Obraz rozpoczyna się tym, o czym mówi nam tytuł – przemówieniem (ang The king’s speech), a raczej jego próbą. Książe Yorku (Colin Firth), trzeci w kolejce do tronu brytyjskiego, poproszony zostaje przez swego ojca, króla Jerzego V, o przemówienie do tłumu zgromadzonego na stadionie Wembley. Jednak wada wymowy nie pozwala mu na wygłoszenie mowy poruszającej tłum, która zwykła bywać jednym z najważniejszych atrybutów polityków. Jednak Książę nie jest jedyną osobą dla której jego jąkanie stanowi problem – równie zaangażowana żona Elżbieta, pieszczotliwie nazywająca go Bertiem, wiernie towarzyszy mu w poszukiwaniach logopedy mogącego uleczyć przypadłość arystokraty.
Pewnego dnia los zanosi ją w progi Lionela Logue, australijskiego terapeuty wad wymowy. Zmusza męża by spróbował poddać się niekonwencjonalnym metodom Logue’a. Książe, przyzwyczajony do bycia traktowanym jak na syna króla przystało jest oburzony systemem pracy terapeuty. Jednak wizja zbliżającej się śmierci króla Jerzego V i wstąpienia na tron jego brata, którego zamiary wobec dwukrotnej rozwódki Wallis Simpson były nie do przyjęcia przez rząd, powoduje w księciu chęć przezwyciężenia własnej słabości. Gdy śmierć króla staje się faktem, a następca tronu, tytułowany Edwardem VIII traktuje władzę królewską jak przekleństwo, jedyną przeszkodą dla księcia na drodze do tronu staje się wada wymowy.
Terapia Louge’a, choć na początku spotykała się z głębokim oporem księcia, powoli daje efekty. Początkowo zniesmaczony sugestią terapeuty, by traktowali się jak równy z równym, książę odnajduje w Louge’u przyjaciela, a jego zwierzenia pomagają dostrzec terapeucie, że problemy króla tkwią tak naprawdę w traumie z dzieciństwa. Nad Anglią zaczyna wisieć ewentualność rozpoczęcia wojny z Niemcami, na księcia czeka prawdziwe wyzwanie, gdy jego brat postanawia zrezygnować z tronu na rzecz miłości…
„Jak zostać królem” stanowi kinowe przedstawienie skrawka historii brytyjskiego imperium, ale to nie jedyny aspekt, którego dotyczy film. Książę Yorku stwarza pozory godne prawdziwego angielskiego arystokraty, publiczne pokazywanie się wymusza przybranie przez niego zimnej i opanowanej postawy. Jednak bliskie otoczenie wydobywa z niego wrażliwszą stronę, pozwala uzewnętrznić emocje, co nie jest powszechne wśród zdystansowanych Anglików.
Kwestia wady wymowy nie jest jedynym problemem przyszłego monarchy. Pociąga ona za sobą łańcuch wielu następnych, pośród których na czele plasuje się brak pewności siebie.
Na temat odtwórcy głównej roli - Colina Firtha, można mówić wiele. Jednak w „Jak zostać królem” daje on pokaz swego kunsztu aktorskiego. Rola wymagała od niego pokazania dwóch skrajnych postaci – oziębłego arystokraty, ale także czułego męża i ojca. Aktor z nieskazitelną dykcją i brytyjskim akcentem dopełnił kreacji wiernie naśladując wadę wymowy stanowiącą główny element postaci. Pochwały te, to nie pustosłowie, o czym świadczy przyznany Firthowi za tę rolę Złoty Glob.
Film definitywnie można polecić, zarówno widzowi młodemu jak i dorosłemu, bez ryzyka, że wyjdzie z kina znudzony. Pozornie jednostajna fabułą jest nośnikiem głębokich emocji, a sposób ich przedstawiania pozwala odczuć je również widzowi. Seans nie daje również widzowi uczucia skrępowania, które często towarzyszy oglądaniu filmów opartych na faktach historycznych – daty i wydarzenia z podręcznika do historii są wyraźnie zaznaczone, a widz jest całkowicie świadom ciągu przyczynowo-skutkowego akcji. Sposób przedstawiania tła historycznego w „Jak zostać królem” odbiega od tego, do którego przyzwyczaiły inne tego typu filmy, w których znajomość przebiegu historii warunkuje zrozumienie fabuły.
Poruszająca historia, dobra gra aktorów i dopełniające wszystkiego drobne elementy odzwierciedlające klimat lat 30. takie jak adapter czy sznury pereł na szyi Elizabeth tworzą obraz o charakterze nietypowym, interesującym i godnym polecenia.
Magdalena WięsekŚmigło