Osiem minut przed śmiercią
   

Jesteś w wagonie pociągu. Nie wiesz kim jesteś, gdzie jedziesz, kim jest kobieta, która właśnie z Tobą rozmawia. Co robiłeś przez ostatnią godzinę, dzień, całe życie? Rozglądasz się dookoła, patrzysz przez okno - nic znajomego. Nagle nadjeżdża drugi pociąg. Słyszysz wybuch, wszystko zaczyna drżeć. W jednej sekundzie wagon staje w płomieniach...

Budzisz się w jakiejś komorze, jest strasznie zimno. Przed sobą masz ekran, na którym pojawia się nieznajoma kobieta i wypytuje cię o zamach bombowy i terrorystę, którego miałeś zdemaskować. "Gdzie jestem? Co się stało?" - pytasz. Odpowiedź pojawia się szybko i beznamiętnie, jak formułka urzędnika: nie żyjesz, jesteś w ciele pewnego nieznanego ci nauczyciela, który też nie żyje, gdyż zginął w zamachu bombowym, którego sprawcę masz odnaleźć. Skomplikowane? Witamy w "Kodzie Nieśmiertelności".

Totalny chaos, w który wpada bohater, udziela się również widzowi. Od początku filmu zostajemy wrzuceni w sam środek akcji i zagadki. I choć, prawdopodobnie było to niezamierzone, działanie Kodu Nieśmiertelności to jedyna rzecz, która utrzymuje przy ekranie. Jak odtworzyć ostatnie osiem minut z życia zmarłego? Dlaczego można dowolnie kształtować tamtą rzeczywistość? To wszystko, oraz parę merytorycznych ciekawostek przewija się przez cały film, a i tak niektóre uściślenia pojawiają się tuż przed napisami końcowymi. Mimo wszystko, skomplikowany scenariusz ma wiele dziur, niedopowiedzeń i nieścisłości. Można by to było odsunąć na dalszy plan, przy głównej akcji. Jednakże wątek odkrycia terrorysty dla co bardziej spostrzegawczych i znających typowe filmy o tematyce śledczej, jest jasny praktycznie od pierwszych scen. To kolejny minus filmu.

Jednakże jest coś, co sprawiło, że film nie prezentuje sobą jedynie miłej dla oka i neutralnej dla mózgu strawy dla niedzielnego kinomaniaka. Colter Stevens, główny bohater, stawia przed widzem dosyć proste, ale bardzo zastanawiające pytanie - gdybyś wiedział, że masz ostatnie osiem minut życia, to co byś zrobił? I choć sprawę utrudnia fakt, że nie jesteś w swoim ciele, a wokół ciebie są sami obcy ludzie, ale Colter Stevens nie ma wątpliwości co robić. Wynik jego heroicznej próby zmiany biegu ostatnich chwil życia pasażerów pociągu zostanie zamknięty w świetnej, wyrazistej scenie tuż przed wybuchem. Powolny przejazd kamery nad pasażerami, których zachowanie tak bardzo różni się od wcześniejszych scen w pociągu, mimika, przesłanie - tego nie da się opisać słowami, to trzeba zobaczyć!

"Kod Nieśmiertelności" to mimo wszystko proste kino sci-fi. Ciężko powstrzymać się od porównania go do "Incepcji". To pierwszy tytuł, jaki się nasuwa. Ale w zestawieniu z nim wypada dużo gorzej - mało polotu, mniejszy rozmach i uboższy scenariusz. No i zakończenie, które mocno pomiesza widzom w głowach. Ale gdyby zatrzymać się na ostatniej scenie z pociągu - po finalnym czynie Stevensa - i oddać się magii tego ujęcia, prawdziwej esencji kina, to cała reszta schodzi na drugi plan. Czy to ratuje film? Na pewno nie. Ale dla tych scen warto oglądnąć całość.

funky
Poleć znajomemu
Imię i nazwisko nadawcy:
E-mail adresata:
Poleć
Link został wysłany
Newsletter
juliada mlodziez smiglo

Powered by mtCMS   •    Wszelkie prawa zastrzeżone   •    Projekt i wykonanie MTWeb