wielkie zmiany, inna gospodarka, inne rządy. Na wsi tego nie widać. Wino wciąż jest truskawkowe, a ludzie tak samo pijani. A najtrudniejsze jest to, że jak twierdzi jeden z bohaterów: „żyć trzeba".
***
„Wino truskawkowe" ma w sobie wiele ukrytej magii. Nie zrozumcie mnie źle, to nie „Harry Potter". Bliżej tutaj do literackiego realizmu magicznego. Urok tego filmu to krajobrazy. Zalewa nas potok ujęć okolicznych gór, pól, rzek w różnych porach roku. Galicja kręcona jest z każdej perspektywy, a najpiękniejsze są zdjęcia z lotu ptaka. Do magii krajobrazu dochodzi jeszcze metafizyczny sens filmu. Pojawia się duch zmarłego pragnący odejść do nieba... Niezwykła jest też erotyczna scena przy wodospadzie, godna „Władcy pierścieni". Może to motywy dość dziwne i niezrozumiałe, ale będące prawdziwą ucztą dla oka.
11 listopada był datą idealną do obejrzenia „Wina truskawkowego". Przyniosła interpretację, na jaką nie wpadłabym, oglądając film kiedy indziej. Odkryłam, że Polska to kraj piękna ukrytego przez wiele alkoholowych procentów, zdrad, kłamstw, wad i niedoskonałości.
Katarzyna Płachta